... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- To znaczy, że tego ranka wszyscy zadają mi pytania -zadrwił król, patrząc karcącym wzrokiem na królową i lekarza. Nagle w drzwiach sypialni ukazał się siwowłosy mężczyzna, którego król obrzucił nieprzychylnym spojrzeniem. - Możesz wejść, Malsaur - odezwał się zirytowany Rupert. - Niczego więcej nie pragnę, jak towarzystwa lękliwych kumoszek! - 24 - Wstał z fotela i podał ramię królowej. - Teraz mogę odpowiedzieć na twoje pytanie, moja droga. To wszystko oznacza, że idziemy do błękitnego salonu na długo oczekiwane spotkanie z synem. To spotkanie powinno było się odbyć natychmiast po przyjeździe następcy tronu -powiedział dobitnie król, obrzucając piorunującym spojrzeniem wszystkich zgromadzonych. Zegar na wieży już dawno wydzwonił dziewiątą, kiedy Deverell szedł za lokajem w kierunku błękitnego salonu. Wiedząc, że król nie toleruje spóźnień, celowo przetrzymał służącego, który przyniósł mu wiadomość o zmianie miejsca spotkania. Ojciec będzie początkowo zdziwiony takim zachowaniem, ponieważ Deverell był zawsze punktualny. Potem zdumienie przerodzi się w szok, po czym ojciec wpadnie we wściekłość. Ale nie ma rady. Musi oszukiwać ojca, nie może mu jeszcze wyjawić tajemnicy. Królestwu grozi zbyt wiele niebezpieczeństw. Może tylko pocieszać się faktem, że król czuje się na tyle dobrze, że wstał z łóżka i przeszedł do błękitnego salonu. Kamerdyner otworzył przed księciem drzwi. - Jego książęca mość, książę Deverell - zaanonsował. - Przepraszam za spóźnienie. Następca tronu wykonał niedbały gest dłonią, w której trzymał uperfumowaną, koronkową chusteczkę. Skinął głową - 25 - matce i podszedł do króla, który siedział w fotelu przy kominku. - Długo się tu idzie z moich komnat - dodał, machając chusteczką. - Cieszę się z naszego spotkania, najjaśniejszy panie. Jak zdrowie waszej królewskiej mości? - Hm... dość dobre. - Rupert patrzył na księcia dziwnym wzrokiem. - Deverell, odłóż to paskudztwo! - To? - Deverell popatrzył z uśmiechem na chusteczkę i wzruszył ramionami. - Oczywiście. Według życzenia waszej królewskiej mości - powiedział, chowając chusteczkę do kieszeni bogato haftowanej różowej kamizelki. – Więc my... Król uniósł brwi, a w jego niebieskich oczach ukazał się wyraz zdumienia. - Mój panie, tu nie ma żadnego my. Nie jesteś królem! Co, u diabła, się z tobą dzieje? - Ze mną, najjaśniejszy panie? - spytał urażony Deverell. -Nie rozumiem, o co tu chodzi. - Uczynił gest w kierunku pustego krzesła, stojącego naprzeciwko królewskiego fotela. -Czy mogę usiąść? - Nie, nie możesz! - zagrzmiał Rupert. - Ależ najjaśniejszy panie! - Deverell zatrząsł się i zakrył uszy palcami. - Wasza królewska mość, proszę się tak nie podniecać -odezwał się sir Meerston, kiedy król zerwał się z fotela. - 26 - - Rzeczywiście! - Król spojrzał na lekarza takim wzrokiem, że ten szybko cofnął rękę, którą go chciał powstrzymać. – Już jestem podniecony! - wrzasnął. - I mam do tego powody! - Rupercie, pamiętaj o swoim sercu! - krzyknęła zaniepokojona królowa, zapominając o wymogach etykiety i zwracając się do męża po imieniu. - Mojemu sercu nic by nie brakowało, gdybym widział w swoim synu i następcy prawdziwego mężczyznę! – huknął król. - Widzę wyraźnie, że nie informowano mnie o tym, co się działo w Londynie. Ale dowiem się wszystkiego! To hańba - dodał, wskazując syna palcem. Deverell wyczuwał głęboki ból w głosie ojca. Monarcha rozejrzał się po zgromadzonych i zatrzymał wzrok na ambasadorze. - Przede wszystkim winie pana, milordzie, za raporty o wspaniałych postępach następcy tronu. To trwało sześć lat, Malsaur! - Wasza królewska mość - wtrąciła królowa. - Lord Borne nie zrobił nic takiego, aby mieć podstawy do... - Nie zrobił nic takiego? - warknął Rupert. - Nic takiego, tylko pozwolił, aby mój syn stał się zniewieściałym głupkiem! Ty też maczałaś w tym palce! - Głupkiem? -powtórzył z oburzeniem Deverell. –Jeszcze niczego takiego... - 27 - - Cisza! - ryknął król. W salonie zapadło milczenie. Rupert przypatrywał się uważnie frymuśnemu ubraniu syna. Nie słyszał ruchu za drzwiami - jego donośny głos przyciągnął pod drzwi salonu zaciekawioną służbę. Kiedy odezwał się znowu, mówił podejrzanie cicho. - Dwadzieścia siedem lat temu, kiedy się urodziłeś, szczęście zapanowało w całym królestwie. Byliśmy od pięciu lat małżeństwem i już zacząłem pogrążać się w rozpaczy z powodu braku potomka. I wreszcie przyszedł na świat zdrowy syn. Wiedzieliśmy już, że nie będziesz mógł mieć rodzeństwa, ale byliśmy wdzięczni losowi, że mamy ciebie. Byłeś silnym, energicznym dzieckiem, nigdy nie chorowałeś. Byłeś też zdolnym, odważnym chłopcem... Króla zawiódł głos. Zacisnął wargi, odetchnął głęboko, a po chwili ciągnął już mocniejszym tonem. - Daliśmy ci imię na cześć dwóch najsławniejszych królów Baravii. Byli tak wspaniałymi władcami, że żaden kolejny monarcha nie ośmielił się już dać synowi imienia Deverell, nie wierząc, że którykolwiek zdoła im dorównać. Deverell Pierwszy i jego wnuk, Deverell Drugi, byli bohaterami Baravii! Ale my mieliśmy dość śmiałości, aby dać to imię tobie. Twoje przyjście na świat, po pięciu latach oczekiwania potomka, wydało się nam znakiem danym z niebios. Wierzyliśmy, że będziesz wielkim królem! - 28 - Rupert westchnął ciężko. Deverell odwrócił wzrok. Tak bardzo chciał wyznać ojcu swoją tajemnicę! - Masz patrzeć na swojego króla, kiedy mówi do ciebie! -krzyknął Rupert, odzyskawszy już panowanie nad sobą. - Tak, Najjaśniejszy Panie - wyjąkał Deverell. - Teraz słuchaj uważnie. Jutro, o świcie, zameldujesz się w koszarach Królewskiej Gwardii Konnej. Musisz wykazać się swoimi umiejętnościami. - Umiejętnościami, najjaśniejszy panie? - Tak, ty niedołęgo. Kapitan gwardii sprawdzi, czy posiadasz sprawność fizyczną i inne umiejętności, nieodzowne dla następcy tronu. Czy umiesz jeszcze siedzieć na koniu? Pogrążony w myślach Deverell nie odpowiedział na pytanie króla. Będzie musiał tracić czas, kiedy jego zadaniem jest zdemaskowanie zdrajców! Może powinien zrezygnować ze swojego planu. Sytuacja rozwijała się w trudnym do przewidzenia kierunku. Starał się też przypomnieć sobie, kto jest obecnie kapitanem gwardii. - Odezwij się, chłopcze! - krzyknął Rupert. - Czy umiesz jeszcze jeździć konno? - Oczywiście - przytaknął Deverell. - Zgłosisz się do koszar gwardii o świcie - powtórzył król, trzęsąc się z wściekłości. - A teraz zejdź mi z oczu! arisa szła korytarzem prowadzącym do komnat księcia - 29 - Deverella