X


... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Ale czu�a, �e opada z niej zak�opotanie, zmieszanie i rozpacz. John Rainbird m�wi� dalej szybko, nie chc�c, by przypomina�a sobie, �e przy okazji niemal zabi�a ojca. - A je�li chodzi o Hockstettera, to go tu widzia�em. Widzia�em takich jak on w czasie wojny. Ka�dy z nich to jednodniowy, �smy cud �wiata... taki Kr�l G�wna z G�ry Gnoju. Je�li nie wyci�gnie z ciebie tego, czego chce jednym sposobem, u�yje innego. - Tego najbardziej si� boj� - powiedzia�a Charlie cicho. - A poza tym to facet, kt�remu warto by�oby podpali� pi�ty. Charlie by�a zszokowana, ale zacz�a chichota� - g�o�niej, jak z nieprzyzwoitego dowcipu, �e niby to brzydko opowiada� takie dowcipy. Kiedy przesta�a chichota�, powiedzia�a: - Nie b�d� roznieca� ognia. Obieca�am sobie. To �le i nie b�d�. Do��. Pora si� powstrzyma�. Intuicja podpowiada�a mu, �e mo�e posuwa� si� dalej, ale czu� tak�e, �e intuicja mo�e go zawie��. By� zm�czony. Praca nad dziewczynk� by�a nie mniej m�cz�ca ni� praca nad jednym z sejf�w Rammadena. Zbyt �atwo by�o brn�� dalej i pope�ni� b��d, kt�rego nigdy nie da�oby si� naprawi�. - No tak, jasne. Pewnie masz racj�. , - Naprawd� zobaczysz si� z tat�? - Spr�buj�, ma�a. - Przykro mi, �e zamkn�li ci� tu ze mn�, John. Ale te� jestem strasznie zadowolona. - Jasne. "* Rozmawiali o rzeczach bez znaczenia. Potem Charlie po�o�y�a mu g�ow� na ramieniu. Czu�, �e zn�w si� zdrzemn�a - by�o ju� bardzo p�no - i kiedy czterdzie�ci minut p�niej zapali�y si� �wiat�a, mocno spa�a. �wiat�o na jej twarzy sprawi�o, �e poruszy�a si�, obr�ci�a i odwr�ci�a g�ow� w stron� jego ciemno�ci. Z namy s�em przyjrza� si� delikatnej, g�adkiej �odydze jej szyi, �agodnej krzywi�nie jej czaszki. Tyle mocy w tej ma�ej, kruchej kolebce z ko�ci. Czy to mo�e by� prawda? Jego m�zg ci�gle nie wyra�a� 286 akceptacji, ale sercem czu�, �e to prawda. By�o to dziwne, lecz jakie� wspania�e uczucie - by� tak podzielonym. Wzi�� dziewczynk� na r�ce, zani�s� do ��ka i wsun�� pod ko�-dr�. Kiedy poprawia� ko�dr�, Charlie prawie si� obudzi�a. Pod wp�ywem impulsu pochyli� si� i poca�owa� j�. - Dobranoc, ma�a - powiedzia�. - Dobranoc, tato - odpowiedzia�a st�umionym, sennym g�osem. Przewr�ci�a si� na bok i zasn�a. Patrzy� na ni� jeszcze kilka minut, a p�niej wr�ci� do du�ego pokOju. Po kolejnych dziesi�ciu minutach do mieszkania wpad� jak bomba Hockstetter. - Awaria elektryczno�ci - obwie�ci�. - Burza. Te cholerne elektryczne zamki; nie ma jak ich otworzy�. Czy ona... - Wszystko b�dzie dobrze, je�li, do cholery, zni�ysz g�os - po-wiedzia� cicho Rainbird Jego wielkie d�onie wystrzeli�y przed sie-bie, z�apa�y Hockstettera za klapy bia�ego, laboratoryjnego fartucha poderwa�y go w g�r� tak, �e nagle przera�ona twarz doktora znalaz�a si� o centymetry od twarzy Raindbirda. - A je�li kiedykolwiek zachowasz si� tu tak, jakby� mnie zna� i kiedykolwiek odezwiesz si� do mnie tak, jakbym nie by� s�u��cym klasy �D", zabij� ci�, potn� na kawa�ki, podsma�� i przerobi� na pokarm dla kot�w. Hockstetter wi� si� niezdarnie. W k�cikach jego ust pojawi�a si� �lina. - Rozumiesz? Zabij� ci�. - Rainbird dwukrotnie potrz�sn�� Chockstetterem. - Ro... ro... rozu...miem. - To wyno� si� st�d - powiedzia� i wypchn�� bladego, przera�o- nego Hockstettera na korytarz. Po raz ostatni rozejrza� si� po pokoju, wyci�gn�� na korytarz sw�j w�zek i zamkn�� samozatrzaskuj�ce si� drzwi. W sypialni Charlie nadal spa�a; spokojniej, ni� zdarzy�o si� jej spa� od miesi�cy A mo�e od lat. 287 MA�Y P�OMYK, WIELKI BRACIE Min�a gwa�towna burza. Mija� czas - przesz�y trzy tygodnie. Lato, wilgotne i butne, ci�gle panowa�o nad wschodni� Wirgini�, lecz szko�y ju� wype�ni�y si� krzykiem dzieci. Wok� Longmont zaje�d�one, ��te autobusy toczy�y si� tam i z powrotem po dobrze utrzymanych bocznych drogach. W pobliskim mie�cie, w Waszyngtonie, zacz�� si� kolejny sezon uchwalania ustaw, plotek i insynuacji - jak zwykle otoczony atmosfer� kojarzon� raczej z wyst�pami cyrkowych kar��w, kreowan� przez telewizyjnych dziennikarzy, umy�lne przecieki prasowe i wszechobecne chmury wyziew�w whisky. W tym czasie Charlie McGee posz�a do szko�y. Pomys� by� Hocks-tettera, wi�c Charlie protestowa�a, ale John Rainbird nam�wi� j�, by zmieni�a zdanie. - A co ci to mo�e zaszkodzi�? - zapyta�. - Nie ma sensu, �eby taka m�dra dziewczynka jak ty zosta�a daleko z ty�u. Cholera... przepraszam, Charlie, ale, na Boga, czasami �a�uj�, �e nie sko�czy�em niczego opr�cz podstaw�wki. Nie zmywa�bym teraz pod��g... mo�esz si� o to za�o�y�. A poza tym nie b�dziesz si� nudzi�. Wi�c Charlie zacz�a si� uczy� - dla Johna. Pojawili si� nauczyciele: m�ody m�czyzna od angielskiego, starsza kobieta od matematyki, m�oda kobieta w okularach od francuskiego, m�czyzna w w�zku inwalidzkim od fizyki. S�ucha�a ich i przypuszcza�a, �e si� uczy, ale robi�a to dla Johna. John trzy razy ryzykowa� utrat� pracy, nosz�c jej listy do ojca. Charlie czu�a si� winna i z poczucia winy gotowa by�a zrobi� o wiele wi�cej, by, jak s�dzi�a, sprawi� mu przyjemno��. Przyni�s� jej te� wiadomo�� od taty, �e czuje si� dobrze, �e cieszy si�, wiedz�c, i� Charlie te� si� czuje dobrze. To j� troch� przygn�bi�o, ale by�a ju� wystarczaj�co du�a, by zrozumie�, a w ka�dym razie zaczyna� ro- 288 zumie�, �e to, co najlepsze dla niej, mo�e nie by� najlepsze dla ojca. Ostatnio zaczyna�a si� zastanawia�, coraz cz�ciej i g��biej, czy mo�e John nie wie najlepiej, co jest najlepsze dla niej. Na sw�j szczery, zabawny spos�b (zawsze przeklina�, a p�niej przeprasza�, co bawi�o j� do �ez) John by� bardzo przekonywaj�cy. Przez niemal dziesi�� dni po burzy nie m�wi� nic o rozniecaniu ognia. O tych sprawach zawsze rozmawiali w kuchni, gdzie, zdaniem Johna, nie by�o �pluskiew", i zawsze m�wili cicho. Tego dnia John powiedzia�: - My�la�a� troch� o tej sprawie z ogniem, Charlie? - Teraz zacz�� m�wi� do niej Charlie, a nie �ma�a". Prosi�a go o to. Charlie zadr�a�a. Od czasu farmy Manders�w ju� samo my�lenie o ogniu wywo�ywa�o tak� reakcj�. Stawa�a si� zimna, spi�ta, przejmowa�y j� dreszcze; w raportach Hockstetter nazywa� to ��agodn� fobi�". - M�wi�am ci. Nie mog�. Nie chc�. - Zaraz, nie mog� i nie chc� to dwie r�ne rzeczy. - John my� , ale robi� to bardzo wolno, tak �e m�g� z ni� rozmawia�, a szczotka �miga�a po pod�odze. M�wi� jak starzy wi�niowie, niemal nie otwieraj�c ust. Charlie nie odpowiedzia�a. - Ja tam wiem swoje - stwierdzi� - ale je�li nie chcesz pos�ucha�, je�li ju� si� zdecydowa�a�... no, to si� zamkn�. - Nie, w porz�dku - odpowiedzia�a uprzejmie Charlie, ale tak naprawd� chcia�a, �eby si� zamkn��, nie m�wi� o tym i nawet nie my�la�. Od l�ku �le si� czu�a. Ale John tyle dla niej zrobi�..

 

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.