... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Zygmunt wiedział, że podanie o tę pracę będzie musiał złożyć do władz lokalnych Dolnej Austrii. Mimo iż przepisy wyraźnie zabraniały piastowania równocześnie godności prymariusza w szpitalu i profesora na uniwersytecie, jako że oznaczałoby to równoczesne pobieranie pensji od rządu cesarskiego i władz lokalnych, zrobiono wyjątek dla profesora Teodora Meynerta, pragnąc umożliwić mu prowadzenie badań nad mózgiem w klinice uniwersyteckiej i opiekowanie się chorymi psychicznie pacjentami szpitala. Dla Zygmunta powstała szansa pracy w szpitalu. W jakim jednak stopniu umożliwi mu to prowadzenie badań? Poszedł natychmiast do swojego przyjaciela i nauczyciela urzędującego na parterze Trzeciego Pawilonu. Przez duże okna gabinetu widać było rosnące na dziedzińcu kasztany, ale światło wpadało jeszcze przez małe okienka głęboko osadzone w sklepionym suficie i nadające pomieszczeniu wygląd kaplicy. Dla Teodora Meynerta to pomieszczenie i prace, które w nim prowadzono, stanowiły zaiste świętość. Był to mężczyzna krępej budowy, o potężnej klatce piersiowej i bujnej czuprynie na olbrzymiej głowie. Natura starała się wynagrodzić rozmiarami czaszki to, czego poskąpiła we wzroście. Meynert, człowiek wojowniczy, indywidualista, ekscentryk obdarzony olbrzymią inteligencją urodził się w Dreźnie, w rodzinie krytyka teatralnego; matka była śpiewaczką w Operze Królewskiej. Parał się poezją, historią, krytyką teatralną, śpiewaniem ballad. Znał pół tuzina języków, choć w żadnym nie potrafił sklecić poprawnego zdania. Swym osiągnięciom naukowym w dziedzinie neuroanatomii zawdzięczał tytuł „ojca architektury mózgu". Nie twierdził bynajmniej, że badania anatomiczne mózgu to wyłącznie jego pomysł, wymieniał z szacunkiem długą linię poprzedników: Arnolda, Stillinga, Koellikera, Foville'a, a w szczególności swego nauczyciela, mentora i sojusznika w najzacieklejszych bataliach, profesora Carla Rokitańskie-go, kierownika oddziału anatomii patologicznej. Podkreślał natomiast stale, że jest „głównym kultywatorem lokalizacji anatomicznej". Badania swe rozpoczął od kretów i nietoperzy, kontynuował na setkach różnych gatunków, 94 starając się ustalić, jakie obszary mózgu kierują poszczególnymi częściami ciała, zwracając uwagę na korę mózgową jako „tę część mózgu, w której umieszczone są funkcje tworzące osobowość". Wykładał psychiatrię. Termin ten powstał przed czterdziestu laty, ale Meynert nie posługiwał się nim, twierdząc, że „wszystkie zaburzenia emocjonalne i umysłowe spowodowane są przez choroby fizyczne, i to wyłącznie". Jego kariera miała burzliwy przebieg. Pracując przez wiele lat w Szpitalu dla Umysłowo Chorych Dolnej Austrii poświęcał wiele czasu na badania mikroskopowe mózgu i rdzenia kręgowego, traktując chorych psychicznie jaka znakomity materiał do badań naukowych nad korą mózgową, w szczególności nad jej ośrodkami czuciowymi i ruchowymi. Krytycy, których nie brakło i którzy atakowali go zaciekle, twierdzili, że „dla Meynerta dobry wariat to tylko wariat nieżywy. Nie może się doczekać, kiedy pacjent umrze, umożliwiając mu przeprowadzenie sekcji mózgu." Tu właśnie po raz pierwszy wszedł w konflikt z niemieckimi lekarzami walczącymi o humanitarne traktowanie chorych psychicznie; uważającymi za swe zadanie obserwowanie pacjentów, klasyfikowanie symptomów, ustalanie powiązań rodzinnych, ponieważ wszelki obłęd uznawali za dziedziczny, i wreszcie zabiegającymi o ulżenie doli chorych. Przełożonym Meynerta w klinice psychiatrycznej był doktor Ludwik Schlager. Przez dziesięć lat walczył on *o poprawę losu umysłowo chorych, o ochronę ich praw majątkowych i ludzkich; doprowadził do tego, że zdjęto im kajdany, w które ich zakuwano, uwolnił z lochów i kazamato w, w których dotąd przebywali, otoczył opieką, poprawił wyżywienie i warunki mieszkaniowe, nakazał traktowanie ich po ludzku, tak samo jak innych chorych, i twierdził stanowczo, że tylko badania prowadzone w jego klinice posiadają wartość naukową, co zresztą Meynert głośno za nim powtarzał. Meynert nie był człowiekiem okrutnym czy pozbawionym uczuć, ale głosił wszem wobec, że nigdy jeszcze nie udało mu się zobaczyć wyleczonego wariata. Jedyna nadzieja to, jego zdaniem, specjaliści od anatomii mózgu. Kiedy już będą wiedzieli wszystko o funkcjonowaniu mózgu i o tym, co powoduje zakłócenia, wyeliminują choroby umysłowe przez zlikwidowanie przyczyn ich powstawania. 95 Walka nabrała takiego nasilenia, że Meynerta zwolniono z pracy. Kontynuował więc badania naukowe w samotności, w swym prywatnym laboratorium. Klinika uniwersytecka również zrezygnowała z jego usług; uważano, że zaraził się obłędem podczas pracy w domu wariatów. Wytrwały przy nim tylko dwie osoby, jego żona i uniwersytecki delegat do spraw dyscyplinarnych, doktor Rokitan-sky, który wiedział, że Meynert jest geniuszem. W końcu opinia Rokitańskiego zwyciężyła. W 1875 roku, na dwa lata przedtem zanim Zygmunt został jego uczniem, utworzono w Allgemeines Krankenhaus Drugą Klinikę Psychiatryczną i Meynertowi powierzono kierownictwo. Odtąd laboratorium anatomii mózgu miało się stać jedyną kuźnią nowych metod leczenia chorób umysłowych. Zygmunt był zwolennikiem Meynerta. Wiedział, że profesor ma całkowitą rację. Marzył teraz o powrocie do jego pracowni. — Panie profesorze, dowiedziałem się właśnie, że Bela Harmath chce odejść. Przybiegłem natychmiast. Jeśli nie jestem zadyszany, to tylko dlatego, że tak znakomicie potrafię udawać. Meynert się roześmiał. Lubił tego gorliwego, zdolnego młodego człowieka