... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Ze wzruszenia słowa przemówić nie mogła; nogi pod nią drżały tak, że ledwie się na nich utrzymać zdołała. Lady Helena objęła ją rękoma. - John Mangles w milczeniu wytężał oko; bystry jego wzrok marynarski nie mógł dostrzec kapitana po między wracającymi. - On jest tam, powraca, mój ojciec drogi! - szeptało dziewczę. Lecz w miarę zbliżania się szalupy, rozwiewało się złudzenie. Gdy powracający byli już tylko w odległości stu sążni od okrętu, nie tylko lady Helena i John Mangles, ale sama nawet Marja, łzami zalana, wszelką utraciła nadzieję. W samą więc porę lord Glenarvan odezwał się słowami pociechy i nadziei. Po pierwszych powitaniach, Glenarvan opowiedział żonie, Marji i Manglesowi ważniejsze wypadki swej wycieczki, a przedewszystkiem zapoznał ich z nową interpretacją dokumentu, którą zawdzięczać należy przenikliwości Jakóba Paganela. Chwalił też bardzo odwagę i poświęcenie Roberta, mówiąc o niebezpieczeństwach, na jakie bywał narażony. Zakłopotany chłopiec nie wiedział, co z sobą zrobić, wreszcie znalazł schronienie w objęciach siostry. - Nie masz się czego wstydzić, Robercie - rzekł John Mangles - postępowałeś, jak przystoi na syna kapitana Granta. To mówiąc, wyciągnął rękę do brata Marji i dotknął ustami policzka, zroszonego łzami dziewczęcia. Major i uczony geograf niemniej serdecznie byli powitani; a gdy Glenarvan opowiedział o upominku, danym przez siebie Thalcave'owi, lady Helena wyraziła żal, iż nie mogła uścisnąć dłoni zacnego Indjanina. Mac-Nabbs wymknął się zaraz po przywitaniu do swej kajuty, aby się ogolić; Paganel zaś biegał jak pszczoła, zbierając słodycz uśmiechów i pochwał. Chciał uściskać całą osadę Duncana, a utrzymując, że lady Helena i Marja Grant również do niej należą, zaczął od nich, a skończył dopiero na p. Olbinecie, który, jakby wywdzięczając tę uprzejmość, poprosił towarzystwo na śniadanie. - Śniadanie! - zawołał Paganel. - Tak jest, panie Paganel - odpowiedział Olbinett. - Prawdziwe śniadanie, na prawdziwym stole, z nakryciem i serwetami? - Bezwątpienia, panie Paganel. - I nie będziemy jedli jaj na twardo, ani polędwicy ze strusia? - Bynajmniej, panie Paganel - rzekł z powagą steward, urażony nieco w swej godności. - Nie chciałem cię obrazić, mój przyjacielu - mówił z uśmiechem geograf - ale widzisz, przez cały ten miesiąc nie mieliśmy prawie nic innego i musieliśmy to jadać nie przy stole, jak wszyscy ludzie, ale leżąc na ziemi, lub siedząc skurczeni na drzewie, jak to bywało w ostatnich dniach naszego pobytu w tym pięknym kraju. Nie dziw się przeto, że śniadanie, zapowiedziane przez ciebie, wziąłem za marzenie, za fikcję, za chimerę jakąś. - Chodźmyż, panie Paganel, przekonać się o jego rzeczywistości - rzekła lady Helena, zaledwie powstrzymując się od śmiechu. - Czy Wasza Wysokość nie wyda rozkazów, co do kierunku drogi Duncana? - zapytał John Mangles. - Po śniadaniu, mój drogi - odpowiedział Glenarvan pogawędzimy wszyscy wspólnie o programie nowej naszej wyprawy. Wszyscy zeszli do jadalni; mechanikowi polecono mieć parę wpogotowiu do wyjazdu na znak dany. Major ogolony, jak należy, i reszta podróżnych, przebrawszy się szybko, zasiedii do stołu. Śniadanie było wyborne; jedzono też z apetytem, a Paganel, przez roztargnienie, jak mówił, po dwakroć wracał do każdego półmiska. Tak jedząc i gawędząc zarazem, nie zwrócił nawet uwagi narzecz, która wszakże nie uszła bacznego oka lorda Glenarvana: uczony i czcigodny sekretarz Towarzystwa Geograficznego nie dostrzegł względów i zabiegów, jakiemi John Mangles na każdym kroku otaczał młodziutką Marję Grant. Glenarvan z serdecznem współczuciem patrzył na tę piękną parę i począł wypytywać Johna Manglesa... ale całkiem o co innego. - A jakże ci się twoja podróż powiodła, kapitanie? - Jak może być najlepiej; tylko mam zaszczyt donieść Waszej Dostojności, że nie wracaliśmy przez cieśninę Magellańską. - Więc opłynęliście przylądek Horn! - zawołał Paganel. - Mój Boże, jakaż to szkoda, że ja tam nie byłem! - Nie można, kochany Paganelu, być w dwu miejscach jednocześnie; skoro przebiegałeś płaszczyzny pampy, to nie mogłeś żadną miarą w tym samym czasie opływać przylądka Horn. - Niemniej przeto żałuję tego - odrzekł uczony. John Mangles opowiadał dalej lordowi Glenarvan, jak płynąc wzdłuż brzegu amerykańskiego, obserwował wszystkie archipelagi zachodnie, lecz nigdzie nie znalazł najmniejszego śladu Britanji. Przybywszy do przylądka Pilares, u wejścia do cieśniny Magellana, zwrócił się z powodu wiatru przeciwnego na południe; Duncan, płynąc wzdłuż wysp Desolation, dosięgnął sześćdziesiątego siódmego stopnia szerokości południowej, opłynął przylądek Horn, minął ziemię Ognistą, a przebywszy cieśninę Le Maire, pilnował się już wybrzeży Patagonji. Tu, na wysokości przylądka Corrientes, wytrzymać musiał gwałtowność tego samego wiatru, który podróżnych trapił podczas burzy; na szczęście jednak jacht zniósł dobrze tę próbę, a od trzech już dni to zbliżał się, o ile można, do brzegów, to odpływał znowu na pełne morze. Dopiero huk wystrzału karabinowego oznajmił pożądany powrót gości, tak niecierpliwie oczekiwanych. Przy sposobności dowódca jachtu oddał hołd zasłużony rzadkiej nieustraszoności lady Glenarvan i panny Grant, które, jeśli okazały obawę podczas burzy, to tylko o los serdecznych przyjaciół, tułających się naówczas po płaszczyznach argentyńskich. Po tem opowiadaniu, lord Glenarvan rzekł, zwracając się do Marji Grant: - Miło mi słyszeć, kochana miss Marjo, to, co mówi kapitan, i wnosić, iż nie przykrzy ci się pobyt na pokładzie naszego statku. - Czyż mogłoby być inaczej? - odpowiedziała Marja, spoglądając na lady Helenę, a może i na kapitana. - Och! moja siostra kocha cię bardzo, panie John - zawołał Robert - i ja cię także kocham. - Ja ci szczerą płacę wzajemnością, mój chłopcze - odrzekł John Mangles, cokolwiek zmieszany słowami Roberta, które i na twarz Marji wywołały lekki rumieniec. Poczem, chcąc zwrócić rozmowę na przedmiot mniej drażliwy, John Mangles dodał: - Ponieważ skończyłem opowiadanie o podróży Duncana, Wasza Dostojność raczy może zkolei udzielić nam choć nieco szczegółów waszej wycieczki po Ameryce i opisze nam czyny młodego naszego bohatera. Żadne opowiadanie nie mogło być przyjemniejsze dla lady Heleny i miss Grant