... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Skarby, wyssane z całej zięmi, już im wkrótce dobijają im ostatnie chwile. O żono moja, śmiej się z tych fal i wichrów, bo my tu nie zginiem, my będziem częścią wielkiego zniszczenia!" Po tych słowach glos bohatera przybrał jesZcze bardziej gorzkie i szyderskie dźwieki - wspomniał o bogach Hellady, potężnych kiedyś, którym dzisiaj już rzadko kto wierzy - wyrocznie ich oniemiały od dawna, ale posągi ich stoją dotąd, bo świat stary odzwyczaić się nie może od nałogów młodości. Wszystkie bogi ziemi objawiły się w mieście przekleństwa. Jedne piękne, podobne nieśmiertelnym, bo greckiego dłuta - inne potworne, wzrosłe na piaskach pustyni, po Szczytach gór dalekich - ale on wie, że jest tylko bóg jeden, który przed wiekami położył dłonie na wirach chaosu i zwyciężył go na wieki. - Imię jego? - zapyta kapłanka Odyna. - Przeznaczenie* - i poszedł ku sterowi łodzi, bo podwajała się burza. Czy pamiętasz wyspę Chiarę, na której wzrośliście, ty i siostra twoja, boska Elsinoe? Czy pamiętasz wyprawy ojca, kiedy na maszty zarzucał żagle, nie trójkątne, greckie, ale barbarzyńskie, podłużne, sam w dackim49 kołpaku, z toporem Cymbrów w dłoni, z zatoki wymykał się nocą i puszczał na manowce Archipelagu? Wszystkie myśli Jugurty i Mitrydata odzywały w jego duszy ku dzikim plemionom latały nieustannie chęci jego i prace. To gdzie Błota Meockie*, gdzie pustynie i wiatronogie rumaki, to gdzie Syrty, w głębiach Afryki i jadem zaprawione strzały, błąkał się na przemian, szukając nieprzyjaciół nieprzyjacielowi swemu - dłonie królów dzikich ściskając, ucząc się ich mowy, broń ich zatykając na piersi swojej, sypiąc im dary i rozżarzając ich chucie obietnicą rozkoszy i łupów. Wtedy matce twojej boleśno schodziły dnie i nocy. Ale niewolnik żaden, obcy żaden nie wyczytał cierpienia z jej rysów; usta jej nie drżały, kiedy rozkazowała. Czasem tylko, wziąwszy was oboje za ręce, wiodła przez długie portyki w głąb pałacu. Tam, w framudze nabijanej mchem i konchami, stał wojownik z głazu. Dzikość nieśmiertelna marszczy mu skronie - w ręce trzyma czaszkę zabitego wroga, a u stóp jego bryły lodu wykute z paryjskiego marmuru. Przed nim schyla głowę matka twoja i duma nad ubiegłą ojczyzną: "Irydionie mój, Sygurdzie mój, ty ziemi srebrnej nie obaczysz nigdy, ni dziada twego, króla 'mężów. Patrz, oto bóg :mój święty, natchnienie moje straszne ~ to pan Walhalli, niezwalczony Odyn". I córkę przyciskając do piersi: "Gdzie ojciec, Elsinoe, mów; gdzie Hermes w tej chwili? Słyszę wiatrów szumy i fal żałobne jęki. Okręt jego pośród wód nieskończonych, nachylony, odarty z żaglów lub może na bezbożne wyrzucony brzegi... Ale nie - on zwycięży burze, on odejmie się dzikim i wróci do nas z chwałą półboga". A kiedy róg przybywającego odezwał się od morza, kiedy bliżej zagrzmiał wśród gajów cytrynowych, kiedy nocną rosą obwisły, spiekły słońcem i dżdżami sczerniony rzucał się Hermes w objęcia żony i oko jego czarne, namiętne, blaskiem nadziei pałało - wtedy znów bywały dni pogodne i szczęśliwe na Chiarze, zapominała kapłanka o gorzkich przeczuciach, a wy biegaliście swobodnie, rozkosznie po trawnikach wśród kwiatów, po nadbrzeżach wśród muszli, po salach marmurowych wśród trójnogów i kadzideł, odpoczywając na łonie matki, na ojca kolanach; a on co wieczór błogosławiąc wasze głqwy do snu pochylone: "Pamiętajcie - powtarzał - nienawidzić Romy. Dorósłszy, niech każ den z was ściga ją przeklęstwem swoim - ty żelazem i ogniem - ty natchnieniem i niewiasty zdradą". Czasem też do, Chiary prokonsul lub pretor, lub wyzwoleniec jaki cezara przybywali w goście - wtedy Hermes kazał zastawiać długie łoża i stoły - lesbijskie wino płynęło strugami - brzmiały głosy niewolnic, niewolników lutnie pieśniami starego Homera