... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Zamordował jednego czy dwóch, a potem rzucił się do szaleńczej ucieczki. Biegł, ściągał ze ścian labiryntu pochodnie i gasił je na zakurzonej ziemi, pozostawiając za sobą tylko dym i ciemność - i przekleństwa wykrzykiwane przez prześladowców. Minął ostatni stalaktyt kamienny sufit zniżył się i grota utworzyła zator... Droga była zablokowana! Tunel był zamknięty ogromnym czarnym kamieniem. Ostatnia pochodnia migotała, oświetlając bladym światłem przeszkodę. I Turnbull zobaczył, że kamienna płyta miała... kołatkę? Tak, kołatkę w kształcie olbrzymiego, żelaznego znaku zapytania! Usłyszał za sobą odgłos kroków i nierówne oddechy. Zerwał z żeber ostatnią pijawkę, obrócił się i rzucił nią w zbliżającą się postać. Potem doskoczył do kołatki i... Zastukał! Rozdział Czterdziesty Pierwszy Angela dopłynęła do brzegu i podbiegła do najbliższego drzewa. Trochę przypominało palmę, a jego pełen sęków pień przechylał się w stronę wody. Wspięła się na górę, gdzie gałęzie rozchylały się na kształt wachlarza zielonych i żółtych piór. Usadowiła się między konarami. Poczuła się tu w miarę bezpieczna. Mogła rozejrzeć się, sprawdzić, czy nadal goni ją któryś z Rodów Denholmów i ustalić kierunek ewentualnej ucieczki. Czuła, jak jej pokaleczone i obolałe ciało zapada w zbawienne odrętwienie. Nie myślała o stopach poranionych przez korę drzewa, zresztą - tak jak inni - nauczyła się już, że w światach stworzonych przez Dom Pełen Drzwi rany goją się szybko. Najważniejsze było to, że zdołała uciec przed swoim mężem - odrażającym, przepełnionym żądzą i okrucieństwem. Pióropusze egzotycznych liści pochylały się nad jej głową dając cień, a lekki wietrzyk przynosił odrobinę chłodu zmęczonemu ciału. Ogarnęła ją błoga senność. Przed oczami przesuwały się obrazy ostatnich wydarzeń. Wyssana z kamiennego grobowca, w którym zginął Varre, Angela ocknęła się na brzegu doskonale czystego oceanu. Jej ciało pieszczotliwie muskały lekko spienione fale. Wyszła na oślepiająco biały piasek, na którym tysiące pozaziemskich muszelek schło w promieniach złotego kosmicznego słońca. I od razu wiedziała, że nie jest tu sama, ponieważ na piasku były świeże ślady stóp, a daleko na mieliźnie... Wśród fal dostrzegła czyjąś ciemną głowę. Serce jej zabiło mocniej. Pomyślała: Spencer czy Turnbull? A może Anderson? Kiedy mężczyzna dopłynął do brzegu, zdała sobie sprawę z bezmiaru okrucieństwa Domu Pełnego Drzwi. Nie był to Gill, Turnbull ani Anderson, lecz jej mąż, Rod Denholm. Szedł nagi, a kiedy zbliżył się do niej, jego uśmiechnięta twarz wykrzywiła się w dobrze znaną, odrażającą maskę. Angela z przerażeniem uświadomiła sobie, że jest całkowicie bezbronna. Beznadziejnie samotna w świecie zbudowanym ze swoich lęków. Nie ma tu nikogo, kto mógłby przyjść jej z pomocą. Jest tylko Rod. Patrzyła na niego i wiedziała, co ją czeka. Weźmie, ją, wiele razy, brutalnie, dziko, a potem ją zabije! W tym momencie mogła jedynie poddać się losowi. To zostałoby zarejestrowane. Zgodnie z regułami Thonu gra byłaby skończona. Syntetyzer usunąłby Angelę z tego świata - albo ten świat z Angeli - i zakodowałby jej porażkę. Wszystko, co przeżyła ona, Gill i inni, zostałoby skasowane. Wróciłaby tam, skąd przybyła. Tak właśnie by się stało, gdyby reguły nie zostały zmienione. Teraz wszystko wyglądało inaczej - Sith wymagał, żeby Angela za porażkę zapłaciła życiem. Clayborne poddał się i „umarł”. Varre także zginął śmiercią potworną, niewyobrażalnie okrutną. Teraz przyszła kolej na nią. Ale ona nie miała zamiaru się poddać. Gdy klon Denholma zbliżał się do niej z wyciągniętymi już ramionami, przypomniała sobie, co Turnbull powiedział do Gilla kilka minut wcześniej (kilka minut?! Boże!), gdy kamienne ściany zbliżały się, by ich zmiażdżyć: „To się nie skończy, dopóki się nie poddamy. Więc, do cholery, nie łam się teraz!” Teraz wydało jej się to groteskowe. Denholm był już przy niej. Odskoczyła, ale potknęła się i upadła. Zdążyła jeszcze sypnąć piaskiem prosto w jego świecące, pożądliwe oczy! „Nie łam się teraz!” - Słowa Turnbulla nieustannie dźwięczały jej w głowie, kiedy biegła w stronę lasu. „Nie łam się teraz!” Bo gdzieś tutaj, na powierzchni tej planety, jest kolejna projekcja Domu Drzwi. A więc mogła jeszcze uciec, nie wszystko było stracone. Zastanawiała się, skąd wziął się tu Rod? Ale równie dobrze można było zapytać, kim był Bannerman? Czym był? Czuła, jak setki innych pytań pędzą przez jej mózg, doprowadzają do zawrotów głowy. Nie było sensu pytać, kim był ten Rod