... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Elrykowi by³o wszystko jedno. Tak bardzo zaanga¿owa³ siê w poznawanie struktury snu i poziomów nierealnoœci, ¿e zapomnia³ o pierwotnym celu swej wyprawy, o zagro¿eniu, które czyha³o i na niego i na Anigha. Oone mu to przypomnia³a. - W Quarzhasaat czekaj¹ na Per³ê ci, którzy s¹ nie tylko twoimi wrogami, ale i wrogami tej dziewczyny, wszystkich Bauradimów. Masz jeszcze coœ do zrobienia, Spi¿owy Namiot nie jest kresem twej wêdrówki. - No to ju¿ nic nie wiem - podda³ siê Elryk. - Jaœniej ju¿ nie mogê siê wyra¿aæ. - Oone odwróci³a od niego spojrzenie, trochê jakby ze skromnoœci, trochê za spraw¹ przykrych myœli. - Ale tutaj jeszcze mogê zdecydowaæ za ciebie. Bierzemy Per³ê! - O ile dobrze zrozumia³em, Per³a nie istnia³a do chwili, gdy w³adcy Quarzhasaat jej zapragnêli, zanim poznali legendê. - Ale teraz ju¿ istnieje. Varadio, czy mog³abyœ podaæ mi Per³ê? - Z chêci¹ - powiedzia³a dziewczyna i podbieg³a do kolumny, zdjê³a os³onê i rzuci³a na ziemiê, a kawa³ki mlecznego szk³a rozprys³y siê woko³o mieszaj¹c siê z koœcianymi szcz¹tkami Per³owego Wojownika. Wziê³a Per³ê w jedn¹ rêkê niczym zwyk³¹ pi³kê. Przerzuca³a j¹ z radoœci¹ z d³oni do d³oni, ju¿ jej siê nie lêkaj¹c. - Piêkna jest. Nic dziwnego, ¿e jej chcieli. - Sami j¹ stworzyli, a potem u¿yli jako pu³apki na ciebie. - Oone z³apa³a rzucon¹ jej Per³ê. - To wstyd, wykorzystywaæ takie piêkno w tak z³ym dziele... - przerwa³a, marszcz¹c brwi. Œwiat³o gas³o z wolna. Zewsz¹d dochodziæ zacz¹³ poszum g³osów. Jêki, skrzypienie, lamenty, krzyki boleœci. Coraz g³oœniejszy wrzask wszystkich cierpi¹cych dusz wszechœwiata... Ha³as rozsadza³ g³owy. Zakrywszy uszy, stali przera¿eni patrz¹c, jak pod³oga pêka i zapada siê, jak bogato zdobione œciany, mozaiki i rzeŸby pokrywa rak rozk³adu, jak krusz¹ siê i rozsypuj¹ niczym tkanina stroju pogrzebowego sprzed lat w nagle otwartej trumnie. Przez to wszystko przebi³ siê œmiech. By³ to œmiech pogodny. Beztroski œmiech dziecka. Œmiech wolnego ducha. To Varadia siê œmia³a. - Wreszcie znika. Wreszcie! Och, nie jestem ju¿ niewolnic¹! Oone podesz³a do nich przebijaj¹c siê przez szcz¹tki, gruz i zgniliznê. Szybko, ale ostro¿nie, ujê³a d³oñ Varadii. - Jeszcze nie! Za wczeœnie! Mo¿e nas wch³on¹æ! Kaza³a Elrykowi uj¹æ drug¹ d³oñ dziewczynki i poprowadzi³a ich przez mrok spustoszenia i rozpadu. Mijali korytarze, podwórce z tryskaj¹cymi teraz szlamem fontannami, mury ze skamienia³ego cia³a, które poczê³y cuchn¹æ zgnilizn¹. Oone ponagla³a do biegu, a¿ w koñcu ujrzeli bramê fortecy. Weszli na marmurow¹ drogê. Z³odziejka niemal ci¹gnê³a ich za sob¹, by jak najszybciej znaleŸæ siê na moœcie, podczas gdy Per³owa Forteca obraca³a siê za ich plecami z hukiem w gruzy. Most zdawa³ siê ci¹gn¹æ w nieskoñczonoœæ. Elryk nie dojrza³ jego krañca, Oone jednak pozwoli³a wreszcie zwolniæ. Stali przed kolejn¹ bram¹. Ta brama by³a z czerwonego piaskowca i po wspania³oœciach pa³acu wydawa³a siê niemal surowa. Ozdabia³y j¹ wzory geometryczne i wizerunki koni, leopardów i dzikich wielb³¹dów. Z jakiegoœ niejasnego powodu Elryk zawaha³ siê, gdy ju¿ mieli j¹ przekroczyæ. - Bojê siê - powiedzia³. - Chyba swej œmiertelnoœci. Doœæ w tobie odwagi, ksi¹¿ê Elryku. B³agam ciê - nalega³a Oone - siêgnij teraz po ni¹. Opanowa³ lêki i mocno œcisn¹³ d³oñ dziecka. - Wracamy do domu? - spyta³a Œwiêta Dziewczyna. - Có¿ jest tam takiego, czego obawiam siê spotkaæ? Uœmiechn¹³ siê do niej, wdziêczny za to pytanie. - Nic takiego, Varadio. Chyba tylko ja sam. Razem przeszli przez bramê. 3 UROCZYSTOŒÆ W OAZIE SREBRNEGO KWIATU Budz¹c siê obok œpi¹cego dziecka, Elryk zdumia³ siê w³asn¹ kondycj¹ - czu³ siê rzeœki i wypoczêty. Ró¿d¿ka, która przenios³a ich do Krainy Snów, wci¹¿ zahaczona by³a o po³¹czone d³onie. Oone równie¿ siê poruszy³a. - A zatem nie uda³o siê? Pe³en zrezygnowania i boleœci g³os nale¿a³ do Raika Na Seema. - Co? - Oone patrzy³a na Varadiê, której skóra zaczê³a w³aœnie odzyskiwaæ naturalny, zdrowy kolor, a oczy siê otworzy³y. Dziewczyna spojrza³a wprost na swego zaniepokojnego ojca i uœmiechnê³a siê. By³ to radosny uœmiech dziecka, który ksi¹¿ê i Z³odziejka zd¹¿yli ju¿ poznaæ. Pierwszy Najstarszy Klanu Bauradimów za³ka³ niemal tak samo jak marsza³ek dworu Per³owej Fortecy. P³aka³ z ulgi i radoœci. Wzi¹³ córkê na rêce, ale ze wzruszenia nie móg³ przemówiæ, wyci¹gn¹³ tylko d³oñ w kierunku przyjació³, którzy wyrwali dziecko z niewoli, w jak¹ samo siê wpêdzi³o, pragn¹c umkn¹æ knowaniom lorda Gho. Oone i Elryk wziêli siê za rêce i wyszli ze Spi¿owego Namiotu na pustyniê, gdzie stanêli twarz¹ w twarz i popatrzyli sobie w oczy. - Zdarzy³ nam siê jeden wspólny sen - powiedzia³ Elryk ³agodnie, z uczuciem. - To bêdzie chyba dobre wspomnienie, pani. Ujê³a jego twarz w swoje d³onie. - M¹dry jesteœ, ksi¹¿ê Elryku, i odwa¿ny jesteœ, ale w jednym przynajmniej brakuje ci doœwiadczenia. Mam nadziejê, ¿e je zdobêdziesz. - Po to w³aœnie wybra³em siê na wêdrówkê, zostawiaj¹c Yyrkoona na Rubinowym Tronie. Brakuje mi o wiele wiêcej... - To by³o mi³e, œniæ razem. - Domyœlam siê, ¿e straci³aœ prawdziw¹ mi³oœæ. Mo¿e choæ trochê pomog³em ci uœmierzyæ ból. Zdumia³a siê przez chwilê, ale zaraz rozpogodzi³a brwi. - Mówisz o Alnacu? Owszem, by³ mi bliski, ale traktowa³am go raczej jak brata ni¿ kochanka. - Wybacz, pani - b¹kn¹³ zak³opotany Elryk. Oone spojrza³a w niebo. Krwawy Ksiê¿yc zabarwia³ jeszcze swym blaskiem piaski i lœni¹cy spi¿ namiotu. - Nie zakochujê siê tak ³atwo - westchnê³a. - Nadal zamierzasz wróciæ do Melniboné i twej narzeczonej? - Muszê. Kocham j¹. I obowi¹zki wzywaj¹ mnie do Imrryr. - Mi³e sercu obowi¹zki! - mruknê³a z sarkazmem i odesz³a na parê kroków. Pochyli³a g³owê, rêkê za³o¿y³a za pas i od niechcenia kopnê³a kilkakrotnie krwawo zabarwiony piasek. Elryk zbyt d³ugo t³umi³ w sobie emocje i teraz potrafi³ jedynie staæ i czekaæ, a¿ Oone ponownie do niego podejdzie. Z³odziejka uœmiechnê³a siê