... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Całe życie przed tobą, możesz być cnotliwa i cieszyć się swym przytułkiem dla staruszków; tak czy owak, teraz nie ma już powodu, abyś z niego rezygnowała. Zanim zdążyła coś powiedzieć, rozległo się pukanie do drzwi. Kto tam? - ryknął dziedzic, ale nikt się nie odezwał, a Pudenciana, nie czekając na pozwolenie otworzyła drzwi i wSunéła głowę do pokoju. Leżąca na kanapie zakonnica krzyknęła zaskoczona, a służąca oniemiała ze zdumienia; zaraz jednak odzyskała mowę i powiedziała: Przepraszam, że wchodzę, ale komendant policji chciałby się zobaczyć z panem dziedzicem. Powiedz mu, że dzisiaj nie mogę, jutro przyjdę do niego do komisariatu, na pewno. Tak, ale on powiada, że pan go onegdaj zaprosił na szynkę, a poza tym ma jeszcze coś do pogadania, i to bardzo pilnego. Augusto Aixela rozgniótł w popielniczce papierosa niby to ze złością, ale tylko udawał, bowiem ta niespodziewana wizyta pozwalała mu nie odpowiadać na niezliczone pytania. Niech tam, mruknął, już idę. Kiedy Pudenciana wyszła, siostra Consuelo powiedziała: Aby uzyskać wybaczenie od Boga, trzeba czuć żal za popełniony czyn, a ja nigdy nie będę tego żałowała, jestem zgubiona. Augusto Aixela patrzył na nią chwilę, zanim odparł: Nie przejmuj się takimi rzeczami, kobieto, jeszcze zdążymy spokojnie o tym porozmawiać; a teraz musisz się pospieszyć: niedługo się ściemni, a przecież słyszałaś, że komendant na mnie czeka, chyba nie chcesz, żeby nas tu razem zobaczył. Gdy tylko uporządkowała swój strój, co prędzej wziął ją pod rękę i podprowadził do kotary zasłaniającej drzwi od ogrodu. Wyjdź tędy, a potem okrążysz dom od tamtej strony i nikt cię nie będzie widział, rzekł. Już chciał otwierać drzwi, ale ona położyła rękę na klamce mówiąc: Poczekaj, to jedno muszę wiedzieć, tylko nie kłam: czy mnie kochasz? No pewnie, moja droga, odparł, czemu pytasz? Westchnęła i powiedziała: Myślałam, że kiedy osiągniesz swój cel, to już nie będzie ci na mnie zależało. Nie bądź dziecinna, skarcił ją. Będziesz mnie kochał zawsze? Tak. Więc przyjdę dziś wieczorem, oznajmiła. Będę na ciebie czekał, powiedział. Słońce się chowa, a razem z nim znika moja skromność, pomyślała, gdy została sama na ganku skąpanym w złotym blasku zachodu. Ave Marrrria Purrrissima, wrzasnęła na jej widok papuga. Dziś wieczorem nie przyjdę do refektarza i nie będę uczestniczyła w modlitwie, powiedziała siostrze furtiance po powrocie do Szpitala, proszę przekazać matce Millas, aby zajęła się wszystkim, co trzeba; i niech mi nikt nie przeszkadza, pod żadnym pozorem. Siostra furtianka pochyliła głowę i odezwała się: Był tutaj komendant policji, a ponieważ matki nie zastał, mówił, że jeszcze do nas zajrzy; co mam mu powiedzieć, jak przyjdzie? Ten człowiek nie tylko zjawia się nie w porę, ale wszędzie go pełno, pomyślała przeorysza, co za koszmar! A głośno odparła: Powiedziałam, że dzisiaj nikogo nie chcę widzieć, siostro, więc proszę się trzymać moich poleceń. Gdy znalazła się sama w swej celi, jej duszę osaczyły najbardziej sprzeczne ze sobą nastroje: radość w jednej chwili zmieniała się w smutek, po czym ogarniało ją otępienie i ospałość - będące reakcją na wstrząs emocjonalny i fizyczny, jakiego doznała przed kilkoma godzinami na kanapie w gabinecie - to znów, ulegając przepełniającej ją energii, przemierzała wąską izdebkę wielkimi susami i podskakiwała, gdyż przynosiło jej to ulgę. Świadomość, że oddała duszę i ciało ukochanemu mężczyźnie, była dla niej nie do zniesienia, ale pragnęła ponownie biec na spotkanie, by znów robić to samo: czuła niepohamowaną potrzebę oddania mu się i wszelkie przeszkody, czy to pochodzące od ludzi, czy od Boga, mogły tylko zwiększyć jej pragnienie. W takim obłędzie mijały jej godziny, gdy czekała, aż cała wspólnota pójdzie spać, a ona, pod osłoną nocy, będzie mogła nie zauważona przez nikogo wymknąć się ze Szpitala. Stłumiony szmer modlitw i śpiew dochodzący z kaplicy drażnił przeoryszę. Czy te idiotki nigdy nie przestaną śpiewać? - mówiła sobie. Po czym, przerażona własną podłością, zakrywszy dłońmi twarz prosiła Boga, aby jej nie opuszczał w owym decydującym momencie. Kiedy z wolna ucichły rozmowy, a potem szmer kroków inne stłumione odgłosy towarzyszące wycofywaniu się mniszek do cel, siostra Consuelo postanowiła wyjść. Ciemności nie były przeszkodą dla przeoryszy, która w swoim czasie przestudiowała drobiazgowo rozkład pomieszczeń szpitalnych w związku z planowaną przebudową: teraz potrafiła na oślep znaleźć odpowiedni kierunek w tym labiryncie sal, korytarzy i schodów. Bez jednego potknięcia dotarła do holu; w niszy płonęła lampka wotywna przed wizerunkiem Matki Boskiej Bolesnej. Nie musisz tak na mnie patrzeć, szepnęła zakonnica podchodząc do obrazu, wiem, że wkrótce popełnię najstraszliwszy grzech, i tylko Cię proszę, żeby moje przewinienia nie obciążyły Szpitala. Własnym kluczem otworzyła drzwi, wyszła na zewnątrz i zamknęła je za sobą, po czym przez judasza wrzuciła kółko z kluczami do środka. Matka Prowincjalna dostała już mój list; zrozumie, kiedy jej powiedzą, że zniknęłam zostawiając klucze, mówiła sobie oddalając się w cieniu budynku. Nie było księżyca, a w nikłym blasku gwiazd mogła z trudem dostrzec to, co znajdowało się tuż przed jej oczami; pożałowała, że nie wzięła ze sobą kaganka. Ledwo przyszło jej to na myśl, z przydrożnych krzaków wyłoniła się jakaś postać z latarką w ręku; na widok tej zjawy zakonnica krzyknęła ze strachu. Dziwna postać też wydała okrzyk i omal nie upuściła na ziemię latarki. Po czym opanowała się i powiedziała: Proszę nie krzyczeć, siostro, nie ma się czego bać, nie zrobię siostrze nic złego. Mówiąc to ów człowiek oświetlał latarką swoją twarz i uśmiechał się: w ukośnie padających promieniach światła jego rysy przybrały widmowy wyraz. Nazywam się Hilario, dodał, pokornie odkrywając głowę, jestem pastuchem, stąd, z osiedla, porządny ze mnie człowiek, tyle że nieuczony; dzisiaj zostawiłem stado na noc w owczarni, żeby tu przyjść po siostrę