... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

I rzeczywiście, Egipcjanom wypadło odpierać silny nacisk przybyszów z zachodu, tzw. ludów morza, które w sojuszu z Libijczykami napierały na ziemie “kraju piramid". Wątpliwe jest, czy “ludy morza" były legendarnymi Atlantydami: po pierwsze, przyszli oni tutaj około pięciuset-sześciuset lat przed Platonem, a nie przed dziewięciu tysiącami, i po drugie, pojęciem “ludzie morza" starożytni Egipcjanie określali Etrusków, Achajów, Karyjczyków i inne znane nauce ludy. Na dobrą sprawę i nazwy “Atlantydzi" nie wymyślił sam Platon. W rozdziale poświęconym ludom Libii wspomina o Atlantydach Herodot. Atlantydzi, jego zdaniem, mieszkają w górach Atlasu. Ale Herodot nie wspomina ani słowem o zatopionej Atlantydzie, o której w pół wieku później mówią Dialogi Platona. ZAGADKA CZEKA NA ROZWIĄZANIE Trudno chyba spotkać kulturalnego człowieka, który by nie czytał o Atlantydzie. Poświęcili jej swoje utwory Conan-Doyle i Walery Briusow, Pierre Benoit i Aleksy Tołstoj. A i obecnie pojawiają się symfonie i płótna malarskie, wiersze i opowiadania, których tematem jest Atlantyda. Legenda Platona stała się bodźcem pobudzającym uczonych do poważnych studiów dna Atlantyku, problemu pochodzenia kontynentów i oceanów, badania dżungli amazońskiej i historii starych kultur amerykańskich. Spór o Atlantydę, spór, którego historia liczy sobie już prawie dwa i pół tysiąclecia, był przyczyną, która spowodowała podjęcie badań w zakresie archeologii, etnografii, historii kultury i sztuki oraz innych dyscyplin. Oddały one nauce przysługę. 1. Wielki Sfinks i piramida Cheopsa. Mimo to do tej pory nie znaleziono ani jednego zabytku, ani jednego ziarenka, które by naprowadziło na ślad zatopionego kontynentu. Gdyby udało się znaleźć choć jedną budowlę, jedną statuę, jedną jedyną tabliczkę z atlantyckim napisem, zadziwiłaby ona ludzkość, byłaby cenniejsza dla nauki niż całe złoto Peru, wszystkie zabytki Egiptu, wszystkie gliniane księgi wielkich bibliotek Międzyrzecza. Są to słowa Ignatiusa Donelly'ego, autora głośnej książki Atlantyda. Świat sprzed potopu, która osiągnęła w krótkim czasie około dwudziestu wydań. Donelly wyraził nadzieję, iż być może nie minie stulecie, kiedy kosztowności, pomniki, broń i sprzęty Atlantydy ozdobią znaczniejsze muzea świata, a w bibliotekach ukażą się przekłady atlantyckich inskrypcji, które rzucą nowy snop światła na przeszłość ludzkości i na wszystkie wielkie problemy, przed którymi w niewiedzy zatrzymali się myśliciele naszych czasów. Na razie słowo decydujące ma geologia. Jeżeli uda się udowodnić w sposób oczywisty i nie do podważenia, że osiadanie lądu na Atlantyku miało miejsce za pamięci ludzkości, wówczas przed uczonymi stanie konieczność przejrzenia od nowa stronic starej i najstarszej historii ludzkości. Jeżeli jednak dowody z równą siłą będą przemawiać za tym, że ląd na Atlantyku pogrążył się na długo przed pojawieniem się ludzi, wówczas trud atlantologów przyjdzie przekazać do lamusa i przyznać słuszność Arystotelesowi, wedle którego Atlantydę stworzył ten sam człowiek, który ją zgubił. Bodaj najlepiej współczesny stan wiedzy o Atlantydzie wyraził Thor Heyerdahl. “Na razie nie istnieje żaden dowód - ani historyczny, ani biologiczny, ani archeologiczny - świadczący na korzyść legendy o Atlantydzie... Również jednak byłoby nienaukowe kategoryczne odrzucenie możliwości istnienia zaludnionego, pogrążonego w Atlantyku kontynentu, jak długo nie udowodnimy, że po pojawieniu się człowieka kontynent taki nigdy nie istniał. Miłośnikom romantycznych marzeń o zatopionej Atlantydzie wolno zatem poddawać się fantazji. Ale wszystko, co mogą na razie zrobić w stosunku do krytyków, to powiedzieć: Nie obaliliście jeszcze istnienia Atlantydy." “W dole widać było istotnie jakieś miasto zniszczone, zrujnowane, zwalone, zapadłe dachy domów, świątynie w gruzach, porozwalane sklepienia, obalone kolumny; we wszystkim znać było jeszcze masywne proporcje architektury bardzo zbliżonej do toskańskiej; w oddali widniały szczątki kolosalnego akweduktu; tu - obmurowana wyniosłość akropolu z wznoszącymi się resztkami niby Partenonu, tam - pozostałości nabrzeża, jak gdyby jakiś antyczny port na wybrzeżu nie istniejącego już oceanu, udzielający niegdyś schronienia statkom handlowym i wojennym; w dali widać było długie szeregi zwalonych murów, szerokie, opustoszałe ulice..." Ile to już razy ten ponętny obraz nęcił wzrok marzycieli i romantyków. Jak bardzo chciałoby się to w końcu ujrzeć na jawie, a nie na kartkach powieści fantastycznej. Jeżeli z dna Atlantyku rzeczywiście zostanie wydobyty choć jeden przedmiot, przynależny atlantyckiej kulturze, świadectwo Platona i wszystkie fakty przemawiające za nim nabiorą siły dowodów i w rzędzie z egiptologią, asyriologią, amerykanistyką i innymi naukami pojawi się atlantologia naukowa, dyscyplina poświęcona zaginionej kulturze Atlantydy. TAJEMNICA SFINKSA TAJEMNICZE HIEROGLIFY Grecy starożytni byli narodem dociekliwym. Nic też dziwnego, że od bardzo dawna uwagę ich przyciągały gigantyczne egipskie piramidy, ogromny Sfinks, wyciosany w skale, potężne posągi oraz znaki wyobrażające ludzi, zwierzęta, rośliny, planety niebieskie, sprzęt domowy, narzędzia, instrumenty, budowle i dziwaczne stwory półludzkie-półzwierzęce. Znaki te już w czasach antycznych otrzymały nazwę hieroglifów - świętego pisma. Grecy nie interesowali się językami obcymi, uważając je za barbarzyńskie, hieroglify zaś tak bardzo różniły się od znanych Grekom liter, iż już w czasach antyku utarła się opinia, że pismo to nie może być dostępne osobom “bez święceń", kryje ono tajemnice kapłanów egipskich, którzy “posiadali wielką wiedzę z dziedziny zjawisk astronomicznych", ale “byli to ludzie skryci i nie skłonni do podzielenia się swą wiedzą z innymi" i “ukryli ci barbarzyńcy wielką część swej wiedzy" używając tego zagadkowego pisma. Na przykład u Apulejusza czytamy, że “dziwne pismo egipskie" ukrywa “w krótkich słowach cały sens i całą treść świętych tajemnic i modlitw"