... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

— Podziwiam waszą urodę i ten piękny pokój! Pochlebstwo zrobiło swoje. Matka podeszła do mnie, odprężona. Ona z kolei odciągnęła mnie pod drzwi. Stena, jak ją matka nazwała, przysiadła na kanapce pod oknem. Komnata była tak przestronna, że mogliśmy pod drzwiami rozmawiać bez ryzyka, że okno nas usłyszy. — Wybacz Stenie — głos Ewy nie był proszący. — Ona bardzo tęskniła za ojcem. Był okres, gdy cię nienawidziła. Tym goręcej pokochała, gdy zacząłeś przysyłać jej pieniądze i ciuchy. — Co przysyłać? — Ciuchy, stroje zagraniczne. — Od kiedy zmieniło się na lepsze? — indagowałem, by dowiedzieć się czegoś więcej o samym sobie. — Właśnie od dwóch lat. Podejrzewałam początkowo, 28 że nie żyjesz. Modliłyśmy się. Ja za znajomego, który dał nam nazwisko, a Stena za ojca, którego nie znała. Bądź dla niej wyrozumiały. Na długo przyjechałeś? — zapytała głośno. Nim zdążyłem odpowiedzieć, Stena poderwała głowę ze słowami: — Do rodziny wraca się na zawsze! — Mam wizę na trzy miesiące. Co będzie dalej, zobaczymy — poinformowałem spokojnie. Czułem, że tym spokojem podpieram się przeciwko Stenie, która chce zachwiać moją pewność siebie. Nie miałem żadnej pewności siebie. Wkroczyłem stopą na ruchome schody po to, aby dać się nieść. Chłonąłem sytuacje, ustawiając się na najwygodniej szej dla swoich nawyków. Zaintrygowało mnie tu wiele rzeczy. Intencja szczerości od pierwszej chwili została zablokowana zagadkową instrukcją Steny. Na pewno istniał jakiś fałsz czy rozdźwięk między matką a córką. Stena mnie w to wmontowała, ale po co i do jakiego stopnia, nie wiedziałem. —? Napijesz się kawy? — zaproponowała matka. — My jadamy w stołówce. Jesteś głodny? Może sobie coś upitrasimy. Uchyliłem się od jedzenia. Ewa, gdy poczęstowałem ją papierosami, odmówiła. Stena wyciągnęła rękę po Morri-sa. Dłoń miała muskularną, ale kształtną. Palce długie, dobrze wymodelowane, paznokcie naturalnej barwy. Przyglądałem się jej ze wzrastającym zainteresowaniem. Wiedziała, że jest obserwowana. Poddawała się oględzinom bez zażenowania. Brwi miała trochę podczernione, poza tym wszystko swoje, z bezcennego tworzywa młodości. Trudno było wymyślić coś ładniejszego i zestroić w bardziej fascynującą całość. Wzrok odrywał się od dziecinnie prościutkiego nosa, aby podziwiać wyszukaną miękkość pełnego podbródka. Czatował na poruszenie warg, instrumentu wyrafinowanego, który słowom, uśmiechom, grymasom nadawał osobiste znaczenie. Oczy o przewadze niebieskiego skąpo udzielały się, manewrując unikiem zapatrzenia i przymrużeniami. 29 Baczyłem, aby Ewa nie zauważyła, że kontempluję jej córkę. Ona była moją żoną i miała prawo do pierwszej ciekawości. Dla niej skrępowałem swoje życie formą małżeństwa. To prawda, ale gdyby córka nie istniała, przecież nie podjąłbym podobnej komplikacji. Więc jednak była ważna. A jakie ma ruchy. Nie usiedzi spokojnie ani chwili. Stale coś w niej gra, migoce. Wszystkie odezwania wydają się celowe w porównaniu z ględzeniem matki. Ewa gada, aby wypełnić czas. Stena doświadcza słuchającego. W ciągu pierwszej godziny wtrącając się do rozmowy dogadywała nam tylko. Akcentowała przy każdej sposobności swoją odmienność. Z dziwacznego „panie ojcze" przeszła wkrótce na zwykłego ojca. Dziwaczność była łatwiejsza do zniesienia od ważkiej zwyczajności. Ojciec! I do tego trzeba przyzwyczaić się, jeżeli tytuł spada na głowę tak niezasłużenie. Ja ojcem tego cuda! Ona w to nie wątpi. Przeżywa pierwszą konfrontację ideału z rzeczywistością. Może jej nie aprobuje? Dla mnie nie ma odwrotu. Nie do pomyślenia, abym mógł wycofać się ze swej roli. Ani pragnę tego. Dwugodzinną rozmowę przerwał nam telefon dopominający się o Ewę. Zaproszenie na nocny dyżur. Stena miała zastąpić matkę w robieniu zastrzyków pacjentom przychodzącym do domu. Umówiłem z nią spotkanie nazajutrz. O czwartej po południu, pod pomnikiem szermie- ... rza, przy uniwersytecie. Ewie zaproponowałem, że odprowadzę ją na ulicę Świdnicką. Z przejęciem słuchałem jej opowiadania o pierwszych ciężkich latach po powrocie do Polski. Rodzina, zdziesiątkowana i kompletnie zrujnowana, sama potrzebowała pomocy. Ojciec wkrótce zmarł. Spieszyli się, aby wykończyć lokal przed zimą. Suszyli parującą glinę własnymi kośćmi. W pokoju ani jednego sprzętu, więc bracia odrabiali lekcje na ławce z nie heblowanej deski. Po roku tamtej mordęgi Ewa przeniosła się z córeczką na Ziemie Odzyskane. Tak się to wtedy nazywało. Jest więc tutejszą pionierką. Przydzielili jej na początku wielkie mieszkanie, po roku okroili je na dwa 30 pokoje z kuchnią. Reszta na biura. Meble zostawiono jej wszystkie. Stąd taki tłok na podłodze i ścianach. Traktuje to mieszkanie i meble jako posag dla córki. Sama ' miałaby gdzie mieszkać. Jest fachowcem bardzo poszuki- -wanym