... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Jak dotąd nie lądowaliśmy na nim, bo byłoby to zbyt kosztowne. Zresztą: i wcale niepotrzebne, powierzchnię Merkurego znamy bardzo dobrze z obserwacji astronomicznych. Istnieją także jego bardzo dobre mapy: w drugiej połowie XIX wieku zaczął je rysować słynny astronom włoski Schiaparelli, a w pięćdziesiąt lat później pracę tę kontynuował rodak nasz Antoniadi z obserwatorium w Meu-don. On także jasnym i ciemnym punktom na powierzchni Merkurego nadał nazwy z mitologii egipsko-greckiej. O, widzicie właśnie jedno takie ciemne miejsce, które Antoniadi nazwał Solitudo Hermae Trismegisti, Pustynia Hermesa Trismegista. Ma ona mniej więcej taką powierzchnię, jak nasza Australia przed częściowym wysuszeniem oceanów, a kiedyś będzie mogła wyżywić setki milionów ludzi. Wykład Duvala często przerywały pytania. Gerard zainteresował się zagadnieniem: dlaczego lądowanie na Merkurym by łoby tak kosztowne. Od Ziemi jest niezbyt oddalony, a warunki lotu byłyby w większości wypadków łatwiejsze niż przy locie na Marsa. — Merkury stale zwraca się ku Słońcu jedną tylko stroną, podobnie jak to było z Księżycem w stosunku do Ziemi, zanim w Akcji L zmusiliśmy go do obrotu wkoło własnej osi — tłumaczył astronom. — Dzień jego trwa pełnych 88 dni ziemskich, taką samą też długość ma jego noc. W ciągu tak długiego dnia i przy braku powietrza jego skalista powierzchnia nagrzewa się do temperatury topienia się ołowiu. W momencie gdy planeta znajduje się w punkcie przysłonecznym, temperatura na jej powierzchni dochodzi do 412 stopni Celsjusza. Taki fakt stwarzałby niesłychane trudności w zakresie klimatyzacji rakiety, a przede wszystkim skafandrów. I na odwrót: w ciągu blisko trzymiesięcznej nocy temperatura na Merkurym opada do 273 stopni poniżej zera. — Ale powietrze można by na nim wytworzyć, to nam się przecież na Księżycu udało, przy tym Merkury ma blisko dwa razy większą szybkość ucieczki. Potem już różnica temperatur zmniejszyłaby się znacznie — wtrącił Kerguelen. — To moglibyśmy zrobić — zgodził się Duval — ale na razie nie byłoby to zbyt ekonomiczne. Niech pan pamięta, że przyczyną naszej Akcji L na Księżycu była nie tyle konieczność akcji osiedleńczej, ile nieodzowna potrzeba utworzenia stacji międzyplanetarnej dla rakiet, odskoczni do zdobywania kosmosu. Kosztowało to taniej niż wszelkie fantastyczne projekty konstruktorów XX wieku, którzy proponowali zastosowanie do tego celu sztucznej planety. A jeśli o zasiedlanie chodzi, to Merkury byłby odpowiedniejszy niż Księżyc, jest bowiem z górą trzy razy większy. — Dlatego trzeba by go jakoś wykorzystać, przecież ludzi coraz szybciej przybywa — zauważył Menneval. — Opracowano już plan perspektywiczny przesunięcia Merkurego bliżej orbity Wenus — odezwał się Bertrand, obecny również wśród słuchaczy. — Prawda, o ile się nie mylę pan współpracował przy nim także — odparł Duval z nieufnym uśmiechem. — Nie obiecuję sobie zbyt wiele po nim. Bertrand już miał mu ostro odpowiedzieć, ale się pohamował. Zresztą zasypała go taka lawina pytań, że nie miał już czasu na polemikę z Duvalem. — Zasada planu jest prosta — wyjaśnił. — Chodzi o to, by na powierzchni Merkurego sztucznie wywołać zjawisko odrzutu, jakie występuje w kometach. Jeżeli w odpowiednim momencie uda się odstrzelić jakąś określoną część Merkurego w kosmos, średnia szybkość jego obiegu wokół Słońca trochę się zmniejszy, a zarazem orbita jego odpowiednio się wydłuży. To znaczy, że Merkury w pewnym stopniu oddali się od Słońca. Drogą kolejnego powtarzania takich odstrzałów uda się być może przesunąć go na odległość Wenus, a może i jeszcze dalej, gdzie będzie pobierał od Słońca tylko dwa razy tyle ciepła co Ziemia — podczas gdy dziś otrzymuje go dziewięć razy tyle. Wtedy już na jego powierzchni będzie można żyć, zwłaszcza gdy zostanie wytworzona odpowiednia atmosfera. Jeżeli ten plan się powiedzie, to w dalszych latach podjęte będą próby przesunięcia wielkich planet bliżej do Słońca i przystosowania ich powierzchni. A wtedy już ludzkość będzie miała dostateczną przestrzeń życiową na lat tysiące. — To trochę utopia, nie uważa pan? — zauważył Duval. — Jak to od razu widać, że plan ten opracowywali głównie inżynierowie, a nie astronomowie! — Dlaczego utopia? — żywo zaprotestował Kerguelen. — Wszystko to brzmi bardzo rozsądnie i logicznie. Jeżeli zjawisko odrzutu może występować u komet, dlaczego nie można by go wywołać sztucznie na Merkurym? — Nie bierze pan pod uwagę dużej różnicy masy komet i planety, chociażby nawet tak małej jak Merkury. Ale nie będziemy się teraz o to spierać — odpowiedział Duval z dużą pewnością siebie. — Rzecz najważniejsza, że nawet taki skromny początek jak przesunięcie Merkurego przewidziany jest w planach perspektywicznych za lat pięćdziesiąt..