... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Tak naprawdę nie chcieliśmy go zniszczyć sytuacji, kiedy był na to zupełnie nieprzygotowany. W końcu ani go nie nienawidziliśmy, ani nie pożądaliśmy jego władzy; po prostu chcieliśmy go usunąć, ponieważ nie potrafiliśmy go przekonać. Gdybyśmy byli w stanie przewidzieć, jakiego sobie wroga szykujemy... ale to wiemy dopiero teraz. Możemy go zabić, jeżeli staniemy z nim twarzą w twarz. W tym celu musimy jednak wiedzieć, gdzie przebywa, gdzie jest jego kryjówka. Wiedziałem, iż wszystko to do czegoś prowadzi, ale nie było dla mnie zupełnie jasne, dlaczego to właśnie ja jestem dokądś prowadzony. – A co to wszystko ma wspólnego ze mną? – Właśnie do tego zmierzam. Przede wszystkim wyznawcy jego demonicznego kultu stanowią dość liczną mniejszość i poza zbieraniem informacji są całkowicie bezużyteczni, ponieważ autentycznie wierzą w te brednie. W rezultacie tamtego nieudanego zamachu jego siły ludzkie zostały praktycznie zlikwidowane. Potrzebuje teraz nowych ludzi – rozsądnych, pozbawionych przesądów, a jednak posiadających jakieś resztki związków ze starymi wartościami Konfederacji. Ludzi, którzy mogliby być dowódcami jego demonicznych oddziałów, którzy przynieśliby ze sobą nowe pomysły i nowe podejście, którzy stanęliby po lego stronie w starciu z obcymi, nawet jeżeli sami nie darzą Konfederacji wielką miłością. Zaczynałem pojmować, o co mu chodzi. – Innymi słowy, potrzebuje nowo przybyłych więźniów, takich jak ja. – Rozumujesz bardzo logicznie. Ostatnio niewielu nowych pojawia się na naszej planecie; dotyczy to zresztą wszystkich światów Wardena, ale my dostajemy najmniejszą ich liczbę. Natura naszej atmosfery utrudnia w najwyższym stopniu tajną łączność i wręcz uniemożliwia zdalną obserwację. Konfederacja ma swoich agentów na wszystkich planetach Wardena, ale tutaj są oni bezużyteczni, skoro informacje i meldunki nie mogą być przesyłane inaczej, jak tylko za pośrednictwem statków kosmicznych, a te podlegają przecież ścisłej obserwacji i kontroli. Jesteście pierwszą grupką, która tu wylądowała od czasu usunięcia Korila i tym samym stanowicie naturalny obiekt jego zainteresowania. Oczywiście, jest jeszcze jeden powód, prawdziwy powód, dla którego dostaliśmy tym razem w ogóle jakichkolwiek więźniów. Bo widzisz, Konfederacja wreszcie – co było nie do uniknięcia – dowiedziała się, że my wraz z naszymi sojusznikami – obcymi spiskujemy przeciwko niej. Na razie wie tylko tyle, a to jest zbyt mało, by na – tej podstawie podjąć sensowne działania... a poza tym, jak sądzę, jest już na takie działania za późno. Ludzie po tamtej stronie nie są głupi. Przysłali co najmniej jednego ze swych najlepszych skrytobójców na Romb Wardena; wiemy o tym. – Co?! – poczułem nagły chłód. Czyżby opłotkami prowadzono mnie wprost na gilotynę? Czyżby tak szybko odkryto mą prawdziwą tożsamość? Skinął głową. – I choć mamy pewność tylko, co do jednego; rozsądnie jest założyć, że wysłano ich więcej. – Ale po co? – spytałem, starając się zapanować nad nerwami. – Powiedziałeś przecież, iż przesłanie informacji na zewnątrz jest omal zupełnie niemożliwe. I że każdy, kogo tu przyślą, znajdzie się w podobnej pułapce jak wszyscy inni. – Jesteśmy przekonani – my tutaj na Charonie, a – nie Czterej Władcy – że oni wyślą swoich najlepszych ludzi na każdy z czterech światów, by dokonali zamachu na życie tamtejszych Władców. Dokonanie tego, w ich mniemaniu, spowoduje pewne wstrząsy, w wyniku których nowy Lord będzie mniej pewny siebie i tym samym – mniej skłonny do zdrady. Przyznaję, że szanse sukcesu mają niewielkie, ale jest to bez wątpienia jedyne logiczne działanie, jakie mogą podjąć, by opóźnić sprawy i spróbować jako pierwsi odnaleźć swoich obcych wrogów. Był tak blisko prawdy, iż odnosiłem wrażenie, że bawi się ze mną jak kot z myszką. Wewnątrz mnie jakiś głos krzyczał: „On wie! On wie!” Ta bardziej profesjonalna część mego umysłu powtarzała mi bez przerwy, że najlepszym sposobem postępowania w tej sytuacji jest po prostu spokój i zgoda na wszystko, przynajmniej na razie. – I sądzisz, iż jedno z nas jest takim fanatykiem z Konfederacji? – spytałem. – Ja to wiem – odparł. – Wiedziałem to już, gdy stanąłem twarzą w twarz z tym agentem. Zamilkł na chwilę, a ja czekałem na nieunikniony moment zdemaskowania, jakim zakończy swoją grę. – Agentem Konfederacji – oznajmił – jest Zala Embuay. Rozdział piąty INTRYGA, UKŁAD I NAPÓJ MIŁOSNY – Zala? To jakiś dowcip! – Z trudem maskowałem moje prawdziwe emocje: mieszaninę zaskoczenia, ulgi i – ciągle obecnej podejrzliwości. – Chyba żartujesz. Bez pomocy nie przetrwałaby nawet dziesięciu minut poza terenem tego hotelu. – O to między innymi mi chodzi – odparł Korman i nie wydawał się żartować. – Czy widziałeś kiedyś kogoś tak niewinnego, tak zagubionego, tak całkowicie uzależnionego od innych? To zupełnie nie w stylu Rombu Wardena. Nawet nie w stylu Konfederacji. – Twierdzisz, iż to wszystko jest jedynie grą? Uda wianiem? Że, ją tutaj nasłano? – Miałem autentyczne kłopoty z potraktowaniem takiej możliwości całkiem poważnie. – Choć to może wydawać ci się dziwne, moja odpowiedź brzmi: nie. Jestem pewien, że Zala jest dokładnie taką osobą, jaką widzimy. Płytką; słabą; raczej zarysem człowieka niż pełnym człowiekiem. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że ona wierzy, iż jest tym, kim jest i nie ma najmniejszego pojęcia o swojej prawdziwej naturze... i o prawdziwym zadaniu. – To niemożliwe – nie mogłem powstrzymać śmiechu. – Kiedy ją zobaczyłem, natychmiast zdałem sobie sprawę z pewnej anomalii. Jak wiesz, „organizmy Wardena” znajdują się w każdej komórce, w każdej molekule naszego ciała. One wypełniają sobą całą naszą egzystencję. Przy odrobinie wyszkolenia i treningu można je nawet zobaczyć. Wyczuć. Usłyszeć. Jestem przekonany, iż pewnego dnia doświadczysz tego, co ja w tej chwili tak nieporadnie jedynie opisuję słowami. Jednakże te „organizmy Wardena” stają się równie wyspecjalizowane, jak i komórki, z którymi pozostają w ścisłym związku. Szczególnie dziwny w tym względzie jest mózg. Organizują się one w nim bowiem w sposób wyjątkowy,. tak charakterystyczny, że można wręcz dostrzec diagramy poszczególnych części mózgu