... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

A tymczasem ten zawór to ja, niebożątko. Jeżeli nie skorzysta z tego niebożątka, wybuchnie. - Życzę sobie, żeby pani się rozebrała, madame - odzywa się nagle zduszonym i sztucznym tonem. - Och, Wasza Wysokość! - wołam, kładąc sobie dłonie na piersiach. - Co też pan mówi! - Proszę się rozebrać - powiada, przełykając ślinę. - Jeżeli to zrobię, Wasza Wysokość mnie zgwałci. - Proszę, niech pani nie każe mi czekać - mówi i znowu przełyka ślinę. - Jeżeli Wasza Wysokość mnie zgwałci, zajdę w ciążę i nasz wspólny znajomy zorientuje się, że między nami coś było. Tak się rozgniewa, że wyśle okręty wojenne, żeby ostrzelały pańskie miasta. - Powie mu pani, że to on jest sprawcą ciąży. Proszę pani, nie mogę już dłużej czekać! - Zorientuje się, że to nie on, Wasza Wysokość, bo my zawsze stosujemy środki ostrożności. - No to proszę zastosować środek ostrożności, natychmiast! - polecił mi szorstko. - I proszę mi się nie sprzeciwiać, madame! - Wspaniale to rozegrałaś - pochwaliłem Yasmin. - A więc założyłaś mu to. - Bez kłopotu - odparła. - Z łatwością. Z Woresleyem stoczyłam najstraszliwszą walkę, a tym razem było to równie łatwe jak włożenie czapki na głowę. - I co potem? - Bardzo dziwni są ci monarchowie - powiedziała. - Znają sztuczki, o których nam, zwykłym śmiertelnikom, nawet się nie śniło. - Jakie, na przykład? - No, choćby to, że się nie ruszał. Jest chyba taka teoria głosząca, że królowie nie powinni zajmować się pracą fizyczną. - A więc całą robotę zwalił na ciebie. - Mnie również nie pozwolił się ruszać. - Nie pleć głupstw, Yasmin. Nie można kopulować w bezruchu. - Królowie to potrafią - odrzekła. - Poczekaj, aż usłyszysz. Nie uwierzysz mi. Po prostu nie uwierzysz, że coś takiego jest możliwe. - Co takiego? - spytałem. - Wspomniałam ci już, że wybrałam szezlong obity fioletowym aksamitem. - No więc okazało się, że wybrałam najwłaściwszy mebel. Tę przeklętą kanapę zbudowano specjalnie dla króla do uprawiania miłosnych igraszek. Pierwszy raz przeżyłam coś tak niezwykłego. Pod spodem coś było, diabli wiedzą co, pewnie jakiś mechanizm, bo kiedy Alfons pociągnął za dźwignię, cały szezlong zaczął podskakiwać. - Nabierasz mnie. - Wcale nie nabieram! - zawołała. - Nie mogłabym tego wymyślić, nawet gdybym chciała, świetnie o tym wiesz. - Serio mówisz, że w tej kanapie był jakiś mechanizm? Widziałaś go? - Jasne, że nie widziałam. Ale słyszałam na pewno. Zgrzytał najokropniej w świecie. - Był na benzynę? - Nie, nie na benzynę. - No to jaki? - Zegarowy. - Zegarowy?! Niemożliwe! Skąd wiesz, że zegarowy? - Bo kiedy kanapa zaczęła się uspokajać, król odturlał się na bok i nakręcił go ponownie korbą. - Nie wierzę jednemu słowu - powiedziałem. - Jaką korbą? - Dużą korbą, taką jak do zapalania samochodu - odparła. - A kiedy nią kręcił, słychać było takie klekotanie. Po tym poznałam, że to mechanizm zegarowy. Zawsze tak klekocze, kiedy nakręcasz zegar. - Chryste! I tak ci nie wierzę. - Niewiele wiesz o królach - powiedziała Yasmin. - Królowie są inni. Bardzo się nudzą, więc wciąż starają się wymyślać sobie jakieś rozrywki. Weź na przykład tego szalonego króla Bawarii, który we wszystkich krzesłach przy stole w jadalni kazał wyborować dziury. Zaś w trakcie obiadu, kiedy wszyscy goście siedzieli w swoich wspaniałych kosztownych szatach, potrafił odkręcić ukryty kran i przez te dziury tryskały strugi wody. Bardzo silne strugi zimnej wody prosto w ich siedzenia. Królowie to wariaci. - Powiedz coś jeszcze o tej zegarowej kanapie - poprosiłem. - Była niezwykła i wspaniała? Yasmin łyknęła szampana i nie odpowiedziała od razu. - Było na niej nazwisko rzemieślnika? - spytałem. - Gdzie mogę taką kupić? - Ja bym jej nie kupiła - odparła. - Dlaczego? - Nie warto. To tylko zabawka. Zabawka dla niemądrych królów. Wywołuje szok, nic poza tym. Kiedy zaczęła podskakiwać, przeraziłam się jak nigdy. - Ej! - zawołałam. - A to co, do diabła?! - Cicho! - powiedział. - Rozmowa zabroniona! Pod tą przeklętą kanapą, która okropnie się trzęsła, coś groźnie furkotało. A przy tym podskakiwała. Słowo daję, Oswaldzie, przypominało to jazdę na koniu po pokładzie statku, który płynie po wzburzonym morzu. Mój Boże, pomyślałam, zwymiotuję. Ale nie zwymiotowałam i kiedy nakręcił ten mechanizm po raz drugi, zaczęłam się z tym oswajać. Wiesz, to naprawdę przypominało jazdę na koniu. Wystarczy się dostosować. Złapać odpowiedni rytm. - A więc zaczęło ci się to podobać? - Tego bym nie powiedziała. Ale na pewno ma swoje zalety. Na przykład, wcale się nie męczysz. Wspaniała rzecz dla starszych wiekiem. - Alfons ma zaledwie trzydzieści trzy lata. - Alfons to wariat - oznajmiła Yasmin. - Kiedy któryś tam już raz nakręcał ten mechanizm, powiedział, że zwykle robi to służba. Cholera, pomyślałam sobie, ten głupi bałwan ma dokładnego hysia. - Jak mu uciekłaś? - Nie było to łatwe - odparła. - Sam rozumiesz, ponieważ nie robił nic poza nakręcaniem co jakiś czas tej kanapy, ani trochę się nie zmęczył. Po mniej więcej godzinie miałam tego dość. - Wyłącz - powiedziałam. - Dość tego. - Będziemy to robić, dopóki nie wydam rozkazu - on na to. - Nie bądź taki - mówię. - No, koniec z tym. - Tutaj rozkazuję tylko ja - powiada. Trudno, pomyślałam. Trzeba będzie użyć szpilki. - Użyłaś jej? Naprawdę go ukłułaś? - spytałem. - A co ty myślisz! - odparła. - Weszła na pięć centymetrów. , - I co? - Omal nie zderzył się z sufitem. Pisnął przeraźliwie i zwalił się na podłogę. - Ukłułaś mnie! - zawył, trzymając się za pupę