... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Charles sam ,,zachęcał mnie, bym pogłębiała tę znajomość. - Choć nie ostatnio. Uśmiechnęła się przekornie. - Jako córka diuka mam chyba prawo od czasu do czasu przeciwstawić się konwenansom? Choć nie jestem buntowniczką, dawno już wyrosłam z wieku szczenięcego i od lat chodzę wszędzie bez przyzwoitki. Jej ojciec jeszcze przez chwilę siedział ze zmarszczonym czołem, potem jednak wzruszył ramionami. - Skoro twój przyszły mąż nie ma nic przeciwko takiemu towarzys twu, to ja chyba nie powinienem zabierać głosu w tej kwestii. I podnosząc gazetę, dodał: - Baw się dobrze, moja droga. Sara była pewna, że będzie się dobrze bawić. Oby tylko nie za dobrze. Dokładnie o dziesiątej odźwierny oznajmił przybycie księcia. Sara jeszcze raz przyjrzała się swemu odbiciu w lustrze. Rudy kostium sprzed dziesięciu lat był już trochę niemodny, nadal jednak doskonałe na nią pasował, a szerokie rękawy i rozłożysta spódnica sprawiały, że jej wąska talia wydawała się jeszcze węższa. Czy dziki książę z Kafeistanu będzie podziwiał jej wygląd? Odwróciła się od lustra, mówiąc sobie, że nie powinno jej zależeć na podziwie żadnego innego mężczyzny prócz przyszłego męża. Uśmiechnęła się do siebie, rozbawiona własną próżnością. W końcu była tylko kobietą, a która normalna kobieta nie chciałaby widzieć podziwu w oczach atrakcyjnego mężczyzny? Przemierzyła korytarz i zaczęła schodzić w dół szerokich, łukowatych schodów, lewą ręką podtrzymując szeroką spódnicę, prawą zaś osuwając po wyślizganej poręczy. Książę czekał na dole, wpatrując się w nią swymi zielonymi oczami. Sara natychmiast się potknęła, boleśnie świadoma swej ułomności. Potem ruszyła dalej. Książę doskonale wiedział o jej kalectwie, niepotrzebnie więc próbowała je ukryć. Kiedy jednak stanęła na marmurowej podłodze, zrozumiała, że chętnie zamieniłaby teraz swoje praktyczne podejście i zdrowy rozsądek na nieskalaną urodę. - Dzień dobry, wasza wysokość - powiedziała, podając mu rękę. Czy pan nigdy nie nosi kapelusza? - Staram się nosić go jak najrzadziej - odparł, ujmując jej dłoń. Uważam, że prócz sytuacji wyjątkowych, na przykład zamieci śnieżnej, kapelusze powinny zdobić tylko głowy pięknych dam, takich jak pani. - Dotknął palcem pióra na kapeluszu Sary. - Wygląda pani w tym doprawdy czarująco. - Czyni pan ogromne postępy w sztuce flirtowania. - Próbując wyrwać dłoń z jego uścisku, dodała: - Niestety, zapomniał pan o zasadzie mówiącej, że należy jak najszybciej wypuszczać dłoń damy. Pańska pamięć wydaje się bardzo wybiórcza. Książę zachichotał, zwalniając jednocześnie uścisk. - Przejrzała mnie pani, lady Saro. Podobnie jak zegar słoneczny, który odmierza czas tylko w pogodne dni, ja wolę pamiętać tylko to, co chciałbym pamiętać. - Naprawdę? - Lady Sara posmutniała nagle. - Jak przyjemnie byłoby zapomnieć o wszystkich nieprzyjemnych chwilach. Uśmiech zniknął z twarzy Wędrowca. - Owszem, byłoby to bardzo przyjemne - zgodził się. - Niestety, selektywna pamięć jest celem, którego jeszcze nie udało mi się osiągnąć. Jak na razie najlepiej pamiętam te gorsze czasy. Sara zerknęła na jego silny profil, zastanawiając się, jak wyglądały te jego gorsze czasy, nawet w jego uśmiechu krył się bowiem zawsze jakiś cień i mroczna tajemnica. Prawdopodobnie jednak nigdy nie miała się dowiedzieć, co uczyniło zeń takiego, a nie innego człowieka; choć on rozszyfrował ją bez trudu już przy pierwszym spotkaniu, ona nadal nie miała pojęcia, co dzieje się w jego umyśle. Kiedy doszli do stajni za domem Haddonfield, Wędrowiec przyjrzał się krytycznie kasztanowatej klaczy. - I dla tego zwierzęcia zrezygnowała pani z tej ślicznej gniadoszki, którą chciałem kupić u Tattersalla? - Nie powinien pan krytykować Pansy. - Sara pogłaskała czule chrapy konia. - Choć nie prezentuje się okazale, przez wiele lat była mi droga przyjaciółką. - ,,Nie prezentuje się okazale" to bardzo delikatne określenie. Złożył razem dłonie, by pomóc jej wspiąć się na grzbiet. - To nie jest koń, tylko chodząca kanapa, szeroka, miękka i bezkształtna. Sara obawiała się wcześniej momentu,w którym znów będzie musiała dosiąść koma, teraz jednak śmiech pomógł jej rozładować napięcie, Książę bardzo sprytnie odwrócił jej uwagę od niebezpiecznego tematu. - Stwierdzenie niezbyt miłe, ale prawdziwe. Pansy rzeczywiście jest wygodna jak kanapa, choć przy tym bardzo wytrzymała. To idealny wierzchowiec dla kogoś, kto powraca dojazdy po wielu latach przerwy. Jeszcze przez chwilę Wędrowiec stał przy jej strzemieniu i patrzył w twarz Sary. Podobał jej się sposób, w jaki okazywał troskliwość, był uważny, lecz nie natrętny. Kiedy skinęła lekko głową, dając mu do zrozumienia, że najgorsze ma już za sobą, przeszedł do swego konia. Prawa noga Sary nie była całkiem sprawna, poprawiając się w siodle, czuła sztywność mięśni i stawów. Wiedziała, że pod koniec dnia będzie czuła dojmujący ból w biodrze i kolanie, gotowa była jednak zapłacić tę cenę. Siedząc na grzbiecie konia, czuła ponownie tę pewność siebie, o której zdążyła już zapomnieć. Roześmiała się głośno, ogarnięta nagłą i niewytłumaczalną radością. Wędrowiec podjechał do niej na swym siwym ogierze, wspaniały mężczyzna na wspaniałym koniu. - Czy gotowa jest pani stawić czoło niebezpieczeństwom londyńskich ulic, lady Saro? - Proszę prowadzić, wasza wysokość- odparła, salutując mu pejczem. Kiedy ramię przy ramieniu wyjechali na ulicę, Sara stwierdziła z zadowoleniem, że pomimo dziesięciu lat przerwy nie straciła nabytych niegdyś umiejętności. Utrzymanie równowagi, delikatna Kontrola nad ruchami zwierzęcia, utrzymanie odpowiedniego rytmu, wszystko to było równie naturalne i łatwe, jak oddychanie. Mimo to słusznie postąpiła, wybierając na początek spokojną i obliczalną Pansy. choć od czasu do czasu wzdychała tęsknie, podziwiając jedwabistą elegancję siwego ogiera. - Jak nazwał pan swojego konia? - Siva - odparł książę, powstrzymując wierzchowca, by przepuścić ciężko wyładowany wóz z poprzecznej ulicy. - Sziiwa? - powtórzyła, starając się dokładnie naśladować jego wymowę. - Co to znaczy? - Siva to jeden z bogów hinduskiego panteonu - wyjaśnił Węd rowiec. - Aspekt boskości, który kieruje zniszczeniem i regeneracją, dokładnie rzecz biorąc. - Ho, ho! To ogromny ładunek symboliki jak na grzbiet jednego konia - powiedziała