... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
A jednak zamierzano się bronić. Bo cóż pozostało innego? Pospiesznie czyniono ostatnie przygotowania. Rawat nie zawiódł się, licząc na roztropność Doltara i Astata. Pomimo pośpiechu, bardzo dobrze przysposobili wioskę do obrony. Wzniesiono nie-piękne, ale mocne zasieki między zagrodami, zablokowano też wylot głównej ulicy osady. W sześciu oborach i trzech chlewach stłoczono cały żywy inwentarz, zgromadzono zapasy dla ludzi i zwierząt. Ale na polach wciąż jeszcze stało wiele stogów zboża — i Rawat już teraz wiedział, co z nimi będzie. Chłopi starali się nawet nie patrzeć w tamtą stronę... Zresztą były też inne bolesne problemy. Obrony wielu domów należało zaniechać, bo stały w znacznym rozproszeniu. Zabrano z nich wszystko, co mogło się przydać, ale Rawat ubolewał w duchu, że tak bardzo lekceważy się zalecenia wojskowych i wcale nie dopuszcza ich do udziału w planowaniu nowych osad. Tutaj, na północy, nie można było sobie pozwolić na stawianie chałup gdzie komu wygodnie! Wszystkie te domy winny być wzniesione blisko strumienia, którego wody mogły zasilić fosę. Tak, bo palisadę — ukończoną! — powinna otaczać fosa. Próżny żal. Nic nie dało się zmienić. Zdolni do walki mężczyźni zostali podzieleni na oddziały, wybrano także kilka młodych kobiet, potrafiących posługiwać się łukiem. Rawat nie miał złudzeń, wiedział, że wielkiego pożytku z tych „zastępów" nie będzie. Z wieśniaków dało się zrobić znakomitych żołnierzy — dowodem większość legionistów, których miał pod komendą... Na razie jednak żołnierzami nie byli i cała ich przydatność polegała na tym, że umieli wystrzelić z łuku, nade wszystko zaś — gotowi byli bronić się do końca, z chłopską zawziętością i uporem. Na szczęście było we wsi kilku miejscowych myśliwych — osadnicy mogli polować w lasach północnego Armektu... Rawat bardzo liczył na tych ludzi, były to bowiem chłopy naprawdę nieźle obeznane z myśliwskim łukiem, a i oszczep na niedźwiedzia czy dzika nie widział im się czymś nowym. Ponadto myśliwi wybornie znali okolicę, tak step, jak i las... Setnik zastanawiał się, jak to wykorzystać. Tymczasem wzmocniono jeszcze zasieki i wydano chłopom całą luźną broń. Nie było tego wiele. Najbardziej brakowało strzał; ogromna część zapasu jechała na jucznych koniach, które zabrał Rest. Wieśniacy mieli trochę, ale kiepskich, to samo zresztą dotyczyło łuków. Rawat posłał paru ludzi na pobojowisko, by zebrali strzały i wszelki oręż. Broń natychmiast przekazano chłopom. Przyniesiono kilkanaście beznadziejnie prymitywnych dzirytów, parę marnych łuków — jeszcze gorszych, niż chłopskie — i dwa zardzewiałe miecze. Zabrano też zabitym drewniane pancerze; szybko znalazły nowych właścicieli. Teraz pozostało tylko czekanie. Rawat bardzo się obawiał szturmu spieszonych wojowników. Jazdę dało się odpędzić przy pomocy łuków, ale piechota prędzej czy później wedrze się na zasieki — był pewien. W bezpośrednim boju łucznicy mogli wspierać toporników, lecz do samodzielnej walki nadawali się słabo; nie do tego ich przeznaczono, siłowa rąbanina nie szła w parze ani z ich wyszkoleniem, ani z uzbrojeniem. Ale toporników zostało ledwie trzech — w tym dwaj poważnie ranni. Miał zaufanie do odwagi i zawziętości chłopów, lecz wiedział doskonale, że to nie wszystko. Da się wieśniakami zapchać dziurę w obronie; mając po obu stronach wyszkolonych żołnierzy, którzy osłonią im boki, nie przepuszczą wroga. Ale żołnierzy brakowało. A w nocy? W nocy najgorzej. Rawat podejrzewał, że Alerowie (czy też „psy alerskie", jak powiadali chłopi) uderzą o zmroku i w ponurym nastroju oczekiwał jego nadejścia. Rozkazał ściągnąć wszystko, co nadawało się do palenia. Ogniska musiały płonąć całą noc, a na czas walki należało podsycić je tak, by dobrze oświetliły plac boju. Alerowie podzielili się na kilka oddziałów. Największy z nich, ku zdumieniu Rawata, poszedł na wzgórze za wsią. Wszczęto tam jakieś prace, rozkopywano ziemię i przenoszono ją w koszach. Narzędzia do robót ziemnych, o których mówił Dorlot, nadspodziewanie szybko znalazły zastosowanie... Ale Rawat nie wiedział, co ma o tym sądzić. Owe prace na wzgórzu dały mu znowu wiele do myślenia