... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
By³o s³oneczne ciep³e popo³udnie. Marcowe powietrze pachnia³o œwie¿oœci¹ i s³oñcem. Okna mieszkania przy ulicy S³owackiego by³y szeroko otwarte. Gdyby ktoœ potrafi³ unieœæ siê na wysokoœæ drugiego piêtra i zajrzeæ przez okna ¯aków, zobaczy³by zakurzone jak zwykle pokoje, a w nich gor¹czkow¹ krz¹taninê. Cesia i Danka, które w ponurych nastrojach, nie na ¿arty sk³ócone, przywlok³y siê ze szko³y, nie mog³y, rzecz jasna, widzieæ z zewn¹trz, co dzieje siê w domu. Tote¿ wszed³szy w jego progi zosta³y pora¿one atmosfer¹ katastrofy. - Co siê sta³o?! - krzyknê³a Cesia, widz¹c cz³onków swej rodziny bez³adnie biegaj¹cych po mieszkaniu. - Tragedia! Tragedia! - krzycza³a mama ¯akowa, ³api¹c siê za g³owê. - Cesiu! Danusiu! Ratuujcie! - Ale co siê sta³o?! - wrzasnê³a Cesia. Mama ¯akowa oddala³a siê w kierunku kuchni, nerwowo podskakuj¹c. - Kataklizm - melancholijnie powiedzia³ ojciec, stoj¹cy z za³o¿onyni rêkami poœrodku du¿ego pokoju. - Kataklizm. Doprawdy, nie wiem, czym zas³u¿y³em sobie na takie okrucieñstwo ze strony Losu. A mówi³em, prosi³em, b³aga³em - chcê mieæ synów. Nie - oczywiœcie narzucono mi córki. I otó¿ teraz mamy rezultaty tej fatalnej omy³ki. - Kiwaj¹c posêpnie g³ow¹, poszed³ do swego gabinetu. Ciocia Wiesia wypad³a z kuchni. - Gdzie Bobek? Gdzie moje dziecko?! - krzycza³a. - Co siê sta³o?! - Cesia nie panowa³a ju¿ nad nerwami. - Bobek jest w piaskownicy - oznajmi³ dziadek, cz³api¹c korytarzem. - Buduje z Nowakowskim dwukondygnacyjny zamek dla myszy. Ca³e szczêœcie, przynajmniej ich tu nie bêdzie, kiedy oni przyjd¹. - Kto przyjdzie? - ryknê³a Cesia. Dziadek spojrza³ na ni¹, jak na opêtan¹ przez z³ego ducha. - Czego ty krzyczysz? - rzek³ z nagan¹. - Przysz³a ze szko³y, panie tego, i zamiast powiedzieæ "dzieñ dobry", z punktu zaczyna wrzeszczeæ. I to na kogo? Na starego, schorowanego rencistê. Mog³em by³ dostaæ ataku serca, panie tego. Cesia jêknê³a. "Czyste szaleñstwo" - pomyœla³a bezsilnie. - Tato, co siê dzieje? - spyta³a ³agodnie, wchodz¹c do pokoju ojca. ¯aczek siedzia³ na swoim tapczanie, oczy mia³ szkliste i urywanymi ruchami czyœci³ sobie pó³buciki. - Tato, czy mo¿esz mi w dwóch s³owach powiedzieæ, o co tu znów chodzi? - Mówi³em ci. Kataklizm. Przed chwil¹ dzwoni³a Julia. Jest z Tolkiem i jego rodzicami na spacerze i tak im przysz³o do g³owy, ¿e wpadn¹ do nas z maleñk¹ wizyt¹. - O, bogowie! - szepnê³a Cesia martwiej¹c. - Otó¿ to - powiedzia³ ¯aczek. - Bêd¹ za kwadrans, kole¿anko. - To my z Dank¹ idziemy na wie¿ê - oznajmi³a Cesia. - O, nie! - krzyknê³a mama, wpadaj¹c znienacka do pokoju i zanurzaj¹c siê do po³owy w bieliŸniarce. - Nigdzie nie pójdziecie, trzeba posprz¹taæ, na mi³oœæ bosk¹, gdzie jest ta kremowa serweta? - W praniu - przytomnie powiedzia³a Cesia. - Wczoraj prasowa³am tê w krateczkê. - W krateczkê! - krzyknê³a mama ³ami¹c d³onie. - Ach, przyjdzie i ten tam, jak mu, lord od Pascala, a ty mi tu, proszê ciebie krateczkê proponujesz! Danusia, masz tu pieni¹dze, leæ po ciastka do cukierni. Jakieœ eleganckie! - Mo¿e lepiej tort? - zaproponowa³a Danka, bior¹c portmonetkê z r¹k mamy ¯akowej i zapinaj¹c p³aszcz. - Tak, tort bêdzie lepszy - przyzna³a mama ¯akowa. - Cesia a ty bierz siê za miot³ê, trzeba jakoœ tu posprz¹taæ! - I tak nic nie pomo¿e - stwierdzi³ smutno ¯aczek. Cesia zrzuci³a botki, przypasa³a fartuch i zabra³a siê do sprz¹tania. Ciocia Wiesia w tym czasie my³a spiesznie naczynia, mama zbieg³a do Nowakowskich po¿yczyæ porcelanê do kawy, ojciec wci¹¿ czyœci³ pó³buciki i nawet dziadek przy³¹czy³ siê do porz¹dków, d³ubi¹c w swej fajce. Kiedy po dwudziestu minutach rozleg³ siê dzwonek u drzwi, wszystko by³o mniej wiêcej pouk³adane, wyczyszczone i wyd³ubane. Mniej wiêcej - bo bystry obserwator dostrzeg³by bez trudu wystaj¹ce Spod szafy zab³ocone kalosze Bobcia, kurz na telewizorze, popêkane ze staroœci œciany i przetarty dywan. Dzwonek brzêkn¹³ po raz drugi. - Dzieñ dobry pañstwu - powiedzia³a wdziêcznie mama ¯akowa, otwieraj¹c drzwi. - A có¿ za przemi³a niespodzianka! Julia mia³a przera¿one oczy i twarz koloru gipsu. Tolo, równie¿ zdenerwowany, wiód³ pod rêkê szczup³¹, wytworn¹ damê o rasowym profilu, odzian¹ w zimowy kostiumik typu Chanel