... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
.. Podniósł ręce do czoła. - O Boże mój, Boże! - zawołał z przerażeniem. - Czyż znowu mam zostać szalonym?! Boże, Panie wielki, miej litość nade mną! Odetta przerażona rzuciła się ku królowi, wołając z przerażeniem: - O królu! Nie mów w ten sposób! Karol spojrzał na nią oczyma pełnymi strasznej grozy. - O panie! Nie patrz na mnie tak. To jest ten sam wzrok, jakim w szale swym patrzyłeś na mnie, a który takim mnie strachem i żalem przejmował. - Zimno mi bardzo - rzekł Karol. Odetta rzuciła się w objęcia króla, przyciskając do łona i otaczając go w niewinności swej ramionami. - Odejdź już, Odetto, odejdź, kiedy masz mnie porzucić - rzekł smutnym głosem Karol. - Nie, nie! - zawołało dziewczę, nie słuchając go - nie, królu; szał ten już wrócić nie może! Bóg zabierze krew moją, Bóg dni moje ukróci, ale tobie zostawi rozum i przytomność! Zostanę przy tobie, panie; nie opuszczę cię nigdy, ani na jedną minutę, ani na sekundę. Będę przy tobie zawsze, zawsze... - Tak, w moim objęciach? - pytał Karol. - Tak, jeśli tak żądasz, panie! - I będziesz mnie kochała? - pytał dalej, zmuszając ją, aby usiadła na jego kolanach. - Ja! ja! - wołała Odetta, a zamykając oczy, jakby nie chciała patrzeć przed siebie, opuściły główkę na jego ramię. - O! nie! To być nie może! Jam tego nie powinna! Palące usta Karola zamknęły jej usta pocałunkami. - Litości, panie, królu, litości!... Umieram - wyszeptała jeszcze i zemdlała w jego ramionach. Odetta została przy Karolu w zamku de Creil. XI W kilka dni po tym, co opowiedzieliśmy wyżej, podczas gdy Odetta spoczywała u nóg Karola, zapatrzona w jego oczy, z głową wspartą na jego kolanach, doktor Wilhelm wszedł szybko, oznajmiając przybycie królowej. - Ach! - rzekł Karol - więc nie obawia się już spotkania z biednym szaleńcem?... Powiedziano jej już, że jestem przytomny i zdecydowała się nareszcie zbliżyć do lwiej jamy. Wprowadźcie jej mość Izabellę do komnat sąsiednich. Wilhelm wyszedł. - Co tobie? - zapytał król Odettę. - Nic - odpowiedziała, ocierając łzę. - Szalona! - szepnął król. Potem pocałował ją w czoło, a biorąc jej główkę w obie dłonie, podniósł się, położył ją na fotelu, ucałował jeszcze raz i wyszedł. Odetta pozostała w tej samej pozycji, w jakiej ją Karol zostawił. Po chwili zdawało jej się, że cień jakiś zasłania wpadające do komnaty promienie słoneczne i odwróciła się. - Jego wysokość książę Orleanu?! - wykrzyknęła, ukrywając twarz w dłoniach. - Odetta! - zawołał książę. Oczy Ludwika pełne zdumienia pozostały przez chwilę utkwione w Odetcie. - Po chwili milczenia począł mówić głosem cierpkim i tonem ironicznym: - A więc to pani czynisz takie cuda?! Wiedziałem, że jesteś potężną czarodziejką, ale nie myślałem o tak wielkiej twej sile; wiedziałem, że możesz przywieść człowieka do utraty zmysłów, ale nie sądziłem, iżbyś je powracać mogła!... Odetta westchnęła. - Teraz - mówił dalej książę - rozumiem tę cnotę surową i tak silnie obronną