... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Widzieć go mogły tylko ptaki, ziemia była ciepła i jednocześnie osłonięty był ze wszystkich stron. Muminek westchnął. Nagle coś ugryzło go w ogonek. Paliło jak ogień! Podskoczył, wiedząc od razu, co to jest. Mrówki! Małe, mściwe, czerwone mrówki. Roiło się od nich w trawie, biegały we wszystkie strony – znów któraś ugryzła go w ogonek! Muminek wycofał się powoli, oczy piekły go z rozczarowania, czuł się ogromnie dotknięty. Oczywiście mrówki mieszkały tu już przedtem, zanim on się pojawił. Lecz jeśli się mieszka w ziemi, nie widzi się nic z tego, co jest na wierzchu. Mrówka nie ma pojęcia, jak wyglądają ptaki, chmury i w ogóle wszystko to, co ważne i piękne na przykład dla Muminka. Różne są prawdy. Według jednej, która jest może nieco skomplikowana, lecz całkowicie słuszna, polana należy do niego, a nie do mrówek. Żeby tylko chciały to zrozumieć! Mogły przecież mieszkać równie dobrze gdziekolwiek indziej. Troszkę dalej, choćby tylko o parę metrów. Ale jak im to wytłumaczyć? Czy dałoby się, w najgorszym razie, wyznaczyć granicę i podzielić teren? Mrówki znów przybiegły. Zorientowały się, gdzie on jest, i przypuściły atak. I wtedy Muminek uciekł. Haniebna była ta ucieczka z raju, ale przynajmniej towarzyszyło jej mocne postanowienie powrotu. To miejsce czekało na niego przez całe jego życie, a może nawet przez kilkaset lat! Było jego własnością, bo lubił je bardziej niż ktokolwiek inny. Gdyby nawet milion mrówek kochało je jednocześnie, uczucie ich nie byłoby równie gwałtowne jak jego. Tak w każdym razie uważał. – Tatusiu – powiedział Muminek. Ale Tatuś nie słuchał, bo właśnie w tym momencie udało mu się zepchnąć duży głaz, który z okropnym łoskotem stoczył się ze skały, dwa razy wyraźnie się zaiskrzył i pozostawił po sobie lekki, czarujący zapach prochu. Leżał teraz na dnie, dokładnie tam, gdzie powinien leżeć. Spychanie dużych kamieni było wspaniałym zajęciem. Pchało się je całym ciałem, czuło się, jak zaczynają się ruszać, na razie odrobinę, potem coraz bardziej, aż w końcu ustępowały i staczały się do morza ze straszliwym pluskiem, a samemu stało się na górze drżąc z wysiłku i dumy. – Tatusiu! – krzyknął Muminek. Tatuś odwrócił się i pomachał łapką do syna. – Leży tam, gdzie ma leżeć! – zawołał. – To będzie pomost, rodzaj falochronu, rozumiesz? Wszedł do morza i ciężko sapiąc zaczął przetaczać po dnie jeszcze większy kamień. Pyszczek miał głęboko pod wodą. Znacznie łatwiej było mu pchać i podnosić kamienie pod wodą i Tatuś zastanawiał się dlaczego. Lecz najważniejsze było to, że czuł się wtedy niezwykle silny... – Chcę cię o coś zapytać! – wrzasnął Muminek. – Chodzi o czerwone mrówki! To bardzo ważne! Tatuś wyjął pyszczek z wody i słuchał. – Czerwone mrówki – powtórzył Muminek. – Czy można z nimi rozmawiać? Czy myślisz, że zrozumiałyby, gdybym zostawił im karteczkę? Czy potrafiłyby ją przeczytać? – Czerwone mrówki? – zdziwił się Tatuś. – Nie, one nic nie zrozumieją. Ale ja muszę teraz znaleźć kamień o trzech krawędziach, żeby położyć go między te dwa duże. Falochron powinien być mocny – musi go zbudować ktoś, kto zna się na morzu... I Tatuś dalej brodził, z pyszczkiem pod wodą. Muminek wdrapał się wyżej na brzeg i usadowił tak, żeby widzieć Mamę, która krzątała się w swoim ogródku, zajęta rozrzucaniem wodorostów. Łapki i fartuszek miała całkiem brązowe, ale promieniała szczęściem pełnym skupienia. Muminek podszedł do niej i powiedział: – Mamusiu, spróbuj wyobrazić sobie, że odkryłaś cudownie piękne miejsce i uznałaś je za swoje własne, i nagle okazuje się, że są tam tłumy innych stworzeń, które nie chcą się wynieść. Czy one mają prawo tam mieszkać, chociaż w ogóle nie zdają sobie sprawy, że to miejsce jest piękne? – Oczywiście, że mają – odrzekła Mama, siadając na wodorostach. – A gdyby im było równie dobrze w kupie śmieci? – wybuchnął jej synek. – W takim wypadku trzeba by z nimi podyskutować – powiedziała Mama. – I może pomóc im przy przeprowadzce. Bardzo ciężko jest przeprowadzać się, jeżeli mieszkało się wiele lat w tym samym miejscu. – E tam – rzekł Muminek. – A gdzie jest Mi? – Gdzieś koło latarni. Buduje coś w rodzaju windy – odparła Mama Muminka. Mała Mi wisiała niebezpiecznie i bardzo odważnie w otwartym oknie wychodzącym na północ. Wbijała gwóźdź w drewniany klocek na parapecie okiennym. Na podłodze leżało mnóstwo nieokreślonych bliżej przedmiotów szarego koloru, a klapa w suficie była otwarta. – Co Tatuś na to powie? – spytał Muminek. – Przecież tam nie wolno nikomu wchodzić. To jego prywatny pokoik. – Nad jego prywatnym pokoikiem jest strych –odpowiedziała Mi nonszalancko. – Mały stryszek, gdzie można znaleźć przeróżne rzeczy. Podaj mi ten gwóźdź. Znudziło mnie wdrapywanie się po schodach na każdy posiłek, więc buduję windę. Będziecie mogli albo mnie wciągać w górę w koszyku, albo spuszczać mi jedzenie na dół. Tak byłoby jeszcze lepiej. „Jak ona się zachowuje! – pomyślał Muminek. – Robi wszystko, co jej się podoba, i nikt nie protestuje. Robi, co chce, i już” – A co do tych zarośli – odezwał się – to nikogo tam nie ma. Absolutnie nikogo. Najwyżej parę mrówek. – Ach tak – rzekła mała Mi. – Bardzo prawdopodobne. – I sprawa była skończona. Pogwizdując przez zęby Mi wbiła ogromny gwóźdź aż po główkę. – Żebyś nie zapomniała sprzątnąć tych śmieci, zanim Tatuś wróci! – krzyknął Muminek między uderzeniami młotka. Czuł jednak, że nie zrobiło to na niej najmniejszego wrażenia. Przygnębiony, zaczął grzebać w stosie starych papierów, puszek, podartych sieci rybackich, wełnianych rękawiczek i kawałków skóry foczej. I tak grzebiąc znalazł kalendarz. Duży kalendarz ścienny ze ślicznym obrazkiem przedstawiającym konika morskiego płynącego na fali w świetle księżyca. Księżyc zanurzał się w ciemnym morzu, a konik morski miał długą, złotą grzywę i bardzo blade, niezgłębione oczy. Że też ktoś potrafił tak pięknie malować! Muminek postawił obrazek na komodzie i długo mu się przypatrywał. – Ten kalendarz ma pięć lat – powiedziała mała Mi zeskakując na podłogę. – Teraz dni są całkiem inne, a zresztą ktoś je powyrywał już dawno temu. Trzymaj za sznur, spuszczę się i zobaczę, czy winda działa. – Zaczekaj – rzekł Muminek. – Chciałem cię o coś zapytać. Czy wiesz, co trzeba zrobić, żeby mrówki sobie poszły? – Wykopać je, oczywiście – odparła Mi. – Nie, nie! – wykrzyknął Muminek. – Mnie chodzi o to, żeby je skłonić do przeprowadzki. Mała Mi spojrzała na niego. A po chwili rzekła: – Aha, rozumiem. Znalazłeś w tej gęstwinie miejsce, które ci się podoba. I tam jest pełno mrówek