... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

—Veshtarowie już wykastrowali wszystkich chłopców w karawanie. — To dlatego żaden z Veshtarów nie przeżył. Satysfakcja, że potrafiłem panować nad swoją wściekłością i nadawać jej kierunek, zmniejszyła się jedynie odrobinę, gdy spojrzałem na rzeź, jakiej dokonałem. — Cholerny Athosie. Skończyłem opatrywać Aleksandra i ruszyłem w poszukiwaniu odpowiedniej gałęzi, która mogłaby mu posłużyć jako laska, kiedy do księcia podszedł Avrel i ukłonił się. — Dobry panie Kassianie, nie możemy odejść, nie wyrażając naszej wdzięczności. — Podziękujcie ludziom Lukasha — rzucił szorstko Aleksander — i mojemu towarzyszowi, gdziekolwiek jest. — Żaden z mężczyzn nie mógł mnie widzieć wśród drzew tuż za księciem. — Zostałem uratowany tak samo jak wy. A wy wybawiliście nas od śmierci głodowej. — Twój przyjaciel… duch pomsty… nie wiem, jak go nazywać. Arago to imię prostego człowieka, ale ten, którego widziałem tej nocy, nie jest prostym człowiekiem i z pewnością nie potrzebuje podziękowań biedaka. — Avrel potrząsnął głową. — Ale ty, panie, mogłeś troszczyć się tylko o swoje bezpieczeństwo. Duch zabrałby cię z pola walki, a jednak zostałeś i walczyłeś razem z nami. My, mieszkańcy Andassaru, jesteśmy dumni, że mogliśmy zapewnić ci schronienie. Nic dziwnego, że bogowie zesłali ci ducha opiekuńczego. Oby zawsze oświetlali twą drogę. —Ukłonił się głęboko i ruszył z powrotem do pozostałych. — Avrelu! — Mężczyzna obrócił się na okrzyk księcia. — Byłeś świetną lewą nogą. Avrel się uśmiechnął, znów się ukłonił i pobiegł za swoimi przyjaciółmi, którzy już ruszyli w stronę domu. — Twoja reputacja jako ducha pomsty nigdy nie stanie się tak wielka, jak być powinna, jeśli nie przestaniesz wyrzygiwać sobie wnętrzności po każdym pokazie — oznajmił Aleksander, kiedy rzuciłem mu mocny kij, wycofałem się za jego kamień i zrobiłem właśnie to, co powiedział. — Oto nadchodzą twoi przyjaciele banici. Wytarłem usta i zmusiłem żołądek do powrotu na swoje miejsce wystarczająco szybko, by przywitać wysokiego mężczyznę z wymalowaną twarzą, który szedł powoli w naszą stronę. Za nim podążał młodzik, który pojmał mnie w niewolę, i pięciu innych. Ku memu zdziwieniu trzymali w dłoniach miecze. Aleksander warknął, a jego dłoń uniosła się do rękojeści broni, lecz powstrzymał go ostrzegawczy ruch dłoni dowódcy. — Kim jesteście? — Młody przywódca był bardzo zdenerwowany. — Nie tak powinno się witać przyjaciela, który tej nocy uratował wasze buntownicze tyłki. — Aleksander bardzo nie lubił, gdy grożono mu mieczem. — Tego, który mógłby bez trudu… — Sądzę, że dowódca jest po prostu ostrożny, Kassianie — zmitygo—wałem go, gdyż wolałem, by nie zaczął wymieniać moich umiejętności, które jakoś nigdy nie mogły sprostać oczekiwaniom ludzi. — Jesteśmy tu obcy, a ja wspomniałem temu tam młodzieńcowi, że znam Blaise’a i Far—rola. Jak się domyślam, woleliby, by te imiona pozostały w tajemnicy. — Trafiłeś w sedno — mruknął dowódca. Krew z rany na ramieniu zalała jego koszulę, a z cięcia na czole spływała po policzku. — Walczyliście przeciwko łowcom niewolników… a jednak ty jesteś Derzhim. A ty, Ez—zarianinie — wskazał na mnie — najwidoczniej jesteś potężnym czarodziejem, a jednak podróżujesz z Derzhim. Co ja mam z wami zrobić? Nie możemy pozwolić wam odejść, skoro wiecie to, co wiecie. A jednak mamy rozkazy… —Nie możecie pozwolić nam odejść. Ty arogancki idioto! Pozwoliliście uciec Nyabozzim. — Aleksander zamachał kijem, który mu przyniosłem, a wtedy banici się zbliżyli. — Kassianie, proszę! — zawołałem ostro. Nie sądziłem, by książę pojmował powagę problemu młodego banity. — Dowódco, znam dylematy banity. Wiem, że powtarzacie sobie, iż nie możecie złamać przysięgi, nawet biorąc pod uwagę przysługę, jaką wam dzisiaj oddaliśmy. Ale ci, których wymieniłem, wcale nie byliby zadowoleni, gdybyście nas skrzywdzili… jeśli w ogóle byłoby to możliwe. A te czary, których świadkami byliście… czyż one nie zasługują, by poinformować o nich waszego przywódcę? Myślę, że byłby bardzo nieszczęśliwy, gdyby się dowiedział, że rozzłościliście Ezzarianina obdarzonego tak wielkim talentem jak ja, nieprawdaż? Założyłbym się, że mężczyzna zbladł pod warstwą farby. Nie wszyscy z banitów Blaise’a wiedzieli, że on i kilku innych umiało się przeobrażać