... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Mam taki zamiar - poinformowałem mojego rozmówcę. Zamrugał oczami krótkowidza. - Znakomicie! - Przez chwilę było w nim coś z tamtego entuzjastycznego młodzieńca, który dopadł mnie na korytarzu w OKSZ. - Znakomicie. W po- niedziałek wysyłamy panu zaliczkę i pański tekst. Niczego nie sugeruję, ale gdzieniegdzie wyczuwa się, że autorowi zabrakło odwagi, żeby powiedzieć wszystko do końca. Zobowiązał mnie do skontaktowania się z nim po przejrzeniu maszynopi- su, pożegnaliśmy się grzecznie i zszedłem do pań. Leslie i Emmelina siedziały milczące i zachmurzone nad winem, za oknami szarzał zmierzch, a radio, nadawało poezję Arnta Roussela. Posępne wiersze harmonizowały z atmosferą panującą w salonie. W tę atmosferę zanurzyłem się jak w odmładzającą kąpiel. Następnego dnia Emmelina wyjechała. Była to jej jedyna wizyta, której cel pozostał dla mnie niejasny do dzisiaj. III Wyjąłem z ryzy czysty arkusz papieru i położyłem go przed sobą. Napisa- łem: W gruncie rzeczy nie ma powodu, dla którego nie mógłbym na wstępie zacytować fragmentu wybranego z mojej pierwszej książki. Nawet sensownie by było rozpocząć niniejszą opowieść od tego, co wyznałem o sobie Emmeli- nie, gdy po przyjęciu u Joan Vince szliśmy do jej mieszkania, aby tam do świtu formować nasz przyszły związek. Przekreśliłem ostatnie zdanie, to o formowaniu związku, ponieważ zawie- rało niepożądany akcent humorystyczny, i dopisałem: D/isiaj. po odpowiedniej Aim ih/ai |i d.n,\< h hmj /\ciorys Zmiąłem kartkę i cisnąłem ją na dywan celując w stado kul papierowych pod regałem. „Odpowiednia aktualizacja danych" - cholera, czy to ma być jakiś rocznik statystyczny czy co? Machinalnie wyciągnąłem rękę po nowy arkusz i nagle poczułem znajomy ucisk w skroniach. Krótkotrwały, tępy ból promieniujący od gałek ocznych przeszył mi czaszkę i straciłem zdolność rozróżniania szczegółów. Zaczynała się zwykła reakcja. Nie próbowałem przeciwdziałać. Blat biurka wirował ospale; kontury za ścielających go kartek zlały się ze sobą i utworzyły białą płaszczynę, która powoli znieruchomiała. Tym razem obraz pojawił się szybko. Zobaczyłem skrawek naszego ogro- du i brukowaną ścieżkę wychodzącą na chodnik, zroszoną w połowie wodą z ogrodowego pulweryzatora. Zaparkowana przy krawężniku granatowa ta- ksówka miała otwarty bagażnik. Kierowca, tęgi mężczyzna w uniformie i w czapce z zadartym daszkiem, przeciskał się przez wąską furtkę, taszcząc dwie wielkie walizy-, jedną z czarnej skóry, pstrokatą od nalepek, drugą z brezentu w czarno-czerwoną kratę. Od ulicy dał się słyszeć pisk opon i znów siedziałem przy zasłanym papie rami biurku. Ucisk w skroniach zelżał. Przetarłem oczy i potrząsnąłem głową. Wizja trwała kilkanaście sekund, ale była wyjątkowo realistyczna. Wstałem i zszedłem do holu. W pokoju obok stukały obcasy Leslie zbiera- jącej się do wyjścia. Niewątpliwie szukała kluczyków od swojego samochodu, które jeżeli nie tkwiły w stacyjce, mogły znajdować się w dowolnym punkcie tego domu - nie wyłączając lodówki. Najprawdopodobniej jednak znajdowały się w kieszeni jej kombinezonu, bo Leslie jadąc przedwczoraj po klej do kształtek ubrana była właśnie w kombinezon. Pchnąłem drzwi frontowe. Z ganku brukowana ścieżka wyglądała tak, jak w mojej wizji. Bagażnik granatowej taksówki zaparkowanej przy krawężniku był otwarty, a tęgi kierowca objuczony walizami forsował furtkę. - Pan Mikę Cesara? - zapytał. - Tak. Wcisnął się wreszcie do ogrodu i stanął przed gankiem. - Panna Raya - powiedział - poleciła mi te rzeczy przywieźć tutaj. Ulica się zgadza i numer tez. - Wszystko się zgadza - potwierdziłem. - Proszę to wnieść do holu. Musiał obrócić w sumie trzy razy, by opróżnić bagażnik. Ustawił walizki pod ścianą, równo, parami - sześć sztuk, każda w innym fasonie i każda z dyskretnie, niemniej trwale nadrukowanym złocistym monogramem: ER. Ta z czarnej skóry, najbardziej wysłużona, pamiętała jeszcze okres świetności swo- jej pani. Zdobiące ją nalepki firmowe reprezentacyjnych hoteli europejskich były już nieco starte i dzięki temu straciły efekciarski wygląd. - To piękna kobieta - powiedział kierowca, kiedy wręczałem mu zapłatę. - Piękna i szykowna. Panna Raya. Schował pieniądze, czubkami palców dotknął daszka czapki i wyszedł na ulicę. Patrzyłem, jak zatrzaskuje bagażnik i wsiada do swojej taksówki. W myślach plątały mi się jego słowa. I nie mogłem odmówić sobie przyjemności powtórzenia ich na głos: - Panna Raya. - Panna Raya? - Za moimi plecami Leslie wykręciła tułów i wciągając brzuch zapięła spódnicę na biodrze. - No, w każdym razie witamy jej lepszą połowę. Sześć waliz! - Pochyliła się nad nimi, by odczytać napisy na nalep- kach. - Ho, ho, nawet hiszpański „Osculor". „OSCULOR - hotel dla nowożeńców i zakochanych" - tak go reklamowa- no w przewodnikach, rozdzielając oba pojęcia, jakby zakładano, że nowożeń- cy niekoniecznie muszą być zakochani.W tym drogim ponad wszelkie wyo- brażenie hotelu spędziliśmy z Leslie trzy doby z naszego miodowego miesią- ca - trzy doby, które powinny zostać uwiecznione w kronikach „Osculoru". Ale nie myślałem teraz o nich. Leslie westchnęła. - Jesteś pewny - spytała prostując się - ze ona tu przyjechała tylko na weekend? - Stanęła do mnie przodem. - Sześć waliz! Gdybym była złośliwa, tobym powiedziała: petlte-maitresse. - Jesteś złośliwa. - Chyba tak. - Przyglądała mi się, jakby szukała czegoś w mojej twarzy. - Mikę - zaczęła tonem, który obudził moją czujność. - Ty miałeś? - Co miałem? Łatwo było zmiarkować, o co pyta i co mi odpowie. Odbyliśmy juz setki takich rozmów od powrotu z Trytona. Drażniły mnie, toteż czyniłem wysiłki, by ich unikać. - Widzę to po tobie, kotku. - Nie wiem, co po mnie widzisz, ale na pewno wiem, co się ze mną dzieje. I nie miałem żadnych wizji. Ty i tepralizki tutaj przypomniały mi twoją afektowaną kapitulację. Zmarszczyła brwi. , - Kapitulację? - Tę sprzed czterech lat. Po starciu z Emmeliną. Nadużyłem wtedy wina, bo byłem rad z posępnej atmosfery w salonie, która świadczyła, że kiedy telefonicznie gwarzyłem z reporterem „Orbity", obie panie skrzyżowały szpady, co pogłaskało moją męską dumę. Nazajutrz skacowany zwlokłem się z łóżka o dziewiątej i poczłapałem do kuchni, by zaparzyć kawę. W holu natknąłem się na Leslie