... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Pomyślała o wacie cukrowej i tym nieokreślonym smaku puszystego cukru, miękkiego na języku i szybko znikającego. – Jestem szczęśliwa – powiedziała. – Jestem szczęśliwa. Jestem taka szczęśliwa. Edwin kazał kierowcy zatrzymać się przy pierwszym motelu, jaki znajdą, co trochę potrwało. Większość co nędzniej szych lokali była pozamykana, zapyziała i zarastała chaszczami. Motel Drozd nadal jednak działał: był to długi szereg drzwi przy podjeździe wysypanym żwirem, na którym stała tablica z niebieskim napisem ozdobionym sopelkami lodu: KOLOROWA TELEWIZJA, a tuż pod spodem KLIMATYZACJA. Dwadzieścia pięć lat wcześniej podobna reklama byłaby w awangardzie nowoczesności, teraz jednak wydawała się równie przestarzała jak jaskiniowy rysunek z epoki paleolitu. Kolorowa telewizja? To były kiedyś takie czasy, gdy ludzie nie mieli kolorowej telewizji? Kiedy taksówka, szorując oponami po żwirze, zatrzymała się pod recepcją, nastąpiła krępująca chwila. – Siedemdziesiąt jeden pięćdziesiąt. Z napiwkiem osiemdziesiąt – powiedział kierowca, czarniawy, przysadzisty mężczyzna, który najwyraźniej nie czytał tego rozdziału książki Tupaka Soiree, który traktuje o duchowym ubóstwie osób, żądających pieniędzy od innych. Edwin odchrząknął. – Pewnie pan nie przyjmuje Diner’s Card, co? Nie? – Odwrócił się do May, nieco nieśmiało i z pewnością nie przypominając Conana. Pomimo swej świeżo odnalezionej szczęśliwości May roześmiała się, słysząc prośbę Edwina, zachwycona absurdalnością tej sytuacji. – Postawmy sprawy jasno – powiedziała. – Mam zapłacić za własne porwanie? – Trochę u mnie krucho z kasą. May wyjęła pieniądze i podała je kierowcy. – Żyj, kochaj, ucz się – powiedziała czarującym głosikiem. – Taa, jasne. Co tam sobie pani chce. (Tupak Soiree już odebrał taksówkarzowi żonę i czterech innych członków rodziny, więc mężczyzna nie reagował życzliwie na takie złote myśli). Odprogramowanie May Weatherhill zaczęło się od garści czekoladek i gorącej prośby. Edwin zamknął przyjaciółkę samą w pokoju na ponad godzinę, a kiedy wrócił, znalazł ją siedzącą po turecku na podłodze i oddychającą w harmonii ze wszechświatem. W pokoju znajdowały się meble z dykty, przetarte prześcieradła i pokryty pleśnią dywan. Medytacje May nie mogłyby wyglądać bardziej absurdalnie, niż gdyby się znajdowali na diabelskim kole. – May! – krzyknął, wdzierając się do pokoju. – Pieniądze, które mi pożyczyłaś, nie poszły w błoto. Zobacz, co mam. Czekoladki! Nie dla duszy, lecz dla bioder. Puste kalorie! Pyszne, wywołujące poczucie winy i całkowicie niepotrzebne. Tym się żywi cała Ameryka! Pustymi kaloriami. Jesteśmy narodem, który utrzymuje się przy życiu dzięki pustym kaloriom. – Rzucił na łóżko ogromną liczbę marsów, wokół których rozrzucił czekoladki, jakby ofiarował prezent ślubny nowożeńcom na Bali. – Ale czekaj, mam coś jeszcze! – Teatralnym gestem ułożył w wachlarz bogaty asortyment kobiecych pism. – „Cosmo”! „Zawijas”! „Miesięczny tygodnik dla kobiet!” Spójrz na te okładki. Sprawdź, jakie masz wady. Rady kreatorów mody, makijaż, związki damsko-męskie. Na tej stronie jest artykuł o tym, jak schudnąć, a – ha, ha! – na następnej, jak upiec czekoladowy sernik z podwójną polewą krówkową. Nie da rady, May! Czyż to nie cudowne? Jeden krok do przodu, dwa kroki w tył. A dla siebie mam magazyny sportowe, żeby sobie poczytać o mężczyznach bogatszych, szybszych i silniejszych ode mnie, którym spełniają się marzenia mojego dzieciństwa. Tak jest, mogę udawać kogoś w rodzaju Żelaznego Jana, chociaż w rzeczywistości jestem urzędniczyną w szarym garniturku. Jestem zupełnie bez znaczenia! Zobacz, jaka pustka tkwi, o, tutaj... – Walnął się pięścią w pierś. – Widzisz wszystkie te mechanizmy i prowizoryczne rozwiązania, jakie stworzyliśmy? Widzisz, jak powstrzymujemy objawy, jak próbujemy naprawić pęknięte serca za pomocą taniego plastra? Oto, kim jesteśmy, May. To ten smutek, który leży u podłoża wszystkiego. Mono-no-aware. Właśnie to z nas czyni ludzi: nie szczęście, lecz smutek, który się w nas kryje. – Nie – zaprzeczyła May. – Ja tego nie zaakceptuję. Nie akceptuję tego, że tak wygląda świat. – Ciężka sprawa! – wykrzyknął Edwin. – Bo świata to nic nie obchodzi. Nie możemy zmienić rzeczywistości. Nie możemy tak zwyczajnie zamknąć oczu i wmówić sobie, że starość, śmierć i rozczarowanie nie istnieją. One istnieją, May. Czy nam się to podoba, czy nie. Życie to po prostu ciąg wydarzeń, ale nie mamy wyboru