... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
A tu jak na złość znowu obcięli ojcu premię. I jak można mieć humor, kiedy wszystko się wali? Chociaż było już późno, Franek przed pójściem do łóżka wyjątkowo starannie odrobił wszystkie lekcje, Tak się rozpędził, że z historii przeczytał dwie strony naprzód. Krystyna przewracała się na łóżku i jęczała przez sen. To dziwne, że Krystyna tak często biadoli we śnie. W ciągu dnia jest zazwyczaj wesoła i z usposobienia przypomina ojca. Wszy-scy ją lubią. Jeszcze ani razu nie pokłóciła się z żadną z koleżanek. Ba, nawet koledzy Franka uważają ją za kumpla, chociaż jest starsza nawet od Wieśka i Heńka. W tym roku kończy maturę, a jednak świetnie umie się do nich dostosować. Franek skoczyłby za nią w ogień. Mimo to czasami dochodzi między nimi do nieporozumień i awantur. Teraz Krystyna leży i jęczy. „Dlaczego ona tak jęczy? – myśli Franek. – Może ją obudzić? Może jej się śni coś złego?” Nie chciałby, żeby Krystynie nawet przez sen działa się jakakolwiek krzywda. Z drugiej strony, kto jak kto, ale Kryśka nie ma chyba powodów do zmartwień. Kryśka dobrze się uczy, w tym roku kończy szkołę, jest ładna i na ulicy oglądają się za nią chłopcy. Nie to, co on, taki malutki. Jak Kryśka idzie z nim na basen, to aż mu głupio. Kryśka doskonale pływa, świetnie skacze z trampoliny i z wieży. Ma nawet efektowne fotosy „w locie”. W ogóle Kryśce byłoby czego zazdrościć. W szkole uczy się francuskiego. Franek nigdy nie widział, żeby zaglądała do jego podręczników, a nie tak dawno okazało się, że Kryśka zna i niemiecki niewiele gorzej niż on. Jedyny przedmiot, z którego był taki dumny! Ojciec obiecał, że jak Kryśka skończy maturę, to bardzo prędko nauczy ją po angielsku. Ojciec zna pięć obcych języków, Kryśka już prawie trzy. Dlaczego Krystyna wciąż jęczy? Potrząsnął ją za ramię, zgasił lampę i położył się spać. Spanie też nie jest taką prostą sprawą, jakby się komuś mogło zdawać. Mało to razy Franek nie mógł zasnąć aż do rana? Słyszał nocne tramwaje, bicie zegara u sąsiada, potem świegot ptaków, turkot furmanek, a wreszcie kroki na schodach i stukot rozstawianych pod drzwiami butelek z mlekiem. Takie noce należały do rzadkości, niemniej zdarzały się. Żeby to matka pozwoliła mu wtedy poczytać. Skąd tam! „Zamknij oczy, to uśniesz” – mówiła. Zamykał oczy. Nieraz zaciskał powieki aż do bólu. Przed oczyma jawiły się różnobarwne koła i znaki. Przeważnie czerwone, zielone i pomarańczowo-żółte na czarnym tle. Wszystko to migotało i poruszało się jak wzorzysty materiał, w który leciuteńko dmie wietrzyk. Kiedy przyciskał gałki oczne palcami, wietrzyk zamieniał się w zawieruchę. Ale sen nie przychodził. Kiedyś Franek kupił sobie do latarki zapasową baterię i schowany pod kołdrą przeczytał w nocy prawie całego „Hrabiego Monte Christo”. Nie zdążył skończyć, bo właśnie zaczął się dzień. Zamiast do szkoły poszedł wtedy nad Wisłę i ostatni rozdział przeczytał na plaży. Po-tem usnął i obudził się po południu, czerwony jak wsypa na pierzynę. Wsypa oczywiście też była. Wszystko się wydało, bo dostał porażenia słonecznego. W domu zemdlał. Przyszedł doktor, smarowali go olejem lnianym i wodą wapienną i kilka dni przeleżał w łóżku, a zlazło z niego pięć skór. Oczywiście z Franka, nie z doktora. Zimą na wagary chodził przeważnie do muzeum, bo to i najcieplej, i najciekawiej. Kilka-krotnie kolega zaciągnął go do kawiarenki, w której był bilard z grzybkiem. Franek tak się zapalił do bilardu, że sprzedał najdroższą książkę, żeby móc trochę pograć. Później ponosił konsekwencje: wagarowanie wydało się, a bez książki „obywał się” przez kilka tygodni i ła-pał dwóję za dwóją. Franek niby to leży w łóżku, ale właściwie jest gdzieś bardzo daleko. Prowadzi rakietę na Marsa. Właśnie ma się spotkać z Phobosem i Dejmosem. To dwa marsjańskie satelity-księżyce. Tak się to mówi, ale co z nich za księżyce? Za małe. W dodatku krążą wokół Marsa w odwrotnych kierunkach: jeden w lewo, drugi w prawo. Podobnych rzeczy się w kosmosie nie spotyka. Na pewno są sztuczne. A jeżeli są sztuczne, to ktoś je musiał umieścić na orbi-tach. Tylko kto? Franek musi sprawdzić. Potem poleci dalej, na koniec świata... Czy świat może mieć koniec? A co jest za nim? Oczywiście nic. Ale gdzie się kończy? Mniejsza z tym, zawsze się gdzieś kończy. Nie musimy wszystkiego wiedzieć..