... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Przez wiele dni i nocy teraz przesiadywała przy nim, stróżując i pilnując, przynosząc mu wodę i pożywienie i odpędzając muchy i inne owady z okrutnych ran. O medycynie lub chirurgii nic nie wiedziała. Lizała tylko rany i w ten sposób utrzymywała je w czystości, aby uzdrawiająca siła przyrodzona mogła tym szybciej zrobić swoje. Początkowo Tarzan nie chciał nic jeść i rzucał się w gorączce. Spragniony był tylko wody, a tę przynosiła mu Kala w ten sposób, jaki był jej znany, to jest niosąc ją w ustach. Żadna matka z rodu ludzkiego nie wykazałaby więcej miłości i poświęcenia niż to dzikie zwierzę dla małej sieroty, którą los oddał jej w opiekę. W końcu gorączka spadła i chłopiec zaczął poprawiać się. Żaden wyraz skargi nie wyszedł z zaciśniętych jego warg, chociaż ból sprawiony ranami był bardzo dojmujący. Część piersi została obnażona do żeber, trzy żebra złamane potężnymi razami goryla. Jedna ręka była naderwana olbrzymimi kłami i kawał ciała wyrwany był z karku, obnażając żyłę podobojczykową, której nie naruszyły kły goryla cudem prawie. Ze stoicyzmem zwierząt, które go wychowały, Tarzan znosił swe cierpienie spokojnie. Wolał on czołgać się na stronę od innych małp i leżeć ukryty w kupie wysokich traw, niż okazywać swoją nędzę ich oczom. Rad był tylko mając Kalę przy boku. Lecz gdy zaczął przychodzić do siebie, oddaliła się ona na pewien czas, szukając pożywienia. Przywiązane zwierzę nie dojadało samo, gdy Tarzan był w niebezpieczeństwie życia. Pozostał z niej cień dawnej Kali. Rozdział VII Światło wiedzy Po upływie pewnego czasu, który wydał się młodemu męczennikowi długim jak wieczność, odzyskał on władzę chodzenia i odtąd uzdrowienie jego było szybkie. W miesiąc później był tak silnym i czynnym jak dawniej. Podczas swej rekonwalescencji nieraz odświeżał w swej myśli bitwę z gorylem. Zaraz też pomyślał o odzyskaniu cudownej niewielkiej broni, która dała mu możność wzmóc swe siły i przeobrazić się z istoty beznadziejnie słabej w potęgę, która powaliła strasznego potwora dżungli. Pragnął też powrócić do chaty i badać dalej, co ciekawego w niej się znajdywało. Pewnego więc ranka wybrał się sam w drogę. Po pewnych poszukiwaniach odnalazł miejsce, gdzie leżały czysto objedzone kości swego przeciwnika, i zaraz odnalazł pod spadłymi liśćmi swój nóż, brunatny od rdzy z powodu wilgoci i wyschłej krwi goryla. Nie podobała mu się zmiana, jaka zaszła w jasnej przedtem i świecącej powierzchni. Była to jednak i teraz straszna broń, której zamyślał użyć ku swej korzyści, gdy zdarzy się po temu sposobność. Przyszło mu na myśl, że nie będzie potrzebował chronić się i uciekać przed dokuczliwymi napadami Tublata. Za chwilę był już w chacie, znowu odemknął zasuwę i wszedł do środka. Pierwszym jego staraniem było zbadanie mechanizmu zamku, co uczynił przez drobiazgowe obejrzenie drzwi otwartych, kiedy mógł rozejrzeć się, w jaki sposób drzwi trzymały się i w jaki sposób odmykały. Doszedł tego, że drzwi można było zamykać i ryglować od wewnątrz, co też uczynił, aby nie zdarzyło się nic, co by mogło mu przeszkodzić w robieniu poszukiwań. Zaczął przeglądać wszystko po kolei. Uwagę jego wkrótce przykuły do siebie książki, wywierające na niego dziwny, potężny wpływ. Nie mógł się prawie zająć niczym innym, tak pociągały go one i zaciekawiał ich cel. Wśród innych książek znalazł się elementarz, pewna ilość pierwszych książek do czytania dla dzieci i wielki słownik. Wszystko to oglądał, zajęły go najbardziej obrazki, a małe, dziwne robaczki, którymi pokryte były stronice w miejscach, gdzie nie było obrazków, wywoływały w nim podziw i głębokie zastanowienie. Wsparty na biodrach, siedząc na stole w chacie, którą zbudował jego ojciec