ďťż

... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Małgosia będzie miała pieczę. Obiecała mi. Wszystko będzie w jak najlepszym porzšdku. Rozmawiałam z niš i omówiłam zadania. I opowiedziała nam przebieg swojej rozmowy z przyjaciółkš. Zaczęło się od tego, że Matylda zaproponowała Gosi pomoc finansowš. Ta absolutnie nie chciała się na niš zgodzić. Moja córka na różne sposoby próbowała jš przekonać, w końcu zaœ zaproponowała jej zatrudnienie w charakterze ekonoma. Na to przyjaciółka z radoœciš przystała, a pienišdze oferowane przez Matyldę przyjęła z czystym sumieniem. Gosia idealnie nadawała się do zleconej jej pracy, była energicznš, przedsiębiorczš dziewczynš, a do tego znała miejscowš społecznoœć i miała doskonałe rozeznanie wœród okolicznych rzemieœlników. Kierowniczka wycieczki najwyraŸniej odzyskała organizacyjnš formę, zachwianš na chwilę przez nadzwyczajne wydarzenia. Dalsze prace remontowe były zaplanowane, wyspecyfikowane i wstępnie oszacowane. Orientacyjne koszty wprawiły mnie w stan szoku, ale przyznać musiałem, że obliczenia były uczciwe i realnie oceniały czekajšce mnie wydatki. Nie majšc innego wyjœcia, od razu wypisałem czek, a Matylda wsadziła go do białej koperty, którš z kolei ukryła w swojej torebce. Zamyœliłem się przez chwilę nad aktualnš sytuacjš. O los domu mogę być już spokojny. Powoli przywróci się wszystko do stanu sprzed 128 powodzi, nawet moje odchudzone konto da się jeszcze podtuczyć P° powrocie z wycieczki będę musiał dłużej posiedzieć w pracy odrobić stracony na wakacjach czas. Ale i wizyty w Nadkolu muszę umieœcić w swoich planach. Ekonom to jedno, a pańskie oko to drugie Nieco spokojniejszym okiem popatrzyłem na nieszczęœliwe wydarzeni3 ostatnich dni. Postanowiłem, że spróbuję wyrzucić z pamięci nieszczęœnika Hioba, a może nawet, kto wie, odszukać w Biblii tajemniczego człowieka na literę Z, dla odrobienia pokuty i odwrócenia niefortunnych wróżb. J Z rozmyœlań wyrwał mnie telefon. Rozmawiajšcy obok mnie Grzesio i Matylda ucichli, by umożliwić mi swobodnš konwersację. - Halo. - Dobry wieczór, panie prezesie. - Dobry wieczór, Jurek, co słychać? - Strasznie ważna sprawa. - Słucham. - Cały numer już na maszynach, jutro rano powinni zaczšć rozwozić gazetę po kraju. - Wiem o tym. Jak zawsze w poniedziałek oddajemy numer, ani słowo z wypowiedzi mojego zastępcy nie wydało mi się specjalnie istotne. - Ale my wszystko wstrzymaliœmy, bo mamy sensacyjny materiał- - Jaki materiał? - Absolutna rewelacja. Mamy kompromitujšce zdjęcia. Ojciec Wysoki-Pi-ja-niu- sień-ki! Z trudem przełknšłem œlinę. - Skšd macie te zdjęcia? - Całkowity przypadek. Dwie godziny temu, idzie sobie Mietek fotograf i widzi tłumek pod koœciołem Dominikanów. Podchodzi a tam podnoszš z ziemi Wysokiego. A on nieprzytomny od alkoholu. Mietek jak zwykle czujny z aparatem. Strzelił fotki. 0 mało go ludzie nie zlinczowali, ale ma takie ujęcia, że szczęka opada. Zdjęliœmy z Jedynki" dosłownie wszystko, by zamieœcić cały fotoreportaż. Od razu trochu na kolanie, powstały dwa teksty, jeden mój, zaraz panu przeczytam-Nawet rysunek wymyœliliœmy, Włodek narysuje, tylko czekamy na zgodę, bo doœć mocny będzie. 129 - Co to za rysunek? - Celka zakonna, przy stole siedzi mnich, a na stole flaszka. Drzwi otwiera jakiœ człowiek i pyta: „Ojciec Pijo?". No wie pan, takie skojarzenie œmieszne, z tym œwiętym. Tylko że ktoœ się może obrazić. To co, jak będzie? Wzišłem głęboki oddech, spojrzałem na Matyldę i Grzesia. Od razu się zorientowałem, że słyszeli każde słowo. Widziałem napięcie na ich twarzach, niepokój, oczekiwanie na decyzję. Nie miałem wštpliwoœci. Chcš, bym zachował się jak człowiek. Majš nadzieję, że raz w życiu się zlituję i nie zgniotę małego robaka swoim wszechmocnym butem. A ja przecież już podjšłem decyzję. Nic mnie nie obchodziły ich zatroskane buŸki, bo ja wiedziałem, co chcę zrobić. Byłem pewien każdego wypowiadanego przez siebie słowa, choć nie miałem pojęcia, skšd ta pewnoœć się we mnie wzięła i czemu właœciwie robię tak, a nie inaczej. - Posłuchaj, Jurek. Chciałbym, żebyœ sobie coœ zapamiętał. To bardzo ważna sprawa. Od dziœ nigdy nie napiszemy w naszej gazecie nawet jednego słowa o ojcu Wysokim. Nigdy, rozumiesz? Wyrzuć ten materiał albo go komuœ sprzedaj, zrób z nim, co chcesz, bo jest twój. Ale w mojej gazecie ten tekst nie zostanie wydrukowany. Ojciec Wysoki przestaje dla nas istnieć. Jeœli go skażš za pedofilię, my to przemilczymy. Jeœli okaże się rosyjskim szpiegiem, gwałcicielem-mordercš albo kobietš, nie skomentujemy tego nawet jednym słowem. Ojciec Wysoki jest dla nas œwięty, nietykalny. - Ależ, szefie... - Jurek, przestań. Napisz to w redakcji na białej tablicy, wielkimi wołami. I do tego niezmywalnym markerem. Wszyscy majš wiedzieć, że przestajemy œcigać tego człowieka. - Dlaczego? - Bo ja tak chcę. Jestem właœcicielem tej gazety i jej redaktorem naczelnym. - Ale to jest doskonały materiał! Udokumentowany takimi fotkami, że włos się jeży! - Możesz się zwolnić z pracy i odchodzšc, zabrać ze sobš każdš odbitkę. Nie potršcę ci ani grosza za papier. Wiesz, że zawsze starałem się czerpać z waszych pomysłów. I że wiele niezamówionych tekstów 130 opublikowałem z przyjemnoœciš. Ale tym razem muszę skorzystać ze swojej władzy. Zarzšdzam ciszę wokół Wysokiego. Wszystko jasne? - Jasne - odpowiedział smutno. I rozłšczył się. Nastała długa chwila milczenia, może pół minuty, a może minuta. A potem nagle, wprost z gardeł dwójki podsłuchiwaczy, rozległ się dziki ryk radoœci. Matylda rzuciła się na mnie, objęła mnie i pocałowała w policzek, Grzeœ wykonał indiański taniec wzdłuż pokoju. Tylko ja siedziałem cišgle nieruchomo. Serce mi waliło, ręce drżały z emocji. Zrobiłem to. Zrobiłem! Odmówiłem wzięcia udziału w egzekucji. Nie skopałem człowieka, chociaż mogłem. Œwiadomie i dobrowolnie zrezygnowałem z wykończenia księdza Wysokiego. Nie zarobię na sprzedaży podwojonego nakładu, który z takim materiałem rozszedłby się w dwie godziny