... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Wiedziałem, iż tam nic innego nie stało oprócz polecenia mnie, abym wiarę znalazł i chętne posłuchanie. Zwrócił się więc do mnie i, siadłszy spokojnie, mówić mi kazał, co mi nieść dano. Począłem od tego, jakom Aleksandra bez nadziei porzucił, o czym Zygmunt dotąd nie wiedział, aby tak źle być miało, Musiałem mu wszystko, com wiedział i widział od Lublina począwszy opowiadać, Balińskiego nie zaniedbując, a powtarzając, co mi na odjezdnym pan Maciej z Błonia oświadczył, iż dni króla są policzone. - Na Litwie zaś - dodałem - jeśli nie przyjdzie prędka rada i pomoc, kniaź Gliński wszystko zagarnie i, z Moskwą się pokumawszy, na wieki wszystkie te kraje tylu ofiarami okupione oderwie. Słuchał Zygmunt, jak zwykł był zawsze, długo milczący, dając mi tylko znaki, ażebym mówił wszystko bez ogródki. Odmalowałem więc położenie, jak było w istocie, nic nie tając i w imieniu kanclerza Łaskiego zaklinając królewicza, aby jako jedyny spadkobierca co rychlej przedsiębrał środki ku zachowaniu od upadku tego, na co wieki pracowały. Jużem skończył i czekał odpowiedzi długo, nim Zygmunt usta otworzył, westchnąwszy ciężko naprzód. - Niebłogą przywieźliście mi nowinę - rzekł. - Nie pragnąłem nigdy panowania nad rozległymi krajami nauczywszy się z małego księstwa, jak kunszt rządzenia trudny. Brzemię to jest, choć złocone, ale ciężkie, od którego, kto je raz na barki weźmie, ani we dnie, ni w nocy nie jest wolnym, a nosi je aż do grobu. Chętnie bym był z Głogowem i Opawą do żywota mego pozostał. - Miłościwy Panie - odparłem - ależ to rodzica i dziada twojego dzieło... Czyż je porzucić wam się godzi, gdy oni z grobów wołają, abyście mu nie dali w proch się rozsypać... Wszystkie nadzieje w tobie, oczy na ciebie się zwracają. Jeśli ty nie uratujesz Polski i Litwy, rozsypie się ten gmach w gruzy. Przerwał mi wtem Zygmunt. - Co obowiązkiem jest, to się spełnić musi. Uczynię, com powinien, lecz czy podołam? I nie dając mi odpowiedzieć sobie, rozpytywać począł, jakimi siłami kniaź Gliński rozporządzał. Właśnie to było dla wszystkich tajemnicą, bo on się z tym ukrywał. Pochód przeciwko Tatarom sam kilku co najmniej tysięcy wymagał i te zapewnione mieć musiał kniaź, gdyż się iść naprzeciw nich wybierał. - Jeżeli na myśli ma już dziś Litwę oderwać - rzekł Zygmunt - a z Moskwą się porozumiał, cóż ja naprzeciw jego tysiącom postawić mogę, gdy w pośpiechu, jakiego po mnie wymagacie, nad paręset koni w pole z sobą wyprowadzić nie mogę. - Aliści imię wasze, powaga jego i prawa, które są do niego przywiązane, starczą za tysiące - odparłem. - Byle wiedziano, że wzięliście w ręce sprawy i czynnie występujecie, siły wam przypływać będą. Chwilę pomilczał królewicz, patrząc w podłogę. - A któż zaręczy za to - odezwał się - że jak po śmierci Jagiełły, jak po zgonie ojca mego nie zechcą znowu Piastów prowadzić i popierać. - Gdyby nawet komu się to zamarzyło - rzekłem - co się tylekroć nie udało i nie uda się teraz, toć pozostaje Miłości Waszej Litwa, która waszym dziedzictwem niezaprzeczonym jest, i tej naprzód bronić potrzeba. Nic mi na to nie mówił Zygmunt, wstał zadumany, poszedł do okna, popatrzył na list Łaskiego i nie zwracając się ku mnie, cały w sobie się zatapiać zdawał. Obawiając się, aby to dumanie nie osłabiło w nim postanowienia, przerwałem sam milczenie przypominając, iż Aleksander był konającym prawie, że my go już pewno żywym nie zastaniemy i że jednego dnia nie tracąc ludzi zbierać i do pochodu się gotować było potrzeba. - Wiem ci ja to - odezwał się wysłuchawszy - idźcie spocząć i zostawcie mi o wszystko staranie. Tak mnie pożegnawszy, polecił komornikom, aby izby na zamku w dole mi ukazali i wszystko, czego bym potrzebował, dostarczyli. Dnia tego do stołu królewicza nie byłem wezwany, ugościł mnie pan Krupa, marszałek jego, u siebie, rozpytując pilno, co się na Litwie działo. Nie wiedząc, czym miał tajemnicę strzymać, czy mówić otwarcie, piąte przez dziesiąte prawiłem o chorobie królewskiej. Miałem czas się potem dnia tego i następnego przypatrywać, co się na zamku działo, a podziwiać ład i porządek, jaki tu panował. Szło wszystko na pozór z wolna, nie spiesząc i nie chwytając, ale ludzie nie spali, karność była i posłuszeństwo wielkie. Drugiego dnia Zygmunt mnie do siebie powołał. Czekał z listem w ręku, gdym przyszedł. - Z Polski też od panów senatorów pismo przyszło, nakłaniające mnie, abym na Litwę spieszył i ratował od zguby to państwo nasze, dali Bóg! - począł przystępując do mnie. - Na dobrej woli i ochocie nie zbywa, ale siły wielkiej nie mam. Zaledwie w kilkaset koni rycerstwa wystąpić potrafię. Zarządzono już, aby się ludzie jutro ściągali, których opatrzywszy i podzieliwszy jak należy, wprędce w imię boże ruszamy! Lecz że ja z oddziałem moim nie będę mógł pospiesznie iść - dodał - azali nie lepiej by było, abyście wy, uprzedzając mnie, do Łaskiego jechali i o mnie oznajmili. Szląsk mój - mówił dalej - podczas wojny się żadnej nie obawiał, a żołnierz wszelaki kosztuje wiele, nie mam go więc nad to, com na zamki potrzebował. Dwieście dobrych koni zbiorę, o więcej mi trudno