... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Zabiją go przez ciebie! - syknęła. - Dość tego, Greene! - huknęła z góry Olsen. - Wszyscy polubiliśmy Jurija, ale tu dowodzi Travis. Nie ma czasu na dyskusje! Sara odwróciła się plecami do pokoju. Nobakow wyszedł z domu i pomachał gliniarzom stojącym przy samochodzie. Z daleka zagadnął do nich po hiszpańsku. Obaj spoglądali na niego podejrzliwym wzrokiem. Pierwszy wetknął kciuki za pas, drugi przypalił papierosa. Travis podregulował wzmacniacz swojego odbiornika w hełmie BSH. - Ten chudy dowodzi patrolem. Pyta Jurija, czy jest doktorem Nobako-wem i pracuje w elektrowni atomowej Juragua. 115 Wszyscy widzieli, jak Rosjanin energicznie pokiwał głową. Wyciągnął rękę na powitanie. Policjant jakby jej nie zauważył. Powiedział coś ostrym, rozkazującym tonem. - Mówi, że Jurij ma pojechać z nimi - przetłumaczył Travis. - Pułkownik Raimundo... osobiście chce z nim rozmawiać. O cholera! - Wystarczy! - odezwała się Sara. - Travis, nie możemy dopuścić, żeby go zabrali! Na zawsze zniknie w celi jakiegoś więzienia albo na bagnach! Dobrze o tym wiesz! - Mam czyste pole ostrzału, oba cele jak na dłoni - zameldował DuBois. - U mnie to samo - dodał Stan. - Czekać. Przed domem Nobakow rozłożył szeroko ręce i zaśmiał się w głos. - Jurij mówi, że nie rozumie, dlaczego wysoki rangą oficer policji nalega na spotkanie ze zwykłym prowincjonalnym lekarzem. Chudy kazał mu się właśnie odwrócić i oprzeć dłonie na masce. -Travis! Powstrzymaj ich! -jęknęła Sara. - Chudy mówi, że Jurij jest aresztowany i... - Nie! - szepnęła Greene. - Ale Jurij odpowiada ze śmiechem, że chętnie pojedzie z nimi na komendę. - Odchodzą. Wszyscy trzej - zameldował Jack. - Wygląda na to, że ten mały sprytny Iwan rzeczywiście ich odciągnie. - Gdzie teraz jest helikopter? - zapytał Barrett. - Krąży jakieś dwa kilometry na wschód - odparła Jen. - Sam, jak wygląda sytuacja na zdjęciach satelitarnych? - Kolumna ciężarówek się zatrzymała, szefie. Niecałe pięć kilometrów stąd. Niewykluczone, że to zwykły zbieg okoliczności. Może dowództwo brygady zarządziło tylko ćwiczenia? - Travis, jeśli dopuścimy, żeby gliniarze zabrali Jurija, już nigdy nie zobaczymy go żywego! - powtórzyła błagalnym tonem Sara. - Zrób coś! Barrett popatrzył na nią z ukosa. - Owszem, zrobimy coś. Będziemy tu siedzieli spokojnie i cichutko... do czasu, aż Nobakow odciągnie policję. Potem zajmiemy się naszym głównym celem, spróbujemy powstrzymać Miecze Allaha przed zabiciem dwudziestu milionów naszych rodaków i wszystkich Kubańczykach. Sara ze łzami w oczach przygryzła wargę. Spojrzała na zewnątrz. Nobakow stał z dłońmi opartymi o maskę wozu i spokojnie poddawał się rewizji. Wciąż się uśmiechał. Co za odwaga! - pomyślała. Jurij nie jest żołnierzem, a jednak poświęca życie dla naszej misji! Ledwie mogła się powstrzymać, by wbrew rozkazom nie zastrzelić obu gliniarzy, nie wybiec z domu i rzucić się Rosjaninowi na szyję. - Helikopter zawraca w naszą stronę, szefie - zameldowała Olsen. 116 - Ciężarówki wciąż stoją na poboczu - dodał Sam. - Wóz opancerzony też nie rusza. - Chudy mówi, że... - zaczął Travis. - Cholera! - warknął. Na oczach całej grupy większy z policjantów podszedł do Nobakowa od tyłu i uśmiechając się szeroko, z całej siły huknął go pięściąw plecy na wysokości nerek. Zaskoczony Rosjanin wyprostował się gwałtownie. Dowódca patrolu wyciągnął pałkę i zdzielił nią doktora w skroń. - Jurij! - krzyknęła Sara, zadudniło w słuchawkach. Pewnie nawet policjanci przed domem usłyszeliby Greene, gdyby całkowicie nie pochłaniało ich katowanie Nobakowa. Aresztant osunął się na kolana i zasłonił rękami głowę. Gliniarze kopali go i okładali pałkami. Sara poderwała się i uniosła broń do ramienia. Travis był na to przygotowany. Przetoczył się po podłodze, zwalił Sarę z nóg i odepchnął pistolet. Patrzyła na dowódcę z wściekłością. Wargi jej dygotały. Barrett ukląkł bez słowa, wymierzył w niąpalec wskazujący i rzucił piorunujące spojrzenie. Po chwili silnie wcisnął jej pistolet w dłoń. Kurczowo zacisnęła palce na kolbie. Wstała i otarła łzy. Podkradła się do okna. Policjanci akurat wpychali nieprzytomnego Nobakowa na tylne siedzenie samochodu. Radiowóz ruszył z piskiem opon. Klapnęła ciężko na podłogę. - Ty... łajdaku... - mruknęła do Travisa, szlochając. - Przyznaję się do winy, wysoki sądzie - rzekł, odprowadzając wzrokiem odjeżdżający wóz patrolowy. 25 września, godzina 21.34, pięćset metrów nad Cienfuegos, Kuba Raimundo zaparł się łokciami o ramę szyby, by choć trochę zamortyzować wibracje śmigłowca. Popatrzył przez lornetkę na odległą willę. Pięć minut wcześniej przejechał pod nimi radiowóz z nieprzytomnym Rosjaninem na tylnym siedzeniu. Świetnie, pomyślał pułkownik. Z przyjemnością później zajmę się tym zdrajcą. Pierwsza faza zakończyła się sukcesem. I w samą porę. Słońce już zachodziło. Wkrótce miało się zrobić całkiem ciemno, a wtedy trudno byłoby wyłapać przeklętych amerykańskich zbirów. Na szczęście druga faza też przebiegała zgodnie z planem. W lornetce zobaczył właśnie skradzioną karetkę. Ambulans wyjechał z garażu na wąską osiedlową uliczkę. Głupcy! -pomyślał Raimundo. Myśleli, że przechytrzyli wszystkich! Co za arogancja! Sądzili, że jeszcze nie wiem, iż ominęli blokady na drogach wokół Hawany, jadąc ambulansem! Ci idioci z policji szybko znaleźli ogłuszonych sanitariuszy. Zdradzieckie amerykańskie łotry! Ale teraz to on, pułkownik Rafio Raimundo, był panem sytuacji. Tak jak podejrzewał, próbowali 117 uciec z willi Rosjanina tą samą czerwoną karetką! Mógł teraz wziąć odwet za zhańbienie go poprzedniej nocy przy Avenida de las Floras! Raimundo wcisnął klawisz nadawania. - Orzeł Jeden do Czarnej Maczety! - rzucił do krótkofalówki. W słuchawkach rozległa się niewyraźna odpowiedź. Oficer cedził słowa i przekrzykiwał warkot silnika rosyjskiego wozu opancerzonego. - Zgłasza się Czarna Maczeta, pułkowniku. Słucham. - Zbliżają się, kapitanie! Jadą czerwoną hawańską karetką! Musicie nawałnicą ogniową zabić wszystkich znaj dujących siew środku! Gdyby komuś udało się uciec... nie odnaleźlibyśmy go więcej! - Raimundo nadal nie miał odwagi powiedzieć nikomu o swoich podejrzeniach, że wróg może być niewidzialny. Kapitan Estavo Eduardo, dowódca drugiej kompanii pierwszego batalionu Siódmej Uderzeniowej Brygady Piechoty Zmotoryzowanej Rewolucyjnej Armii Republiki Kubańskiej, otarł spocone dłonie o czerwony beret i po raz setny sprawdził rozmieszczenie pododdziałów. Załogi z karabinami maszynowymi czuwały po obu stronach jezdni, ale wyznaczone im pola ostrzału się nie przecinały. Wóz opancerzony blokował drogę