... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Ktoś zainto nował pieśń hebrajską. Inni podchwycili ton. Za chwilę wszysc; już śpiewali. Pierwszy raz słyszałem płaczliwe tony psalmu ży dowskiego. Ale „Fajeczce" było tego jeszcze za mało. Kazał Ży dom uklęknąć przed sobą. Nie wszyscy to uczynili. Usłużny Leo podskoczył ku najstarszemu Żydowi i uderzywszy go w twars powalił na ziemię. Wówczas „Fajeczka" podszedł ku niemu, pod niósł prawą1 nogę w górę i ciężkim, nabitym gwoździami buten zmiażdżył leżącemu całą twarz... Patrzyłem przerażony... 11 czerwca, czwartek Im Lager Auschwitz war ich zwar, Holaria — holario — So manche Tage, Nacht und Jahr, Holaria — holario — Doch derik ich jroh, gemiit und gem An meine Lieben in der Fern... Oto słowa piosenki, której melodię słyszałem pierwszego dnia ;>bytu w obozie. Dziś znam już jej treść na pamięć. Poza gim-istyką uczymy się właśnie śpiewać jedynie tej piosenki. Ciekawym, kto ją spłodził. Chyba nie Leon? Jeśli nam, znającym język niemiecki, nietrudno przyswoić »bie słowa piosenki, to innym kolegom opanowanie ich przycho-:i z trudnością. Dlatego też podczas śpiewu, gdy jedni wykrzy-iją głośno tekst piosenki, drudzy na widok Leona otwierają roko usta, z których nie wydobywa się żaden dźwięk. Cieszę •lic, bo to już początek solidarności, choć jeszcze za mało się na-wznjem znamy. Podobnie jest ze sportem — ileż ten biedny więzień, który /adzi gimnastykę, musi się namęczyć, by co parę minut wylać inne ćwiczenia. A czego tu nie ma; najpierw marsz ze vvem, potem bieg wokół całego placu. I na odmianę; padnij, stań, pełzanie i obracanie się na ziemi, żabki, skoki, kręcenie v kółko i diabli wiedzą, ileż tam tego jeszcze. A po chwili to i od początku... i znowu... i znowu... do upadłego. Na domiar ) słońce przypiekało dziś, wyjątkowo mocno, toteż byliśmy •scy spoceni już po kilku pierwszych minutach gimnastyki. 1 'omimo zmęczenia i tu zdążyłem zaobserwować objawy soli-iości. Wykonując ćwiczenia wokół placu, tworzyliśmy formę czczonego koła. Od środka, w kole, pilnował wykonywania /.eń Leon. I ciekawa rzecz -^— wszyscy młodzi, którym gim-yka nie sprawiała trudności, byli po wewnętrznej stronie, i;c w pobliżu Leona. Tych Leon nie tłukł, bo błędów nie po-iali. Starsi natomiast, jakby to było specjalnie umówione, niowali się po zewnętrznej stronie koła — tam ich już ręka Leona nie dosięgała. Brawo! 28 29 Jeśli chodzi o samego Leona, miałem dziś podczas okazję przyjrzeć się mu z bliska. Ciekawe, że jego ogorzała twarz nie wydaje się zła. A przecież jaki z niego bydlak... Choć kto gc tam wie. Może obóz zrobił z niego bandytę? Zauważyłem równiei na jego kurtce, z lewej strony, na wysokości piersi, wymalowany na kawałku białego płótna numer 30, a nad nim coś w rodzaji trójkąta o równych bokach, koloru zielonego. Ciekawym, co znaczy. Numer to już wiem, bo mam go również, choć na razie w kieszeni, ale ten trójkąt zielony? 28 czerwca, piątek Jeśli w bytomskim więzieniu, w którym przebywałem dwa prze szło miesiące, dzięki paczkom z domu nie narzekałem na brak wy żywienia, to w obozie już teraz, po kilku zaledwie dniach, zaczy nam odczuwać głód, choć kolega Klyta, nasz sztubowy, o mni pamięta i jak tylko zostanie mu trochę zupy, jestem jedny z pierwszych, którzy otrzymują dodatkową porcję. Tak się fatalnie złożyło, że z powodu złego wykonywani ćwiczeń cała moja grupa nie otrzymała za karę obiadu. Kied; więc inni jedli, myśmy musieli dalej się gimnastykować. O porannej kawy (palone i mielone żołędzie) do samego wieczór nie miałem nic w ustach. Zresztą nie tylko ja jeden. Być może dlatego temat kulinarny przyszedł mi do gło warto więc i to zanotować. Nasz całodzienny przydział żywnoś: ciowy przedstawia się następująco: rano pół kubka kawy i ni więcej, w południe miska zupy od pół do trzech czwartych litr oraz dwa—trzy ziemdaki „w mundurkach". Rozmiary ziemniakó"* i ilość zupy uzależnione są od wydającego, a jest nim tzw. sztu bowy. Zdarzają się przy tym najbardziej ordynarne kanty. Opc wiadają o tym koledzy z innych sal, bo u nas, trzeba przyzna Fryderyk Klyta obdziela wszystkich sprawiedliwie. Na kolacj otrzymujemy również zupę, która nazywa się „Awo"; nie wiem skąd ta nazwa. Do tego dochodzi jeszcze niewielki kawałek chle ba. Początkowo bardziej przewidujący spośród naszych chowa] połowę otrzymanego chleba na śniadanie. Nie wszyscy go jednał 30 ' ' io znajdowali na swoim miejscu. Obecnie więc nikt już tego robi, tak że po rannej kawie trzeba czekać do południa, by ¦ >w coś przełknąć. Obserwuję u moich kolegów — a dopiero jesteśmy tu kilka dni — pewnego rodzaju otępienie. Już przestajemy rozmawiać u rodzinach, o rychłym zakończeniu wojny. Jedyny nasz temat to... jedzenie i jedzenie... Co gorsza — zaczynają wychodzić na jaw ujemne cechy ludz-iego charakteru: zgryźliwość, egoizm, nieuczciwość (zdarzają kradzieże), a nawet donosicielstwo. Ponieważ palenie tytoniu posiadanie go jest na kwarantannie surowo wzbronione, docho-w nocy do awantur