... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- I wiele innych rzeczy? Czy to chciałeś powiedzieć? - podchwycił krasnolud, wpatrując się uważnie w twarz hobbita. Ten odruchowo odwrócił się. - No, niby tak. - Powiedz mi, czytałeś te książki? - nie ustępował krasnolud. Teraz już nie tylko wzrok, ale i głos Torina zdradzał jego nadzwyczajne zainteresowanie Folkiem. Hobbit nie wiedział, jak powinien postąpić: przyznać, że jest jedynym, który w ciągu ostatnich siedmiu lat wchodził do biblioteki? I że całe noce spędzał pochylony nad starymi foliantami, próbując zrozumieć wydarzenia z niewyobrażalnie odległych czasów? Że osiągnął nieprzyjemną sławę hobbita, który "nie wszystko ma po kolei"? Nie, takimi informacjami nie należy dzielić się z pierwszą napotkaną osobą. Podeszli do bramy. Kuc nie powrócił. Trzeba będzie jutro łazić po parowach i zagajnikach, by odszukać tego durnia - ponuro pomyślał hobbit - a jeszcze wujaszek wytarga za uszy... Stracił resztki dobrego humoru. - Folko, czy to ty? - rozległ się głos wartownika. - Gdzie podziałeś kuca, draniu jeden?! Kogo tam z tobą licho przyniosło? Folko pchnął furtkę i wszedł, lekceważąc pokrzykiwania. Jednakże Torin zatrzymał się i uprzejmie ukłonił, zwracając się do niewyraźnej sylwetki na wieży strażniczej: - Torin, syn Dartha, krasnolud z Gór Księżycowych - do usług. Proszę uprzejmie o pozwolenie przenocowania pod tym gościnnym dachem, znanym daleko za granicami waszego przepięknego kraju! Ulitujcie się nad zmęczonym wędrowcem, nie zostawiajcie go pod gołym niebem! - Nie zwracaj na niego uwagi! - syknął Folko, chwytając krasnoluda za rękę. - Idź za mną i nie zatrzymuj się, bo ten gamoń cały dom obudzi! - Hej, Kroi, czego się tak wydzierasz? - krzyknął do wartownika. - On jest ze mną, wszystko w porządku. Lepiej uważaj, żebyś nie zgubił fajki, tak się rozgadałeś! Zdecydowanie pociągnął krasnoluda przez dziedziniec. - Jutro wszystko powiem wujaszkowi! Wszystkiego się dowie! - wrzasnął oburzony Kroi. - On ci pokaże... Ale hobbit wraz ze swoim dziwnym towarzyszem już znikli w labiryncie przejść i komnat ogromnego domostwa. Długimi korytarzami szli obok niezliczonych niskich drzwi, prowadzących do zachodniej części budowli. Trzypoziomowe budowle z bali, szczelnie pokrywające stoki wzgórza, były zawieszone nad brzegiem Brandywiny, tworząc coś na kształt plastrów miodu. Tu zazwyczaj osiadała młódź wolnego stanu, póki nie weszła w związki małżeńskie. Folko pchnął jakieś drzwi i wprowadził gościa do pokoju z dwoma okrągłymi oknami wychodzącymi na rzekę. Wskazawszy Torinowi głęboki fotel przy kominie, rozdmuchał ogień i zakrzątnął się, zastawiając stół. W zakopconym kominku tańczyły rude płomyki, które oświetliły ściany, niewielkie łóżko, stół i książki - te zajmowały całą wolną przestrzeń: wypełniały kąty, leżały pod łóżkiem, tworzyły stos na półce nad kominkiem. Stare, ciężkie folianty w skórzanych okładkach... Folko przyniósł chleb, ser, wędliny, masło, warzywa, zagotował wodę w czajniku i wydobył z jakiejś skrytki napoczętą już butelkę czerwonego wina. Krasnolud jadł łapczywie i hobbit, żeby mu nie przeszkadzać, odwrócił się do okna. Widmowe światło księżyca zalewało niskie brzegi Brandywiny; w ciemnym, ponurym nurcie wody tonęły nawet odbicia gwiazd. Po przeciwnej stronie rzeki sterczały ostre czubki drzew Leśnego Zakątka, na przystani, ledwie widoczne, pełgało światełko lampionu. Folko otworzył okno i do pokoju wtargnęły odgłosy nocy: niemal niesłyszalne szemranie rzeki, szelest przybrzeżnych trzcin, cichy, ale wyraźny poszum wiatru w tysiącach koron drzew, żyjących teraz swym szczególnym nocnym życiem. Jak zwykle w takich chwilach, hobbitem zawładnął dojmujący, niewytłumaczalny smutek. Wyobraził sobie, jak rozpoczynali swoje słynne potem wędrówki Bilbo i Frodo; pewnie też tak stali w nocy przed otwartym oknem i wpatrywali się w rozpostarty za nim zmierzch - zaledwie kilka godzin pozostało do świtu i nikt nie wie, czy sądzone mu będzie powrócić... Za plecami rozległo się delikatne pokasływanie. Folko otrząsnął się, odganiając nieproszony smutek, i odwrócił się do gościa, który skończył już posiłek. - Powiedz mi, Torinie, co przywiodło cię do naszego kraju? Żył rudy nigdy tu nie odkryto... - odezwał się Folko. Wszystko, co się dziś wydarzyło, wydało mu się cudownym snem, zaczarowaną bajką, która przybyła doń z mroku dalekich i magicznych lat. Krasnolud! Najprawdziwszy krasnolud siedzi oto przed nim i z przejęciem ssie fajkę!... Wystarczy wyciągnąć rękę, by dotknąć zadziwiających tajemnic i cudów Wielkiego Świata, o którym do dziś tylko słyszał... W ciemnym, skąpo oświetlonym blaskiem ognia z kominka pokoju unosił się słodkawy dym fajkowy. Za otwartymi oknami cicho skradała się noc, zaglądając do oświetlonych okien, ale już teraz jej tajemnicze odgłosy nie przerażały hobbita. - Potrzebna mi jest Czerwona Księga - powiedział krasnolud, wpatrując się w Folka. Hobbit drgnął jak wyrwany ze snu. - Po co ci ona? - Chcę wyjaśnić, chcę zrozumieć, jak nasz świat stał się takim, jakim jest obecnie - odpowiedział Torin. - W Śródziemiu teraz niewiele się zmienia... Korzeni istniejącego bezładu należy szukać w przeszłości. - A ciebie to tak niepokoi? U nas w Hobbitonie czas jakby się zatrzymał. Nie wiem, rzecz jasna, co się dzieje gdzie indziej... - Gdzie indziej jest podobnie. Zbyt wielu uwierzyło, że nadszedł złoty wiek... Folko, podkuliwszy nogi, usiadł w fotelu i wpił się błyszczącymi oczyma w krasnoluda. Ten, przymknąwszy powieki, stał przy palenisku, w zamyśleniu wpatrując się w ogień. - Coś się dzieje w naszym świecie - ciągnął krasnolud. - Od dawna już to czujemy. Wszystko zaczęło się od sztolni Morii... W porzuconych kuźniach jak dawniej stukały ciężkie młoty; krasnoludy chciwie drążyły w głąb ziemi, polując na zanikające żyły rud. Wszystko niby szło po staremu, gdy nagle... Długie przeciągłe wycie niespodziewanie zakłóciło nocną ciszę. Przepełniony nieludzkim smutkiem jęk przetoczył się po ciemnych brzegach Brandywiny i zamarł w oddali. Hobbit i krasnolud drgnęli i popatrzyli na siebie. Folko skulił się w fotelu. W jednej chwili odżyły wszystkie jego lęki, przypomniał sobie, jak drżał, oczekując pojawienia się na ciemnej drodze Dziewięciu... Krasnolud poderwał się i podbiegł do okna; wychylił się niemal do pasa i usiłował wypatrzyć coś w mroku. Potem ostrożnie obejrzał się i wrócił przed kominek; w zamyśleniu zapalił wygaszoną fajkę. - Co to było? - Torin popatrzył na Folka. - Skąd mam wiedzieć? - Hobbit wzruszył ramionami. -W Czerwonej Księdze powiedziane jest... Ale nie, to być nie może! Pewnie jakiś nocny ptak... - Ptak, powiadasz... - mruknął krasnolud. - To jakiś dziwny ptak... Podobne wycie słyszałem dwa dni temu, kiedy wędrowałem w pobliżu Michel Delving... Także wówczas było to w nocy! -Po chwili milczenia ciągnął: - Tak więc, zatrzymałem się na tym, co się dzieje w Morii. Krasnoludy ponownie zaczęły eksploatować stare wyrobiska