... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

. Wolnyś! - Prawie! ! 24 - Kiedy pojedziesz? ? - Jak trochę wypocznę. . Uścisnęli sobie dłonie. Wojciech wyszedł. - Słuchaj no! - zawołał za nim Hieronim. - Jak mi psy dziadunia poszarpią odzienie, to sprawisz nowy garnitur! - Wszystko, , co zechcesz! Bywaj zdrów! - Dobranoc, , Wojtaszku! - Albercie - upomniał Żabba, , wychodząc z pokoju starej panny. Hieronim stał chwilkę zamyślony, z marsem na twarzy, wreszcie ramionami ruszył. - Tak się zmarnować haniebnie - zamruczał - na to trzeba być gł upcem, , głupcem, głupcem! - I tacy się pomieszczą na ziemi! - uspokajał Żabba. Hieronim rzucił się na łóżko. W pięć minut już chrapał. Rozmowa z kuzynem była powodem, że go w tydzień później znajdujemy na statku parowym kursującym po Prypeci. Lato objęło płaskie brzegi monotonną zielonością daleko jak okiem zajrzeć. Krajobraz był równy, smutny, pusty, tchnący przygniatającą tęsknotą. Niekiedy przerywała to zielone morze traw siwa, brudna wieś lub lesiste czarne wzgórze. Czasem zza szuwarów wysuwało się chłop- skie czółno lub stado kaczek. Kłąb dymu maszyny słał się jak czarne plamy po łąkach, gwizd parowca drżał w dzikiej ciszy, biegł po toni, ginął po zakątkach. Oprócz Hieronima jeden był tylko podróżny, wpół chłop, wpół mieszczanin, ćmiący lulkę na przodzie i spoglądający sennym wzrokiem na wodę. Student, oparty o galeryjkę, był skaza- ny na milczenie i samotność. Późnym wieczorem zostawił go statek w nieznanej, nieludnej osadzie. Chłopi na brzegu przed karczmą objaśnili go, że do Tepeńca nie więcej mili, ale on się nie kwapił. Szynkowa gościna ponętniejszą mu była niż dziadowska, mocno wątpliwej serdeczności. Został na nocleg w osadzie. Towarzysz podróży, ów pół mieszczanin, pół chłop, był znów z nim, kopcąc lulkę i rozglą- dając się sennie po karczemnej izbie. Nazajutrz, o świcie, chłopskim wózkiem, ruszył nasz bohater do celu podróży. Droga się wiła grobelkami, to oddalając, to zbliżając się do rzeki; widok zakrywały łozy i olchy, cisza bezludna tłoczyła piersi. Pomimo fantazji wrodzonej pan Hieronim miał coraz silniejszą pokusę drapnąć z powrotem; chłop powożący odbierał mu resztę odwagi opowieścią o " strasznym panu " . Tak się zwał dzia- dunio Polikarp w ustach ludu okolicznego. - Serdytyj pan! ! - powtarzał ciągle, trzęsąc kołtuniastym łbem i cmokając na konika. - A widziałeś go kiedy? ? - badał Hieronim. - Dzięki Bogu, , nie, ale mój swojak widział go raz jeden. Bardzo się zląkł. " Milutki być musi! " - pomyślał student. . Słońce wyjrzało zupełnie zza wody i w tejże chwili rozchyliły się jak brama olchy na gro- belce i roztoczył się przed okiem jadącego szeroki, w słonecznych złotych ramach krajobraz. Na lewo pomarszczona, białawosina toń Prypeci, na prawo bór jodłowy, wprost, na stromym wzgórzu, jakby z wody wyrosły, przepyszny dwór, otulony stuletnią wysadą. Słońce biegło po fali, po koronach drzew, złociło krzyż kaplicy, słało się po łąkach i zaglą- dało aż na wózek chłopski i w zachwycone oczy Hieronima. A przed nim coraz bliżej wycho- dziły, jakby na powitanie czy obronę, mury z czerwonej cegły, stare lipy ciekawe, łupkowe dachy, wieżyczki, ogrodzenia i mrugał coraz jaśniej krzyż kaplicy. - Prr! ! Stój, siwa! - przerwał mu oglądanie głos chłopa. . - A cóż tam? ? To Tepeniec? No, to jedź do dworu! - Ej, panoczku, ja już zawrócę! Do dworu nie puszczają furmanek, a psy mi klacz rozszar- pią. Pan piechotą pójdzie. 25 I, nie czekając odpowiedzi, postawił na drodze torbę studenta, pomógł mu wysiąść, zaciął konia i uciekł. Pan Hieronim ruszył, śmiejąc się, ku bramie. - Smocza jaskinia! - monologował. - Dziadunio posiada ogromną popularność u sąsiadów, aż miło, jak go kochają! Aa, jak się macie, przyjaciele? Ta ostatnia interpelacja stosowała się do gromady psów, wszystkich gatunków i koloru, co jak pułk zbirów powitały go u bramy. Student, bezpieczny za sztachetami, ukłonił się im bardzo nisko. - Bardzo mi przyjemnie oglądać wasze czcigodne oblicza, bardzo przyjemnie! Wiem, wiem, że macie szczerą ochotę wejść w bliższe stosunki z moją garderobą, ale to gusty nie- chrześcijańskie i niestosowne do naszego klimatu! Tak, tak! Nawet zupełnie nieprzyzwoite! Nie krzyczcie tak wszyscy naraz, bo was nie rozumiem. Niech się każdy rozmówi po kolei ze mną! Odpowiem na wszystkie zapytania, mogę nawet pokazać papiery! Ale psy nie zadawalniały się gawędką