... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

.. Inny niż u Rity rysunek warg, zbyt napięty - zawsze, gdy rozmyślałam, zaciskam usta tak, że w kącikach ich tworzyły się dołeczki. I uczesanie. Widać machinalnie upinałam włosy tak jak kiedyś, w latach młodości. Rita była zakochana w Goorze i będąc od niego oddzielona, poczuła, że nie chce już dłużej żyć. Sytuacja analogiczna do tych z książek. Ale Rita była Betanką. Dlatego nic nie powiedziała ojcu, nie zwróciła się do lekarzy, gdy objawy stały się nie do zniesienia. Co więcej, dlaczego je zataiła, dlaczego skasowała ostatni raport? Czy dlatego, aby nikt nie przeszkodził jej umrzeć? I czy w tym celu sfałszowała niezbędne do śmierci dokumenty, kiedy szła do mnie? Nie chciała się wyleczyć się z „choroby Goore’a” i związanych z nią cierpień, w rozpaczy wybrała śmierć. Jakby widziała w tym jaki sens, spełnienie. Upodobanie do cierpienia? Bzdura. A może to tak zwana ofiara „z samej siebie”, z czym również często spotykałam się w książkach tamtych ludzi? Rita nie magia długo okłamywać NP, podając zmyślone fakty z przebiegu „choroby Goore’a”, po dobnie jak pszczoła z jednego ula nie może składać miodu w innym. Ale wypełniając nadal swoje obowiązki, występowałaby przeciwko Goore’owi, dlatego wybrała śmierć, podobnie postępowano na Ziemi-Alfa. Czułam, że czerpię z tego odkrycia znacznie więcej radości niż ze wszystkich odkryć Ingrid Kane razem wziętych. Po raz pierwszy samodzielnie przeanalizowałam fakty i wyciągnęłam wnioski, posługując się pojęciami z Ziemi-Alfa, niedostępnymi do tej pory mojemu rozumowaniu. Szkoda tylko, że nie mogłam podzielić się swoim odkryciem z Goore’em. Rita była w nim zakochana i dlatego umarła. Lecz Rita była mną, Ingrid Kane, która dwadzieścia lat temu rozmawiała z Earlem Stonem na werandzie i która także umarła. Obie stałyśmy się teraz Nicole, która żyła, ale nie była już tą Nicole, którą Goore znał. Zbyt wiele wyznań, które stanowczo nie mieściły się w moich pianach. Nawet wersja: „Nie odstępowałam cię ani na krok, bo się w tobie zakochałam” - nie wchodziła w rachubę, ponieważ nie odpowiadała rzeczywistości. Moje zainteresowanie Goore’em miało przede wszystkim charakter poznawczy, chociaż pamięć Rity ciągle we mnie żyła. Także pamięć Ingrid Kane, kobiety, która niegdyś zatęskniła do swoich dwudziestu lat. Ale żadnych głupstw. Goore przychodził teraz mniej zmęczony i razem poznawaliśmy Ziemię-Alfa. Z początku był moim mistrzem, ale stopniowo doganiałam go. Zbyt byliśmy wtedy zajęci Ziemią-Alfa, żeby interesować się sobą nawzajem. Goore powiedział, że ze mną odkrywa ją jakby na nowo. Ją i tamtych ludzi. Jak gdybyśmy wspinali się razem na jakąś niedostępną górę, zaczepieni jedną liną, wciągaliśmy się wzajemnie coraz wyżej, wyżej; wydawało się, że jeszcze krok - i będziemy na szczycie. Ale był to tylko kolejny stopień, za którym wyrastała nowa grań, jeszcze bardziej stroma, i znów drapaliśmy się na szczyt, obmacując każdą rozpadlinę, każdy występ. Gnała nas ciekawość - co też jest tam, dalej? Historia ludzkości. Wieki, tysiąclecia... W każdym stuleciu inne troski. W każdym kraju, w każdym pokoleniu. W życiu każdego człowieka. W swym podobieństwie ludzie byli tak różni. Każdy człowiek był odrębnym światem, tajemnicą. Zrozumieliśmy: aby pojąć to wszystko do końca, nie starczy i tysiąca lat życia. A jednak podążaliśmy naprzód. Nędza, poniżenie, ludzkie cierpienia. Kto ma ostrzejsze zęby, kto bardziej jest bezwzględny, ten zwycięży. Mordują się, prowadzą wojny. Naród przeciwko narodowi, brat przeciwko bratu... XX wiek. Tu jest jakaś luka, zmowa milczenia. Jakby nie było w ich historii tego tajemniczego wieku. Można się było tylko domyślać jakichś burz lub kataklizmów, wskutek czego większa część planety, dziesiątki krajów i narodów albo przestało istnieć, albo stało się dla „Wolnego Świata” takim samym tabu jak dla nas Ziemia-Alfa. „Wolny Świat” - tak sami się nazywali. Odkryto nowe, ekonomiczne sposoby otrzymywania energii, wszystkie uciążliwe prace wykonują teraz maszyny. Ale ludziom jest coraz gorzej. Wzrasta ilość samobójstw, kliniki i szpitale przepełnione są chorymi psychicznie, sztuka staje się coraz bardziej ponura i pozbawiona nadziei. Cierpienia duszy zdają się być cięższe od fizycznych. Języki zlewają się w jeden, ale ludzie posługujący się nim nie rozumieją się i nawet nie próbują się zrozumieć. Namiętność, nienawiść, przyjaźń, miłość, współczucie - słowa, które kiedyś określały stosunki międzyludzkie, stopniowo wymierają. W modzie spokój i obojętność, kult alienacji. Jakby ludzie z Ziemi-Alfa wzorowali się na Betonach, ci zaś, którym się to nie udaje, uciekają w alkoholizm i narkomanię, by stępieć psychicznie i emocjonalnie, zatracić się w swej samotności. Ucieczka w siebie przed sobą. Koło się zamyka. Wyjścia nie ma. Marzą o samotności i cierpią z jej powodu. Dlatego że są inni, że dane jest im zbyt wiele. Ale oni nie chcą tej łaski. W Kosmosie znajdują raj, w którym można pozostać samotnym panem samego siebie, bez cierpień. I pędzą tam. Na Betę. Na Planetę Spokoju