... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Idc do drzwi, PaweB stanB jeszcze przy oknie i uchyliB a|urow firank. - O, nie! Widz, |e przyjechaB z nimi ten cymbaB, synalek prezesa, mówi na niego Rudy Poelo. Ten chBopak skBada si wyBcznie z mi[ni, podejrzewam, |e jest sklonowanym bicepsem, pozbawionym caBej reszty, któr czego[ ja osobi[cie, uwa|am za bardzo istotn, ale by mo|e w dziewczynach budzi to dwukropek, kresk, o, czyli zachwyt, po prostu. Do domu weszBo ich czterech. Kierowca, dwóch m|czyzn w |óBtych kombinezonach z niebieskim firmowym napisem na plecach i ten Rudy Poelo, który z wygldu przypominaB konia Przewalskiego. ByB niewysoki, krpej budowy, brzoworude wBosy sterczaBy mu wzdBu| gBowy sczesan do góry, krótk grzyw. BiaBe adidasy przypominaBy koDskie kopytka. Damian poznaB go natychmiast, on te| nie zastanawiaB si dBugo. GwizdnB na widok Damiana. - Ej, kolego! - powiedziaB. - A my to si chyba znamy, nie? - Mo|e i tak - odparB Damian obojtnie. WrzuciB kubek po kefirze do pojemnika na [miecie i spojrzaB na zdumionego PawBa. - To co mamy robi? - zapytaB. - Nosimy wszystko do samochodu? - Czekaj! Czekaj, Damianie - powstrzymaB go PaweB. - Po kolei, po kolei. Wy si znacie skd? - Ze szkoBy, zwyczajnie! - wyja[niB Damian. - Bdziem chodzi do jednej - potwierdziB Rudy Poelo. - To ty chodzisz do szkoBy? PaweB patrzyB na niego wyraznie zaskoczony. - Bywam tam czasami - roze[miaB si i otarB rk nos. 74 - Ach, bywasz. Chustki stoj w pudeBku przy telefonie, zapraszam. - Obchodz si bez. - WBa[nie widz. - Ci|ka sprawa - powiedziaB kierowca, chodzc midzy drewnianymi rzezbami stajenki. - Pikna, delikatna robota! - pochwaliB dzieBo PawBa. - Trzeba bdzie uwa|a przy Badowaniu jak na zgniBe jaja. CaBkiem jak u Wita Stwosza bdzie teraz w naszym ko[ciele. Dyskusja, od czego zacz i jak to zrobi, trwaBa dosy dBugo. Rudy Poelo rozgldaB si po wntrzu domu, który do tej pory znaB tylko z zewntrz. RuszyB si, kiedy PaweB zwróciB si do niego ostro: - Do roboty, chBopcze. Nie stój jak sBup. SignB po deszczuBki, z których PaweB zamierzaB ustawi zagródk dla owiec, nie byBo tego du|o. Przechodzc obok Damiana, który razem z kierowc ostro|nie przenosiB |Bobek, kopnB go w nog. - Sorry, synu! - powiedziaB. - PotkBem si o ciebie niechcco. Damian zacisnB zby. Stop, pomy[laB. Stop, póki co