... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Ruszyła przed siebie możliwie jak najszybciej, nie okazując strachu. Weszła do holu. O dziwo, wyglądało na to, że windy funkcjonują. Dźgnęła w klawisz, bardziej by wyładować frustrację, niż przywołać dźwig, i prawie się przestraszyła, gdy światła nad poobijanymi metalowymi drzwiami zamigotały, włączając strzałkę skierowaną w dół. Zamrugała kilka razy, gwałtownie starła łzę, która wypłynęła jej spod powieki, i czekała na przyjazd windy. W prawej dłoni ściskała ogłuszacz, prezent od Chrisa, a w lewej puszkę gazu łzawiącego. Hol za jej plecami, oświetlony zimnym światłem halogenów, ukrytych za metalowymi kratkami, był całkowicie pusty, ale drzwi ze zbrojonego szkła, przez które tu weszła, pokrywały rysy i wygniecenia na wysokości sugerującej, że powstały na skutek kopnięcia; uszkodzenia wyglądały na świeże. PIEPRZYĆ DYRKOWSKIE CIPY głosił napis po lewej, wymazany czerwonymi literami. Bezsensowna furia. Żaden szanujący się dyrektor nie pojawiłby się w Brundtlandzie. Przyjechała winda, ale kiedy otworzyły się drzwi, w jej nozdrza uderzył tak intensywny smród moczu, że aż ją odrzuciło. Zastanawiała się przez chwilę, po czym zacisnęła usta i ruszyła w stronę słabo oświetlonych schodów po lewej. Trzymając gaz łzawiący w wyciągniętej ręce i kryjąc ogłuszacz za plecami, wspięła się na piąte piętro i pomaszerowała korytarzem w sposób mający przekonać nasłuchujących, że czuje się w tej śmierdzącej dziurze jak w domu. Zatrzymała się przed numerem pięćdziesiątym siódmym i zastukała do drzwi puszką gazu. Ze środka dobiegł ją odgłos powolnych, chwiejnych kroków, a pod drzwiami pojawiło się światło. - Kto tam? - Tato, to ja, Carla. - Próbowała mówić spokojnie, częściowo by nie okazać słabości, ale przede wszystkim po to, żeby go nie przestraszyć. Ojciec powiedział jej, że zaledwie rok temu jeden z lokalnych gangów skłonił starszą kobietę do otwarcia drzwi, przykładając pistolet do głowy stojącej przed jej drzwiami córki. Kiedy bandyci znaleźli się w środku, obrabowali mieszkanie i zgwałcili córkę, zmuszając matkę, by się temu przyglądała, a potem pobili kobiety do nieprzytomności. Najwyraźniej nie zawracali sobie głowy zabijaniem ofiar. Wiedzieli, że nie było takiej potrzeby. W strefach policja wyznawała jedną zasadę: trzeba pilnować jej granic, a nie utrzymywać wewnątrz prawo. Rajdy zdarzały się rzadko i bez związku z aktualnie popełnionymi przestępstwami. Budynkiem rządzili gangsterzy. Gwałty i włamania nie były uznawane za naruszenie prawa. - Carla? Rozległ się trzask otwieranych zamków i solidne tąpnięcie, gdy odskoczył system bolców, zainstalowanych za pieniądze jej i Chrisa, a potem drzwi się otworzyły. W drzwiach stał jej ojciec, trzymając w gotowości kij bilardowy. - Carla, co ty tu robisz o tej porze? - przeszedł na norweski. - I gdzie jest Chris? Nie przyjechałaś tu sama, prawda? Na miłość boską, dziecko. - Cześć, tato - zdołała powiedzieć. Wciągnął ją do środka, zatrzasnął drzwi i z powrotem zablokował zamki. Dopiero wtedy puścił kij, wrzucając go do stojaka na parasole przy drzwiach, i otworzył ramiona, by ją objąć. - Dobrze cię widzieć, Carla. Nawet jeśli jest po północy. Co się, u diabła, stało? Och, nie mów mi. - Głową wskazał łzy, które zaczęły już płynąć spod jej zaciśniętych powiek, a ona zadygotała w jego objęciach. - Znów się pokłóciliście? Jest na dole? Potrząsnęła przyciśniętą do jego ramienia głową. - Dobrze. Czyli nie muszę się zachowywać jak dyplomata. - Erik Nyquist odsunął się trochę od córki i ujął ją za brodę. - Może wejdziesz i napijesz się ze mną kawy z whisky, a potem obsobaczymy go za jego plecami? Zaśmiała się przez łzy. Odpowiedział jej łagodnym uśmiechem. - Tak lepiej - powiedział. * * * Usiedli więc w salonie przed wiekowym elektrycznym kominkiem, z dymiącymi kubkami taniej kawy i jeszcze tańszej whisky w dłoniach, a Erik wpatrywał się w czerwony blask grzejnika, podczas gdy jego córka mówiła. Opanowała już łzy i jej głos brzmiał spokojnie - analityczne narzędzie przesuwające się przez nawarstwione osady. Najpierw z ostatnich kilku godzin, potem tygodni, a w końcu lat. - Po prostu - powiedziała. - Jestem pewna, że nie zawsze się tyle kłóciliśmy. Prawda? Przecież pamiętasz. - Cóż, nigdy nie przejechałaś sama przez wydzieloną strefę w środku nocy z powodu kłótni - przyznał Erik. - Przynajmniej to pierwszy raz. Ale mam być szczery? Myślę, że kłóciliście się mniej więcej od czasu, kiedy tylko choć trochę głębiej poznałaś Chrisa. Z pewnością od kiedy się pobraliście. Nie potrafię powiedzieć, czy teraz więcej niż kiedyś, ale nie o to chodzi. Carla podniosła wzrok, zaskoczona. - Nie? - Nie. Carla, małżeństwo to stan sztuczny. Wymyślony przez patriarchat, by zapewnić ojcom wiedzę, które dzieci sami spłodzili