... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
W pamięć zapadła wreszcie wyprawa na Świnicę. Niestety, pod koniec życia ojca Ireneusza uaktywniła się u niego zażegnana w młodości gruźlica. Lekarze byli bezradni, ojciec zasięgał opinii nawet poleconego mu radiestety, który obkładał mu piersi plasterkami słoniny, co miało na jakiś czas zahamować rozwój choroby. Ostatecznie za radą specjalistów ojciec Ireneusz postanowił zmienić klimat na górski i dokończył swoich dni na Wielkiej Polanie koło Sidziny jako ksiądz Tadeusz Bugaj. Tak zakończyła się historia życia porucznika spod Monte Cassino, kawalera krzyża Virtuti Mili-tari, któremu kiedyś w kościele San Apolinare w Rawennie przyśnił się św. Romuald. Ojciec Ireneusz tryskał humorem i witalnością * * * Rozdział 16 „TRZEBA SIĘ MODLIĆ O POWOŁANIA" (Jan Paweł II) Na początku 1968 roku zdarzyła się rzecz niebywała: na prośbę głównego przełożonego zgromadzenia kamedułów przybył z Tyńca benedyktyn, ojciec Piotr Rostworowski, by jako przeor stanąć na czele dwóch eremów polskich: na Bielanach pod Krakowem i w Bieniszewie koło Konina. Wyznaczono mu zadanie trudne: jako mnich bratniego zakonu żyjącego także Regułą św. Benedykta miał wspomóc kamedułów doświadczają- Opactwo Ojców Benedyktynów w Tyńcu. W oddali widoczny klasztor Ojców Kamedułów na Bielanach „Trzeba się modlić o powołania" 215 cych w tym czasie rozmaitych trudności, głównie natury personalnej, i poprowadzić mnichów w tym przełomowym okresie. Ojciec Piotr był postacią powszechnie znaną: urodził się w 1910 roku w rodzinie o bogatych tradycjach ziemiańskich, jego ojciec Wojciech Hilary Rostworowski był wybitnym działaczem społecznym i politycznym w okresie dwudziestolecia międzywojennego, jednym z twórców konstytucji kwietniowej z 1935 roku. Sam ojciec Piotr złożył śluby wieczyste i przyjął święcenia kapłańskie w benedyktyńskim opactwie św. Andrzeja w Zevenkerken w Belgii. Należał do pierwszej grupy benedyktynów, którzy pod kierunkiem Belga, ojca Karola van Oosta OSB, odnawiali w 1939 roku, po 123-letniej przerwie, życie monastyczne w Tyńcu, a w 1951 roku został pierwszym polskim przeorem odrodzonej wspólnoty. Już wówczas był postacią wyróżniającą się i zapadającą w pamięć: przyjaźnił się z Karolem Wojtyłą, Stefanem Wyszyńskim i innymi wybitnymi indywidualnościami życia religijnego i kulturalnego, pełnił obowiązki wizytatora wszystkich klasztorów benedyktyńskich, zapraszano go często do wygłaszania konferencji, prowadzenia rekolekcji i dni skupienia zarówno dla zgromadzeń zakonnych, jak i osób świeckich, był także cenionym spowiednikiem. Właśnie podczas pełnienia obowiązków wizytatora wspólnot benedyktyńskich, w tym także kamedulskich, zdążył poznać specyfikę tego jedynego w Polsce ściśle kontemplacyjnego zakonu męskiego, i to z pewnością także wpłynęło na decyzję powierzenia mu misji reformatorskiej. W historii obydwu klasztorów istniał już, trwający sto czterdzieści dwa lata, okres szczególnie bliskiego współdziałania tych wspólnot i wszechstronnego wspierania się, także modlitewnego. Związek ten, zwany Filadelfią, trwał od 11 lutego 1670 roku do 2 marca 1812 i opierał się na przekonaniu, że obydwa zakony: benedyktyński i kamedulski biorą początek od św. Benedykta i swoje życie kształtują w oparciu o jego Regułę. Zatem zwrócenie się Srebrnej Góry do Tyńca o pomoc i wsparcie nie było czymś aż tak niezwykłym. 216 Kameduli „Trzeba się modlić o powotania" 217 Klasztor i kościół tyniecki Jana Nepomucena Głowackiego (z Leonarda Chodźki) Trudności, z jakimi borykał się w latach 60. XX wieku zakon kamedułów były głównie natury personalnej. Dawały się ciągle odczuć skutki II wojny światowej, podczas której wspólnota utraciła kilku swoich członków w obozach koncentracyjnych, a ojciec Florian Niedźwiadek więziony był w Dachau. Na szczęście, pomimo ciężkich prześladowań mógł jeszcze po powrocie pełnić przez długie lata obowiązki przeora na Bielanach i w Bieniszewie. Niewielu było także kandydatów do zakonu kamedulskiego, a ci, którzy pukali do furty klasztornej, nie wykazywali należytej wytrwałości. Starzy i doświadczeni zakonnicy stopniowo umierali, a następców nie było widać. Być może brakowało właśnie wybitnej osobowości, która pomogłaby młodym odnaleźć w życiu pustelniczym swoje powołanie, a w momentach kryzysu czy zniechęcenia umocnić ich na wybranej drodze. Wybór, który padł na ojca Piotra, okazał się niezwykle trafny