... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Od dwóch tygodni w prasie, radiu i telewizji króluje temat «krzywej inteligencji»". Trwało to długo. Lewicowy „The New Republic" poświęcił sprawie cały numer, „liberalny" „Newsweek" dał książkę na okładkę, inne czasopisma tygodniami wałkowały IQ. Gazety europejskie określiły dzieło Murraya i Herrnsteina jako „książkę, która wstrząsnęła Ameryką". Chociaż żadne kontrbadania nie zdołały obalić wyników badań dwójki autorów (co nie znaczy, że ich wnioski nie są kontrowersyjne — potrzebne byłyby tu żmudne badania genetyczne), obaj naukowcy zostali zlinczowani przez „politycznie poprawną" opinię lewicową — za rasizm. Ale dzięki temu tamtejszy antyrasistowski „Salon" wpadł w pułapkę — w wilczy dół wykopany przez siebie samego. Okazało się, że antyrasizm to kij, który ma dwa końce. Drugi koniec kija zaczął spadać na „politycznie poprawnych", kiedy do sądów poszli ze skargą biali kandydaci, którzy świetnie zdali uczelniane egzaminy wstępne i nie zostali przyjęci wskutek „braku miejsc", bo te miejsca zajęli czarnoskórzy, którzy zdali dużo gorzej. Najpierw jeden biały odważył się zaskarżyć uczelnię, potem drugi zaskarżył „akcję afirmacyjną" jako taką (czyli państwo), i wreszcie przerodziło się to w masówkę procesów. Jedni sędziowie oddalali skargi, lecz inni, odważniejsi, przyznawali rację powodom, a te drugie werdykty bazowały na dwóch oczywistościach trudnych do obalenia: matematycznej i socjologicznej. O ile bowiem ciężko jest udowodnić, że szef firmy, mając dwóch kandydatów na swego zastępcę czy na jakiekolwiek inne stanowisko, wybrał Murzyna a nie białego, gdyż uległ terrorowi „politycznej poprawności" zamiast kierować się względami merytorycznymi — o tyle w przypadku akademickich egzaminów dowód jest bezsporny, ponieważ tam się odnotowuje punkty. Bez trudu więc wykazano, że gdyby nie „akcja afirmacyjną" — na tysiąc studentów przypadałoby nie 120 Murzynów (dane z roku 1994), lecz tylko jeden (sic!). Bez trudu również dowiedziono, że wyłączną bazą „akcji afirmacyjnej" jest kryterium rasowe, a więc rasistowskie par excellence! Wunderwaffe „politycznej poprawności" — kij antyrasizmu — walnął „politycznie poprawnych" w łeb. „Kto mieczem wojuje...". Odbili to sobie za pomocą Hollywoodu. Już w latach 80-ych filmowa „polityczna poprawność" made in USA była smaczna. Przypomnijcie sobie sławnego „Terminatora" ze Schwarzeneggerem: biega tam na ekranie wielu białych zabijaków, przeciętniaków i głąbów, lecz jest również pewien supernaukowiec, wielki mózg, genialny wynalazca, Einstein nowych czasów — i jest nim Murzyn. Wtedy to jeszcze raczkowało, ale dekadę później stało się rutyną: w zdecydowanej większości amerykańskich filmów kinowych i telewizyjnych lat 90-ych i dzisiaj szefami (czyli tymi od myślenia) są czarni, a biali to ich podwładni („fizyczni") — w „thrillerach" czy w „cop movies" (filmach policyjnych) czarny szef i biała załoga to już rytualny standard, wyjątki są rzadkie. Trzeba arcymózgu (exemplum Morfeusz w „Matrixie"), filozofa, pisarza, poetę, profesora akademickiego, mądrego sędziego lub admirała (exemplum szef CIA w serii głośnych „Ryanowskich" filmów według prozy T. Clancy'ego) czy też chirurga-wirtuoza? — proszę bardzo, byleby miał czarną skórę, pielęgniarze mogą być biali. Ta mania to już jakaś choroba, bo w społeczeństwie amerykańskim jest niewiele ponad 10% Murzynów. Ale widocznie prawie wszyscy spośród nich to geniusze bądź przynajmniej „jajogłowi", intelektualny sztab. Równie wielkie sukcesy odnosi amerykańska „polityczna poprawność" w innych dziedzinach, np. w sądownictwie. Pamiętacie nie tak dawny superproces O. J. Simpsona — słabego aktora („Koziorożec 1") i wybitnego mięśniaka (futbol amerykański), idola kibiców? Tego ewidentnego podwójnego mordercę (mnóstwo bezspornych dowodów, m.in. testy DNA) sąd uniewinnił, gdyż zamordowani byli biali, a nacisk na ławę przysięgłych ze strony Murzynów (gigantyczne demonstracje uliczne, groźba spalenia kilku dzielnic Los Angeles), wspieranych przez lewaków, miał ciężar kafaru „postępowego". W pedagogice i w propagandzie medialnej wielkim triumfem „politycznej poprawności" stało się wywyższanie rockmenów i jazzmenów, tudzież bezimiennych afrykańskich „plastyków" i gawędziarzy („griotów") nad gorzej utalentowanych „białasów"', takich jak Mozart, Chopin, Beethoven, Bach, Rubens, Leonardo, El Greco, Platon, Kartezjusz, Kant, Szekspir, Byron, Molier czy Cervantes. Była to riposta amerykańskiego „Salonu" przeciwko głosom (m.in. przeciwko zgryźliwej opinii znanego pisarza, S. Bellowa), iż nie pojawił się nigdy żaden wielki literat, rzeźbiarz, malarz, uczony bądź wynalazca rasy murzyńskiej. Ta riposta szybko przybrała charakter kampanii dużego kalibru. Mówię o mocno nagłaśnianej akcji „Down with DWEMs!" („Precz z DWEMsami.'"). DWEM to „Dead White European Men" („Martwi Biali Europejczycy"). Vulgo: mówię o niższości białego, który wynalazł telefon lub kolej, wobec Murzyna, który wynalazł bambus. Przepraszam: wobec „Afroamerykanina", bo tylko tak wolno teraz nazywać amerykańskich Murzynów, podobnie jak debila wolno zwać tylko „inteligentnym inaczej", kalekę — „sprawnym inaczej" (Europa przyjęła wersję łagodniejszą: „niepełnosprawni"), złodzieja — „uczciwym inaczej", itp. Najlepszy status obywatelski, jaki można sobie wyobrazić w Ameryce (i do którego trzeba dążyć), to czarna lesbijka transwestytka wyznania konfucjańskiego i pochodzenia meksykańskiego, gdyż wtedy ma się kilka premii („bonusów"): jedną za mniejszość religijną, dwie za mniejszość seksualną i dwie za mniejszości narodowe. Powodzenia! Cały ten problem „źródłowy" dla terroru „political correctness" — problem ludzi o czarnym bądź czekoladowym kolorze skóry — nie tyczy, rzecz prosta, wyłącznie Stanów. Dzięki „Salonom" Europa przerabia go również. Vide Anglia, gdzie mamy do czynienia z dewiacją polegającą na tym, że chociaż nie można kolorowym (Afrykanom, Jamajczykom, Pakistańczykom, Cejlończykom etc.) wybielić skóry, próbuje się im sztucznie (statystycznie) wybielić erudycję, wiedzę, inteligencję, gusta, słowem „kulturalność'". Jak? Ano choćby tak, że wyznacza się muzeom obowiązkowe procentowe „kwoty" zwiedzających o innym niż biały kolorze skóry. Procent zwiedzających o skórze kolorowej nie może zejść poniżej wyznaczonego limitu