... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Czekać! Muszą mieć jakiś plan, bez względu na to, w jaki sposób uniknęli naszych czujników energetycznych. Chciałabym zobaczyć, do czego dążą, czego szukają. - Rozumiem - pierwszy kapitan wstrzymała się od komentarza. Patrzyła w jeden punkt jak urzeczona. - Oczywiście - odezwała się porucznik Neslor - potrzebna ci będzie ochrona. Biorę to na siebie. - Kapitan Laurr wzruszyła ramionami. - Naprawdę nie wyobrażam sobie, jak ktoś obcy może mieć chociażby cień nadziei, że trafi do mojego apartamentu. Gdybym kiedykolwiek zapomniała metody, nawet nie próbowałabym łamać sobie głowy, jak znaleźć drogę. - Milczała przez chwilę. - Czy to wszystko, co możesz doradzić? Tylko czekać, co się stanie? - Wszystko. - Młoda kobieta pokręciła głową. - Mnie to nie wystarcza, moja droga. Zakładam, że moje wcześniejsze rozkazy dotyczące przedsięwzięcia środków ostrożności zostały wprowadzone w życie i obowiązują nadal. - Obróciła się raptownie od tablicy kontrolnej. Za chwilę na ekranie ukazała się twarz. - Aha, kapitanie - odezwała się Gloria - co robi w tej chwili pańska policja? - Patroluje i strzeże - padła odpowiedź. - Z jakim skutkiem? - Statek jest całkowicie zabezpieczony przed przypadkową eksplozją. Wszystkie bomby są pod opieką, zdalnie sterowane czujniki obserwują główne wejścia. Nic nie może nas zaskoczyć. - Świetnie - powiedziała pierwszy kapitan Laurr - miejcie się na baczności. - Ziewnęła rozłączając się. - Myślą, że pora spać. Dobranoc, kochanie. Porucznik Neslor podniosła się. - Jestem zupełnie pewna, że możesz spać spokojnie. - Wyszła. Kapitan spędziła pół godziny na dyktowaniu poleceń dla różnych sekcji, zaznaczając dla każdej czas ich przekazania. Niebawem rozebrała się i położyła do łóżka. Zasnęła prawie natychmiast. Obudziła się z uczuciem dziwnego niezadowolenia. Jak zwykle, poza bladym światłem od tablicy kontrolnej, pomost tonął w ciemnościach, lecz po chwili pomyślała ze zdumieniem: ktoś jest w pokoju. Leżała zupełnie nieruchomo chłonąc atmosferę zagrożenia i wspominając, co mówiła porucznik Neslor. Wydawało się niewiarygodne, aby ktoś nie obeznany z tym monstrualnie wielkim statkiem znalazł ją tak szybko. Teraz oczy, przyzwyczajone już do ciemności, zdolne były odróżnić w tym mroku sylwetką ludzką parę stóp od łóżka. Intruz najwyraźniej czekał, aż go odkryje. Musiał w jakiś sposób wiedzieć, że nie śpi, ponieważ odezwał się: - Nie zapałaj światła. I zachowaj spokój. Głos był łagodny, prawie delikatny, co ją tylko przekonało, że człowiek jest niezwykle niebezpieczny. Jego rozkaz zatrzymał ją w łóżku z ręką znieruchomiałą na pościeli. Wzbudził nawet lęk, że umrze, zanim ktokolwiek zjawi się na ratunek. Mogła tylko mieć nadzieję, że porucznik Neslor nie śpi i wszystko widzi. - Nic oi się nie stanie, jeśli zrobisz dokładnie to, co powiedziałem - odezwał się znowu mężczyzna. - Kim jesteś? - Jej ton zdradzał pragnienie dowiedzenia się tego. Maltby nie odpowiedział. Znalazł sobie krzesło i rozsiadł się na nim, lecz nie był uszczęśliwiony swoją sytuacją. Za dużo urządzeń mechanicznych znajdowało się na pokładzie tego okrętu wojennego, aby mógł mieć jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa. Mogli go pokonać, nawet zgładzić bez ostrzeżenia. Z łatwością potrafił sobie wyobrazić, że nawet w tej chwili jest pod obserwacją z jakiegoś niewidzialnego miejsca, będącego poza zasięgiem jego możliwości kontroli. - Nic się pani nie stanie - zaczął wolno - jeśli sama pani nie uczyni nic jawnie wrogiego. Przyszedłem tu z nadzieją usłyszenia odpowiedzi na parę pytań. Aby panią uspokoić, wyjaśnię, że jestem jednym z astrogatorów statku Pięćdziesięciu Słońc „Atmion". Nie będę wnikał w szczegóły tego, jak wam umknęliśmy, a rozmawiam z panią w ten sposób z powodu waszej propagandy. Miała pani rację sądząc, że w narodzie Pięćdziesięciu Słońc nie ma jedności. Niektórzy uważają, że powinniśmy przyjąć wasze warunki. Inni się boją. Oczywiście ci bojaźliwi stanowią większość, więc zwyciężyli. Zawsze bezpieczniej wydaje się czekać i mieć nadzieję. Zamilkł, analizując w myśli to, co powiedział, i chociaż mógł to ładniej wyrazić - tak mu się przynajmniej wydawało - słowa zawierały właściwy sens. Jeśli ludzie z tego statku skłonni byli uwierzyć w ogóle w cokolwiek, co miał im do powiedzenia, to w fakt, że on i inni jemu podobni są ciągle jeszcze niezdecydowani. Maltby podjął w ten sam rozważny, niespieszny sposób: - Reprezentuję grupę zajmującą wyjątkową pozycję w tych wydarzeniach. Tylko astrogatorzy i meteorologowie z różnych planet i statków są w stanie podać położenie zamieszkałych światów. Prawdopodobnie dziesiątki tysięcy potencjalnych zdrajców poświęciłoby swych ziomków dla własnych korzyści, lecz nie ma takich pośród wysoko wyspecjalizowanego i karnego personelu administracyjnego bądź wojskowego