... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Potrafisz? Dziewczynka skinęła głową. Zmrużyła oczy, zacisnęła zęby i naciągnęła cięciwę. Willow wstrzymała oddech, czekając na świst strzały. - A jeśli go stselę w głowę? - spytała niespodziewanie mała, odwracając się razem z łukiem. Beatrix uskoczyła w bok. Willow delikatnie wyjęła dziecku łuk z rączek. - Zasada numer jeden, malutka. Nigdy nie odrywaj oczu od celu. - O, popatrz - szepnęła Beatrix, wyjmując z włosów suchy listek. - Lord Bannor. - Gdzie? - Willow odwróciła się, zapominając o łuku, który nadal trzymała w rękach. Przez chwilę wydawało się jej, że Beatrix z niej zażartowała, ale nie można było nie poznać dumnej postawy człowieka, idącego wzdłuż ogrodzenia u boku sir Hollisa. Górował wzrostem nad swoim towarzyszem i większością rycerzy w szrankach. Schylił głowę ku sir Hollisowi: w jego włosach zalśniło słońce, nadając im granatowy połysk jak na skrzydłach kruka. Kell i Edward biegli za nim jak pieski; ich głowy, jasno- i ciemnowłosa, wyglądały jak miniaturki dorosłych mężczyzn. Bannor zatrzymał się przy rycerzu, sprawdzając jego zbroję. Edward zagapił się i wpadł na niego, za co ojciec rzucił mu zdesperowane spojrzenie. Willow mogłaby sądzić, że Bannor jest zbyt zajęty, by 191 ją zauważyć, gdyby nie przelotne zerknięcie i oszałamiający uśmiech. Teraz usłyszała świst, na który czekała. Strzała wyprysnęła z łuku i śmignęła przez dolinę, zataczając zgrabny łuk. Willow znieruchomiała ze zgrozy. Stałaby dłużej niczym kamienny posąg, gdyby Mary Margaret nie pociągnęła jej za rękaw. - Och. Willow, zastseliłaś papę! On tez pójdzie do nieba? 20 Willow spodziewała się wszystkiego, ale nie tego, że Bannor wyrwie strzałę z ramienia, spojrzy na nią ze zdziwieniem, rzuci przez ramię, a wszystko to zrobi, nie zwalniając kroku. Oczywiście, pomyślała, za chwilę padnie nieprzytomny w kałuży krwi! Ocknęła się z odrętwienia, uniosła spódnicę i rzuciła się pędem przez łąkę. Jednym bardzo niedystyngowanym skokiem przesadziła niską żerdź ogrodzenia i padła Bannorowi w ramiona. - Och, przebacz mi, przebacz! - krzyknęła gorączkowo. -Zapomniałam, że trzymam łuk, a potem cię zobaczyłam, a ty się uśmiechnąłeś, a ja właśnie mówiłam Mary Margaret, że nie wolno tracić celu z oka i, och, nie chciałam do ciebie strzelić, nie chciałam! Bannor chwycił ją za łokcie i pomógł odzyskać równowagę. -- A, to twoja strzała? Myślałem, że któryś paź znowu spudłował. Szarpnęła go za ramię. - Szybko, panie, szybko! Musisz się położyć, bo zemdlejesz! 193 TERESA MEDEIROS - Ależ czuję się doskonale - zaprotestował i rzucił sir Hollisowi rozbawione spojrzenie. - Na pewno nie! Ból i strata krwi zmąciły twój osąd! Zarzuciła mu ręce na szyję, by zmusić go do położenia się na ziemi. Rycerze w szrankach przestali walczyć i przyglądali się im z niekłamanym zainteresowaniem. - Dobrze! Dobrze! - zawołał, przyklękając na posypanej piaskiem trawie. - Nie ma potrzeby mnie dusić. Już się kładę. Wokół nich zebrał się tłum. Willow położyła sobie jego głowę na kolanach i pogłaskała go czule po włosach. - Proszę... tak lepiej? - Zdecydowanie - mruknął Bannor, rzucając spojrzenie na jej piersi. Hollis przewrócił oczami. - Zapewniam cię, pani, nie ma potrzeby się niepokoić. Lord Bannor poniósł znacznie większe obrażenia z rąk... Bannor odchrząknął znacząco. Jego przyjaciel urwał w pół zdania. - Być może lady Willow ma rację. - Przymknął oczy. -Właśnie mi się zakręciło w głowie. Nigdy nie sądził, że jego żołnierze ujrzą go rozciągniętego na ziemi, z głową na kolanach kobiety. Jednak szept Willow, słodki i niebezpiecznie uwodzicielski, wabił go bardziej niż pieśń syreny. Bannor dobrze znał urok kobiet. Chętnie przyjmował wszelką słodycz, jaką go obdarzały. Lecz zawsze odmawiał sobie ich czułości, oznaczającej w jego oczach słabość, na którą nie mógł sobie pozwolić. Zimny głos Desmonda przedarł się przez jedwabną sieć, którą otoczyła go Willow. - Co mu się stało? - Willow go zastselila. Teraz pójdzie do nieba. Bannor otworzył jedno oko i spojrzał na swoją córeczkę, której jasne loczki wyglądały niczym anielska aureola. 194 CISZA - Tęskniłabyś za mną, kochanie? Mary Margaret zastanowiła się poważnie, po czym wzruszyła ramionami. - Chyba nie. Niebo nie jest dalej niż Francja. - Dla mnie może iść prosto do piekła. Willow wydała cichy okrzyk. Bannor otworzył oczy i napotkał wyzywające spojrzenie Desmonda. Kell i Edward zasłonili usta rękami, tłumiąc chichoty. Rycerze zamilkli, czekając na wybuch wściekłości swego pana. Bannor westchnął ciężko. - Nie chciałbym cię zawieść, synu, ale teraz idę prosto do łóżka. - Możesz iść, panie? - zatroszczyła się Willow, rzucając Desmondowi ostrzegawcze spojrzenie. - Czy kazać sprowadzić nosze? - Chyba zdołam pójść. -- Bannor spojrzał na nią boleśnie i z całą premedytacją zatrzepotał ciemnymi, długimi rzęsami. - Z twoją pomocą. Objęła go smukłym ramieniem, by pomóc mu wstać. Sir Darrin spojrzał za nimi, zdjął hełm i podrapał się po szpakowatej głowie. - Bardzo dziwne. Lord Bannor nigdy nie potrzebował pomocy, nawet gdy wypełzł z tej fosy w Poitiers z tuzinem strzał w grzbiecie. - Ani gdy uciekł z lochów Calais, niemal całkiem zagłodzony i umęczony na torturach - dodał jego towarzysz. Sir Darrin pokręcił głową. - Mam nadzieję, że nie zaczyna mięknąć. Hollis zajrzał między nich. - O to nie ma obawy, jeśli tylko będzie przy nim lady Willow. 195 L.1SZA Willow mocno trzymała Bannora, prowadząc go przestronnymi korytarzami zamku. Po drodze rzucała rozkazy, i to takim głosem, że przerażone służące i paziowie puszczali się biegiem po bandaże, gorącą wodę i lecznicze zioła. W pobliżu schodów pochwyciła jego zerknięcie. - O co chodzi, panie? - Trudno mi uwierzyć, że miałem cię kiedyś za ciche, słodkie stworzenie. Słowa oburzenia zamarły jej na ustach, gdyż zaraz potem Bannor wydał rozdzierający jęk i chwycił się za ramię. Odważyła się go zostawić na chwilę dopiero, gdy usadziła go bezpiecznie na łożu. Oparł się na poduszkach, a ona zajęła się bandażami, miską gorącej wody i ziołami, które ułożyła na ławie. - Desmond nie chciał tego powiedzieć - odezwała się, nie patrząc na niego. - Chciał, chciał. Nienawidzi mnie. Pokruszyła garść majeranku i wsypała go do wody. - Gdyby cię nienawidził, byłby obojętny, a nie wściekły na ciebie. Bannor przyjrzał się jej ciekawie. - Skąd tyle wiesz o tym moim niesfornym synu? Z największą uwagą złożyła bandaże i zamoczyła je w wodzie. - Ponieważ był czas, kiedy i ja zrobiłabym wszystko, byle tylko ojciec mnie zauważył. Mogłabym mu nawet powiedzieć, żeby poszedł prosto do piekła