... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Wiarę - kibiców, trenerów, drużyny - można mierzyć na różne sposoby, lecz niezależnie od wyboru skali zwolennicy Yorku mają jej spory zapas. Kibice zawiesili pod tablicą wyników ręcznie wymalowany transparent z ogromnym napisem: YORK JEDZIE DO BRISTOLU, a o przygotowanych i przy-wiezionych plakietkach z symbolem czwartej grupy eliminacyjnej wspominałem już wcześniej. Lecz najlepszym probierzem zaufania, jakim trener Yorku darzy swych podopiecznych, jest wybór miotacza. We wszystkich innych klubach, nie wyłączając Bangor West, panuje zasada, że na pierwszy ogień idzie najlepszy. W myśl starej maksymy: jak nie znajdziesz partnerki, nie wpadniesz na potańcówkę. Jak nie wygrasz eliminacji, nie musisz się martwić o finał. Tylko trener Yorku, dufny w swą mądrość, w meczu z Yarmouth wystawił miotacza numer dwa, Ryana Fernalda. Wygrał o włos, 9-8, lecz wygrał. Pokerowe rozdanie, które dziś może przynieść efekty. Zachował Tarboxa na finał i choć Phil nie jest tak dobry technicznie jak Stanley Sturgis, ma coś, czego brakowało miotaczowi z Belfastu. Po-trafi przestraszyć. Nolan Ryan, chyba najlepszy miotacz w historii młodzieżowego baseballu, lubi opowiadać o meczu, jaki rozegrał podczas turnieju w Lidze Babe'a Rutha. Pierwszego pałkarza trafił piłką w ramię, łamiąc mu rękę. Drugiemu rozłupał hełm i na kilka sekund pozbawił przytomności. Gdy lekarz zajmował się zamroczonym chłopcem, trzeci pałkarz, blady jak ściana, podbiegł do swego trenera prosząc, by go skreślono z listy zawodników. - I wcale go za to nie ganię - dodaje Ryan. Tarboxowi daleko do Ryana, lecz rzuca mocno i jest w pełni świadom, że brutalność stanowi tajną broń każdego miotacza. Sturgis też jest dość silny, lecz mierzy w dół i na zewnątrz. Gra łagodnie. Tarbox celuje ciasno w górę. Tam właśnie muszą szukać jego piłek zawodnicy z Bangor. Jeśli zdoła ich zdominować, stracą skuteczność i będą mogli z wolna pakować manatki. Nick Trzaskos nie potrafi powtórzyć odbicia z poprzedniego meczu. Tarbox strajkuje go tak szybką piłką, że Nick aż kuca w polu wybicia. Z osłupieniem spogląda na sędziego i otwiera usta, by zaprotestować. - Ani słowa, Nick! - krzyczy z ławki Dave. - Stawaj na miejscu! Nick milczy posłusznie, lecz jego twarz nabiera dawnego posępnego wyrazu. Gdy w końcu wraca do swoich, z niechęcią wpycha hełm pod ławkę. Tarbox próbuje z każdym swych sztuczek, więcej respektu ma tylko dla Ryana Larrobino. Ten ostatni cieszy się zasłużoną sławą, więc miotacz Yorku, choć dumny z własnych umiejętności, woli nie ryzykować. Rzuca dość nisko, po zewnętrznej i w końcu oddaje bazę darmo. Zaczyna celować wyżej, lecz mimo to puszcza Matta Kinneya, który wszedł po Ryanie. Matt, obdarzony znakomitym refleksem, zręcznie unika twardych uderzeń. Nim zostanie nagrodzony pierwszą bazą, Larrobino jest już na drugiej, gdyż jedna z piłek, która o cale minęła nos Kinneya, nie została schwytana przez łapacza. Tarbox na nowo łapie formę i trzema strajkami autuje Kevina Rocheforta oraz Rogera Fishera, co kończy pierwszą zmianę. Fisher wraca do wolnej i metodycznej pracy, przed każdym narzutem starannie obciąga rękawy, rozgląda się po bazach lub patrzy w niebo, jakby chciał zobaczyć nadlatujące UFO. Przy dwóch zajętych bazach i jednym aucie dobrze rzucona piłka wyskakuje z rękawicy Wilcoxa i ląduje mu pod stopami. Estes, który z początku miał bazę darmo, próbuje się przedrzeć na trzecią. Joe szybko podnosi zgubę i celnie podaje do Kevina Rocheforta. Estes truchtem zbiega z boiska. Dwa auty; w czasie ostatniej akcji Fernald przeszedł na drugą. Ósmy pałkarz Yorku, Wyatt, odbija w prawo. Piłka toczy się wolno po wilgotnej nawierzchni. Fisher usiłuje ją złapać, King z pierwszej robi to samo. Roger jest szybszy, lecz chwilę później ślizga się po trawie, pada i z piłką w dłoni pełznie w stronę bazy. Wyatt wyprzedza go bez trudu. Fernald dobiega do domowej po pierwszy punkt meczu. Zachodzi obawa, że Roger zacznie się łamać. Patrzy na kolegów, po czym starannie ogląda piłkę. Już, już ma rzucać, lecz nagle schodzi z deski. Wyraźnie nie jest zadowolony ze stanu swoich rękawów. Poprawia je, a pałkarz Yorku, Matt Francke, powoli wrasta w pole wybicia. W końcu piłka szybuje w powietrzu. Francke odbija lekko, o ziemię, na trzecią bazę, w kierunku Rocheforta. Kevin podaje do Kinneya, który autuje Wyatta. Jednak to York utoczył pierwszej krwi i po pierwszej połowie drugiej zmiany prowadzi l-0. Bangor West nie zdobywa żadnego punktu, lecz Phil Tarbox też nie ma powodów do dumy. Po pierwszej zmianie zbiegał ze wzgórka z wysoko uniesioną głową. Po drugiej schodzi powoli, zasępiony, odprowadzany niespokojnymi spojrzeniami kolegów. Owen King, który w drugiej zmianie jako pierwszy z drużyny Bangor staje w polu wybicia, nie daje się zastraszyć Tarboxowi, lecz jest większy i znacznie wolniejszy od Matta Kinneya. Po trzech bólach i dwóch strajkach miotacz próbuje zaskoczyć go po wewnętrznej. Piłka sunie w górę i skręca - zbyt mocno. King, trafiony pod pachę, pada na ziemię i przyciska dłoń do stłuczonego miejsca. Jest jeszcze zbyt oszołomiony, by płakać, lecz widać, że go boli. Łzy napływają mu do oczu, choć usiłuje zachować dzielną minę. Przy wzroście sześciu stóp, dwóch cali i wadze ponad dwustu funtów sprawia wrażenie dorosłego, lecz tak naprawdę ma zaledwie dwanaście lat i nie zdołał przywyknąć, by twarda jak kamień piłka tłukła w niego z prędkością siedemdziesięciu mil na godzinę. Zmieszany i zaniepokojony Tarbox biegnie ze wzgórka, lecz sędzia, wciąż pochylony nad leżącym zawodnikiem, odgania go niecierpliwym gestem. Śpieszący z boku sanitariusz nawet nie patrzy w stronę miotacza. Co innego kibice. Ci wszystko widzą dokładnie. - Zdjąć go, nim trafi jeszcze kogoś! - słychać z trybun. - Może naprawdę zrobić krzywdę! - dobiega z innej strony, jakby trafienie piłką w żebra nie było niczym szczególnym. - Sędzia, daj mu ostrzeżenie! - pada trzeci okrzyk. - Potraktował chłopaka umyślnie! Niech wie, co za to grozi! Tarbox spogląda na widzów i choć niedawno w jego oczach malowała się nieugiętość, teraz wygląda jak mocno wystraszony malec. Przypomina Stanleya Sturgisa przed końcem meczu Belfastu z Lewistonem