... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Przestało się dla mnie liczyć wszystko, oprócz wolnoci. Zaczęłam to traktować jak alegorię Dawida i Goliata... Szybko wystukałam dane na "zewn±trz", a potem numer karty kredytowej ojca - nauczyłam się go na pamięć w sekrecie już przed laty. Tablica rozdzielcza pokryta była rysunkami i przyciskami, jak wszystkie urz±dzenia spoza Strefy Biblijnej. Skonstruowano j± dla ludzi, którzy w przeciwieństwie do nas, nie potrafi± czytać. Przez chwilę ogarnęła mnie irracjonalna obawa, że maszyna pozna mnie w jaki sposób i da mi porz±dn± nauczkę, ale wkrótce pojazd przebił sklepienie i już był na zewn±trz., Tak po prostu! Bez zastanowienia zaprogramowałam kurs na najbliższy interport (by udać się poza sferę, trzeba oczywicie zrobić transstref). I wtedy naprawdę się przeraziłam. Moja kolonia kurczyła się gwałtownie, przybieraj±c kształt szarego cylindra. Czy to możliwe, żeby tu było aż tak czarno! Czy nie ma żadnych gwiazd? Na starych filmach holo zawsze były gwiazdy, a teraz wszystko było całkowicie czarne. Moje oczekiwanie, że ujrzę gwiazdy, było sprzeczne z logik±, ale wiecie, zawsze wyobrażałam sobie przestrzeń tak±, jaka była, zanim oni się pojawili. Ta pustka brutalnie przypomniała mi, że ludzi skazano na banicje. Powinnam sięgać wzrokiem w nieskończonoć, ale zamiast tego byłam wcinięta w 19 A.U. czarnej, przygnębiaj±cej klaustrofobii... Mimo to nie przestałam wpatrywać się w ekran. Byłam osłupiała i zafascynowana. Dopiero teraz zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, co zrobiłam. Perspektywa spotkania Selespridończyka i przekonania go, by zabrał mnie z tej niewoli wydawała się coraz bardziej odległa. W rozpaczy gotowa byłam wrócić do domu. Ale im bardziej wydawało się to nieprawdopodobne, tym mocniej pragnęłam urzeczywistnić swoje marzenia. A było to marzenie całej ludzkoci, nawet tej z lepszych sfer. Kiedy dostrzegłam piercień wiateł otaczaj±cy interport, wcisnęłam program na Mallworld, by dać pojazdowi czas na wyliczenie k±ta skoku i prędkoci. Wszystkie te techniczne urz±dzenia opracowane zostały przez Selespridon. Zawsze starali się pomóc nam, biednym ludziom, ułatwiaj±c nam przetrwanie wieków, w czasie których bylimy przygotowywani do czego, czego nie bylimy w stanie poj±ć. Pojazd przyspieszył, na sekundę wcisnęło mnie w fotel. Potem opadł na l±dowisko interportu i wyłonił się w normalnej przestrzeni. Byłam w Mallworld. Mallworld! Największe centrum handlowe wszechczasów, gdzie możesz kupić wszystko, cokolwiek sobie wymylisz! Z wygl±du przypominało Godzone. Ten sam, znajomy cylindryczny kształt, lni±cy bladym wiatłem w ciemnoci. Ale kiedy zbliżylimy się, zobaczyłam ogromne transparenty z plastitkaniny rozpięte nad bramami wjazdowymi. Jaskrawe, żółte, turkusowe i szkarłatne litery krzyczały: WITA W MALLWORLD - TU GDŻIE SPELNIAJˇ SIĘ WSZYSTKIE MARZENIA PONAD TYSIˇC SKLEPÓW KAŻDEGO DNIA MILION KUPUJˇCYCH Z UKLADU SOL I Z GWIAZD "Na Boga, któż w dzisiejszych czasach potrafi przeczytać te napisy" - pomylałam sobie. Pędziłam w stronę parkingu, na którym pojazd się zatrzymał. Wzięłam jeszcze trochę pieniędzy z konta taty i wysiadłam. Zdjęłam moj± szafranow± sukienkę - nie chciałam wygl±dać jak prowincjuszka - i zostałam tylko w monomolekularnym kombinezonie. Miałam nadzieję, że wygl±dał na tyle dziwacznie, by można go było uznać za ostatni krzyk mody, a poza tym opalizuj±cy turkusowy kolor wspaniale podkrelał kolor moich oczu. Lekko wskoczyłam na napowietrzny pas transmisyjny prowadz±cy z parkingu do centrum Mallworld. Ogarnęło mnie dziwne uczucie, bo to napowietrzne metro zrobione było z najnowszego materiału Selespridońskiego: z niczego. Działało na tej samej zasadzie osłony siłowej, która pozwoliła na zamknięcie ludzi w człowieczym ZOO. Unoszona w powietrzu przez dwa lub trzy kilometry, mylałam z gorycz±: przyjemniaczki, rzucaj± nam wynalazki wyższej techniki jak okruchy z pańskiego stołu, szklane paciorki dla prymitywnych tubylców... (Wiem o tych szklanych paciorkach, bo w Strefie Biblijnej uczymy się historii Ziemi, jestemy bardzo starowieccy i przywi±zujemy wagę do przeszłoci). Stałam w głównym korytarzu przy Bramie Pięć Zero Siedem i rozgl±dałam się bezradnie wokoło. To było przerażaj±ce. Ze wszystkich stron strumienie ludzi pędziły w kierunku maleńkich kabin. Jak oni się w nich miecili? Aha - to musz± być te słynne kabiny mini - demat! Żadnych schodów, wind, eskalatorów ) Oburzyło mnie marnotrawstwo energii, ale to typowa rozrzutnoć Babilończyków. I wszyscy wystrojeni byli jak choinki w foyer seminarium Hari Kriszna. Otyłe kobiety obładowane paczkarni, elegantki z automatycznymi siatkami na zakupy... ale sk±d można wiedzieć, gdzie ić? Miałam ochotę się rozpłakać. - No, gdzie mogę znaleĽć cokolwiek? - powiedziałam ze złoci± na głos. Szeciocentymetrowy człowieczek w okropnym różowym mundurku podfrun±ł do mnie, zatrzymuj±c się tuż przed moi nosem. Już chciałam go trzepn±ć, kiedy odezwał się: - Jestem mechanicznym Mallprzewodnikiem 22214037. Wzywała mnie? Poczułam się zakłopotana, ale pomylałam sobie, że to przecież tylko maszyna i powiedziałam: - Jestem tu pierwszy raz! - Co chcesz kupić? - Nic. Szukam Selespridończyka. - Obawiam się, że nie jestem zaprogramowany na takie pytanie. Czy chcesz wezwać unowoczeniony model przewodnika? - Hmm... nie. Nie masz jakiego prospektu czy czego w tym rodzaju? - Już dawno się ich nie używa. Kto dzisiaj potrafi czytać? - No tak