... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
W pozycji siedzącej mają one ponad metr wysokości. Zasiadły dość szerokim kręgiem i zaczęły w jakiś dziwny, specjalny sposób kołysać górną częścią tułowia. Wyglądało to tak, jakby tańczyły. W. Kleinschmidt wstał, by się lepiej przyjrzeć. W tym momencie płazy spostrzegły go i na chwilę znieruchomiały. Potem zaczęły się dość szybko zbliżać ku niemu wydając jakieś syczące i szczekające odgłosy. Kiedy były już od niego o siedem kroków, daliśmy ognia. Szybko rzuciły się do ucieczki i wpadły w morze. Tego wieczora już się więcej nie pokazały. Na brzegu pozostały tylko dwa płazy martwe i trzeci z przetrąconym kręgosłupem. Wydawał on jakieś dziwne odgłosy, coś jakby: ogod, ogod, ogod… Wnet jednak zdechł. Kiedy W. Kleinschmidt otworzył skalpelem jego klatkę piersiową… (Tu następują szczegóły anatomiczne, których laicy i tak nie rozumieją. Naukowców odsyłamy do wyżej wymienionego biuletynu.) Z wyżej przytoczonych danych jasne jest więc, że chodzi tu o typowego przedstawiciela rzędu płazów ogoniastych (Urodela), do których jak wiadomo, należą: rodzina płazów (Salamandrida), obejmująca rodzaje: traszki (Tritones) i salamandry (Salamandrae), oraz rodzina płazów olbrzymich (Ichthyoidea), obejmująca skrytoskrzelne (Cryptobranchiata) i jawnoskrzelne (Phanerobranchiata). Płaz zbadany na wyspie Tongarewa wydaje się być najbliżej pokrewny skrytoskrzelnym. W dużym stopniu, oczywiście biorąc pod uwagę wielkość, przypomina on japońskiego płaza olbrzymiego (Mega—lobatrachus Siebołdii) lub też amerykańskiego helbendera (Cryptobranchus alleghoniensis) zwanego „diabłem bagiennym”, różni się jednakże od nich znacznie lepiej rozwiniętymi organami zmysłów oraz dłuższymi, mocniejszymi kończynami, które pozwalają mu dosyć sprawnie poruszać się w wodzie i na lądzie. (Następują bliższe szczegóły anatomii porównawczej.) Kiedy spreparowaliśmy szkielety zabitych zwierząt, doszliśmy do najciekawszych stwierdzeń: otóż kościec tych płazów odpowiada całkowicie odciskowi kopalnemu szkieletu płaza, który znalazł na płycie kamiennej w kamieniołomach w Oeningen dr Johannes Scheuchzer i podał do wiadomości w dziele: „Homo diluviitestis”, wydanym w roku 1726. Mniej obeznanym z tematem czytelnikom przypominamy, że wymieniony dr Scheuchzer uważał tę skamielinę za resztki człowieka przedpotopowego. „Przedstawiony powyżej obraz — pisze on — jaki przekazuję światu nauki w formie pięknego drzeworytu, jest na pewno bez wszelkich wątpliwości obrazem człowieka, który był świadkiem potopu. Nie mamy tutaj do czynienia z danymi, z których dopiero bujna fantazja ludzka musiałaby tworzyć coś, co przypominałoby człowieka. Panuje tu całkowita zgodność z poszczególnymi częściami szkieletu ludzkiego, doskonała symetria. Kościec człowieka skamieniałego w pozycji frontalnej oto pomnik zaginionej ludzkości, starszy od zawartości wszystkich grobowców rzymskich, egipskich i w ogóle wszystkich wschodnich.” W późniejszym okresie Cuvier w skamielinie Oeningen ustalił odcisk szkieletu skamieniałego płaza, który nazwano Cryptobranchus primaevus lub Andrias Scheuchzeri, uważany za gatunek dawno wymarły. Przy pomocy badań osteologicznych udało nam się zidentyfikować nasze płazy z wymarłym, jak mniemano, płazem Andriasem. Tajemniczy prajaszczur, jak nazwały go gazety, nie jest niczym innym jak kopalnym płazem skrytoskrzelnym Andrias Scheuchzeri. Albo też, jeżeli użyć nowej nazwy, jest to Cryptobranchus Tinckeri erectus, czyli płaz olbrzymi polinezyjski. …Pozostaje zagadką, dlaczego ten ciekawy okaz płaza wymykał się dotąd spod uwagi uczonych, chociaż przynajmniej na wyspach Rakahanga i Tongarewa w łańcuchu wysp Manihiki występuje gromadnie. Także Randolph i Montgomery w dziele swym: „Dwa lata na wyspach Manihiki” (1885), nie wspominają o nim ani słowem. Mieszkańcy tych wysp twierdzą, że zwierzę to — które zresztą uważają za jadowite — pojawiło się tam dopiero przed sześciu czy ośmiu laty. Opowiadają, że te „morskie diabły” umieją mówić (!) i że w zatokach, w których żyją, stawiają całe kompleksy wałów, przypominające podmorskie miasta. Podobno też w tych zatokach woda przez cały rok jest spokojna jak w stawie. Kopią jakoby pod wodą długie na parę metrów nory i chodniki, w których przesiadują w ciągu dnia; po nocach natomiast wykradają ludziom na polach słodkie kartofle i yamy, jednakże motyki i wszelkie inne narzędzia oddają właścicielom. Ludzie na ogół ich nie lubią, poza tym boją się ich. W wielu wypadkach przenoszą swe siedziby w inne okolice. Najprawdopodobniej wchodzą tu w grę bardzo prymitywne wierzenia i zabobony, poparte odpychającym wyglądem tych zwierząt oraz niemal ludzkim sposobem chodzenia na tylnych łapach. Z wielką oględnością należy przyjmować również opowiadania podróżników, którzy twierdzą, że płazy te pojawiają się także na innych wyspach poza Manihiki