... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Te ważyły po dwadzieścia pięć kilogramów, a na każdego osła przypadały dwa ładunki. Wreszcie wszystko było gotowe. Osiemnaście osłów objuczyliśmy żywnością i sprzętem obozowym, cztery naczyniami z wodą, jeden muł miał iść luzem na wypadek, gdyby ktoś osłabł lub okulał, a cztery osły stanowiły rezerwę. Niepokoiłam się, 53 jak Elza ustosunkuje się do osłów. Podczas pakowania rzeczy nie zdradzała specjalnego zainteresowania, gdyśmy jednak zaczęli nakładać juki na osły, trzeba ją było uwiązać na łańcuchu. Widok smacznego mięsa, które ryczało, kopało i tarzało się w piasku, próbując zrzucić nieznośny ciężar, a do tego krzyki Afrykanów, którzy biegali jak szaleni i starali się przywrócić porządek — wszystko to wywoływało u Elzy ogromne podniecenie. Główna kolumna wyruszyła rano, my zaś z Elzą po południu, gdy minął najgorszy skwar. Lwica zdradzała wielkie ożywienie i jak mały szczeniak podbiegała do coraz to kogo innego z naszej grupy. Potem wpadła między stado flamingów, przyniosła w pysku zastrzeloną kaczkę, w końcu postanowiła zażyć kąpieli w jeziorze, przy czym ktoś z nas musiał ze względu na krokodyle ubezpieczać ją sztu-cerem. Później przechodziliśmy obok stada wielbłądów i tam musiałam ją wziąć na łańcuch; ze złości tak ciągnęła, że o mało mi nie urwała ręki. I choć ona chciała tylko poznać nowych przyjaciół, ja nie miałam ochoty patrzeć, jak spłoszone zwierzęta będą się w panice przewracać jedno na drugie, becząc, charcząc i kłębiąc się z poplątanymi nogami — z Elzą w środku tego galimatiasu. Na szczęście było to ostatnie stado zwierząt domowych, które spotkaliśmy w naszym marszu brzegiem jeziora. Z zapadnięciem zmroku zobaczyliśmy nad wodą ognie obozowe. Znów wzięłam Elzę na łańcuch z obawy, aby zbyt wiele pozostałej energii nie wyładowała na ściganie osłów. Gdy dotarliśmy na miejsce, zastaliśmy obóz urządzony i wszystko gotowe do kolacji. Popijając przed jedzeniem whisky postanowiliśmy, że codziennie o świcie George, ja, Nuru i jeden z patrolu łowieckiego w charakterze przewodnika wyruszać będziemy naprzód z Elzą, a reszta zostanie zwijać obóz i juczyć zwierzęta. W ten sposób my będziemy wykorzystywać chłodniejszą porę, a kolumna zwierząt znajdzie się w tak bezpiecznej odległości, że zwolni nas to od potrzeby trzymania Elzy na łańcuchu. Potem około pół do dziesiątej mieliśmy się roz- 54 glądać za jakimś cienistym miejscem, gdzie my moglibyśmy przebyć najgorszy upał, a osły znalazłyby coś do szczypania. Skoro tylko się zbliżały, mieliśmy brać Elzę na łańcuch. Po południu miało być odwrotnie: kolumna osłów wyruszałaby pierwsza, a my dwie godziny później, przy czym pierwsza partia rozbijałaby obóz na następną noc. Przez całą safari trzymaliśmy się tego rozkładu i wszystko szło wspaniale, bo Elza i osły spotykały się tylko w południe, gdy lwica przebywała na łańcuchu i była bardzo senna. Okazało się zresztą, że obie strony przyzwyczaiły się wkrótce do siebie, i uznały, że wszystko wchodzące w skład safari musi być tolerowane. Zauważyliśmy, że Elza maszerowała dobrze aż do około dziewiątej rano, kiedy upał zaczynał jej tak dokuczać, że przystawała przy każdej skale lub krzaku, jeżeli dawały choć trochę cienia. Po południu niechętnie ruszała się przed piątą; ale gdy już jej łapy stwardniały, mogła iść choćby całą noc. Przeciętnie maszerowała po siedem lub osiem godzin dziennie i była w doskonałej formie. Przy każdej okazji korzystała z kąpieli w jeziorze, często pływając o kilka stóp od krokodyli. Moje; krzyki i ostrzeżenia nigdy nie skłaniały jej do powrotu, zanim sama nie miała na to ochoty. Zwykle przybywaliśmy na miejsce obozowania między ósmą a dziewiątą wieczorem; często w obozie zapalano specjalne światła sygnalizacyjne, aby nam wskazać drogę. Drugiego dnia marszu zostawiliśmy za sobą ostatnie osiedle ludzkie — maleńką wioskę rybacką prymitywnego plemienia El Molo. To plemię liczy około osiemdziesięciu dusz i żyje wyłącznie rybami, ze sporadycznym urozmaiceniem w postaci mięsa z krokodyla lub hipopotama. W następstwie tego jednostronnego sposobu odżywiania i małżeństw między krewnymi wielu członków plemienia ma różne deformacje i zdradza ślady krzywicy