... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Wypowiedzi Ochotnikowa, Hellera i Pietienki świadczyły, iż narzucanie Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej „biurokratycznego” stylu kierownictwa wywołuje w tych środowiskach niezadowolenie. Wprawdzie nie stały się one jeszcze sojusznikami opozycji, ale wyraźnie darzą ją sympatią, chociażby z tego powodu, że zwalcza ona tych, którzy w miejsce dwóch tak wybitnych osobistości jak Trocki i Frunze wykreowały na stanowisko zwierzchnika sił zbrojnych nieudolnego Woroszyłowa. A wszak sympatie armii - to sprawa poważna. Rozmowa została przerwana w najciekawszym momencie, czego później Nikita nie mógł odżałować. Korytarzem nadchodził właśnie dowódca pułku Wujnowicz. Ich spojrzenia spotkały się, ale Wujnowicz szybko odwrócił wzrok, wyraźnie chciał uniknąć przyjaciela. - Wadim! - zawołał Nikita. Wujnowicz nie odwrócił się, minął go i skręcił w boczny korytarz. - Wadim, niech cię diabli! Nikita zostawił „studentów” i pobiegł za Wujnowiczem, także skręcił w boczny korytarz. Byli teraz sami w pustym skrzydle budynku. Na parkiecie dudniły kroki oddalającego się Wujnowicza. Cóż to za bzdura! myślał - Nikita. Zerwać z najbliższym przyjacielem z powodu dwuznacznej sytuacji, w której się znalazł jego ojciec. Nawet jeżeli ojciec był zamieszany w brzydką sprawę, co ja jestem winien? Zresztą ojciec nie ma z tym wszystkim nic wspólnego, po prostu... Cóż to za bzdura! - Nie wygłupiaj się, Wadim! Porozmawiajmy! Wujnowicz nie zareagował, otworzył drzwi na klatkę schodową i zniknął za nimi. Sekretarki, referenci i ochrona Komitetu Miejskiego WKP(b) w Moskwie bez zachwytu - delikatnie mówiąc - obserwowali najście robociarzy-partyjniaków w skórzanych kurtkach i kufajkach, cyklistówkach i czerwonych chusteczkach tłoczących się w siedzibie komitetu. Budynek od lat wyglądał przyzwoicie - wyfroterowane parkiety, dywanowe chodniki umocowane na marmurowych schodach miedzianymi prętami, bufetowe w białych czepeczkach roznosiły do gabinetów herbatę i kanapki, rozmawiano ściszonymi głosami, popielniczki niezwłocznie oczyszczano, popiersia wielkiego Lenina odkurzano dokładnie, być może dokładniej niż niegdyś znajdujące się tu nimfy Towarzystwa Handlowego. Nagle w zadbanych wnętrzach zjawiają się proletariusze - bo jak ich nazwać? - wołają do siebie głośno, tupią, smarczą, omiatają z butów błoto, cuchną brudem i machorką. Wydaje się, że to nawrót wojennego komunizmu. W sali konferencyjnej na drugim piętrze panował tłok, zebrali się tam pracownicy komitetu miejskiego, komitetów rejonowych, aktywiści partyjni z największych zakładów. Cyryl Gradów swoim zwyczajem ubrany byle jak, w odwiecznej marynareczce i perkalowej rubaszce wyglądem bardziej pasował do ludzi z przedmieść niż do wypielęgnowanych dygnitarzy, co go bardzo cieszyło. Nawiasem mówiąc, starsi towarzysze doceniali jego teoretyczne przygotowanie, a drobne pseudodemokratyczne dziwactwa traktowali wyrozumiale: młody człowiek ma dość czasu, by w końcu opanować zasady partyjnej etykiety. Sekretarz komitetu miejskiego, który właśnie przemawiał, reprezentował okaz dobrze zapowiadającego się partyjniaka połowy lat dwudziestych: kurtka kroju wojskowego jak u Stalina, bródka przystrzyżona na modłę Rykowa, wszechwiedzący Bucharinowski uśmiech. - Towarzysze - mówił - opozycja podjęła rozpaczliwe wysiłki, by ponad partią zwrócić się do robotników. Jej przywódcy zjawili się w organizacji podstawowej zakładów Awiapribor i usiłowali nie dopuścić do realizacji uchwał partyjnych. Inni zorganizowali zebranie podstawowej organizacji partyjnej przy służbie trakcji Kolei Riazańskiej, robotnicy zmuszeni zostali do wybrania do prezydium wątpliwej wartości towarzyszy Tkaczowa i Sopronowa! Przemawiał na zebraniu członek politbiura Trocki. W organizacji partyjnej Ludowego Komisariatu Finansów przemawiał Reinhold. Opozycja wysłała swoich ludzi na gościnne występy do zakładów Mocarz, Kauczuk, Morse i Ikar. Z przykrością trzeba podkreślić, iż Państwowa Komisja Planowania i Instytut Czerwonej Profesury są strażą przednią opozycji, ich ludzie stale uprawiają agitację wśród robotników zajezdni tramwajowej i Zakładów Iljicza. Podobnie przedstawia się sytuacja w Leningradzie, ale to nie nasza sprawa. Komuniści Moskwy mają przed sobą zadanie bojowe - uniemożliwić opozycji jakiekolwiek kontakty z klasą robotniczą. Szczerze mówiąc, najlepszym rozwiązaniem byłoby włączenie organów GPU, nie możemy sobie jednak na to pozwolić, ponieważ wybuchnie okropny wrzask. Jeszcze dzisiaj musimy wysłać grupy aktywistów do wszystkich zakładów, w których według sprawdzonych informacji... Sekretarz komitetu miejskiego uśmiechnął się. Wymowny uśmiech, pomyślał Cyryl. Czekistowski, wszechmocny, bezczelny, mętny uśmiech. Wezbrała w nim gwałtowna nienawiść do tego człowieka, ale zaraz stłumił w sobie zdradzieckie, „liberalne” uczucie. Nie należy dopatrywać się w nim podłości, w ogóle nie należy traktować go jako człowieka osobnego. Reprezentuje wszak partię, a teraz mamy jedno zadanie - nie dopuścić do rozłamu! - ...Według wiarygodnych informacji - ciągnął sekretarz KM - wieczorem podjęte zostaną kolejne próby storpedowania uchwał partyjnych. Za chwilę towarzysz Samocha podzieli towarzyszy na grupy. Sekretarz komitetu miejskiego skończył przemówienie, zszedł z mównicy do mas, odpowiedział na kilka pytań, przeważnie kierując pytających do towarzysza Samochy, po czym z wyraźną ulgą zniknął w drzwiach prowadzących na zaplecze, gdzie stała wygodna kozetka. Towarzysz Samocha, chłop obrotny i energiczny, w skórzanej kurtce, która zapewne pamiętała dobre czasy Czeka, sprawnie rozdawał skierowania do poszczególnych zakładów. Wręczywszy Cyrylowi papier z pieczątką Wszechzwiązkowej Centralnej Rady Związków Zawodowych (zalegalizowane oszustwo na wypadek, gdyby opozycja chciała dowieść, że to akcja zorganizowana przez komitet miejski i GPU), powiedział bez zbędnych ceregieli: - Udasz się, Gradów, wraz ze swoją grupą, na połączone zebranie pracowników trakcji, służb drogowych i elektrotechniki Kolei Riazańskiej. Skomunikują się z wami towarzysze z zarządu. Sytuacja napięta