... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Tak więc zwycięzcy wyścigu bębniarzy byli ludźmi odważnymi, wszyscy wojownicy podziwiali ich i godni oni byli zasiadać po prawej stronie cesarza, a potem zalegać z nim na podłodze gdy był zbyt pijany żeby dłużej siedzieć. W dzień wielkiej uczty, która trwała wtedy, kiedy słońce najwcześniej wstało i najpóźniej kładło się na swoje leże, instrumenty śpiewały swą pieśń bez ustanku i dzieło rosło, co podobało się zarówno cesarzowi, jak i zgromadzonym tłumom, a nie podobało się możnym, z których pól ściągnął tłum, i szemrali oni ale wtedy jeszcze nikt o tym nie wiedział. Piszczałki tworzyły owoce granatu, i strumień ziarna który spływał na rynek, głos pięknych cytr i cymbałów sprowadzał kształt pomarańczy, bananów, i przypieczonych karpi i malutkie mandarynki i czekoladę, głos trąb i rogów rodził pieczone prosięta i wielkie krowy o opuchłych od mleka wymionach i okrągłe słomiane ule pełne plastrów słodkiego miodu, strusie o pięknych piórach i takież pawie, rozbiegające się kurczęta i waleczne koguty, wespół z harfami wyczarowywały kobiałki sera i zielone warzywa i mnóstwo fajkowego ziela, powstaw ały kosze pełne diamentów, szafirów, bale cydrowego drewna, rzeźbione figury, złote bransolety, błyszczące naszyjniki, wielobarwne pióropusze, gliniane naczynia, skóry lwów, lampartów, maski i lampiony. Bębny zaś tworzyły przepyszny chleb, kto go zjadł ten nie był głodny przez siedem dni, i smakował on wybornie z fajkowym zielem i z piwem co spodobało się cesarzowi i pasował również do śmietany i był dobry na kaca i leczył rany oraz trzymał długo w czujności, co ucieszyło strażników którzy pilnowali granic wioski. Jeśli muzycy stworzyli kiść winogron, to gdy miała ona tuzin gron, kiść stworzona przez przyjaciół Najbardzieja miała ich tuzin tuzinów, kiedy powstała za sprawą krążących wokół dźwięków kość fajkowej żywicy wielkości pięści wojownika i gęsta jak stwardniałe masło to bryła żywicy jakiej kształty rosły dzięki magii przyjaciół Najbardzieja miała rozmiar brzucha głodnego dziecka i gęstość ziarna fasoli - a mimo to dawała się kroić z wielką ł atwością! Choć całe dzieło było piękne, dobre, pyszne i błyszczące, i każdy coś dodawał do niego od siebie, i wspólna pieśń rosła i sięgała rozgwieżdżonego już teraz nieba, to cesarz musiał tak jak obiecał wybrać zwycięzcę turnieju, i muzykom którzy najbardziej ucieszyli jego serce ofiarować jedną ze swych córek. Tak jak wszyscy oczekiwali , córka zawędrowała w nocy do namiotu Najbardzieja, a stamtąd kolejno do namiotów jego przyjaciół, bo ich pieśń była najpiękniejsza, a dzieło doskonałe, powstające z miłości i harmonii. Konkurenci cieszyli się radością zwycięzców a lud ucztował i bawił się bo płody święta były wspaniałe i wieściły płodny i obfity rok, ci którzy mieli młode córki wiedzieli że uzyskają za nie wiele sałaty i pieprzu od mężów zza wąskiego morza. Byli jednak i tacy, którzy zgrzytali i rzucali uroki, ale nie mogły one zepsuć harmonii dźwięku, nie podobało się to wszystko szalonym szamanom, którzy byli coraz mniej i mniej potrzebni i ich rad już nie chciano słuchać, a w zagrody wpędzano im coraz mniej ofiarnych prosiąt. Odeszli oni do kręgu możnych i wespół nimi zgrzytali, bo tak naprawdę podobnie jak możni nienawidzili ludu, którym władali chociaż panował wszechmocny lecz już śpiący pijackim snem w objęciach nałożnicy cesarz. Możni chcieli widzieć lud zgięty na swoich polach, aby pomnażał ich bogactwo i musiał oddawać ze swoich pól także dużą część plonu, aby jak mówili możni ku chwale i pożytkowi wszystkich i wspólnej sile i dla wspólnego wyższego interesu budować miasto na płaskowyżu, nową stolicę o wysokich wieżach, szerokich mostach, dużych ulicach, pracujących kuźniach i nade wszystko wspaniałych pałacach w których możni mogliby przyjmować swój lud, słuchać wnoszonych przezeń skarg i udzielać mu pomocy w razie gdyby działo się źle. Tak mówili możni i nie podobało im się że lud świętuje i wielbi dźwięk, zamiast pracować na polach, objada się, upija i pali, wbrew porządkowi i ładowi, wbrew swoim szamanom, jak dodawali ci ostatni. Był wśród nich pewien czarownik, który potrafił zmieniać swą postać, był całkiem pomysłowy a magię swoją czerpał z wyrwanych serc indyków, mózgów węży i zębów wybitych podczas bójek w gospodzie. Uradzili oni sposób na Najbardzieja i ich nienawiść znalazła swe ujście. Kruk w jakiego przemieniono czarownika poszybował ponad pustynią tam gdzie w kręgu piaskowców między walającymi się kośćmi w chatce z blachy mieszkał Szakal, zły człowiek który krzywdził kobiety i jadał czarne kury chodzące wokół jego baobabu w całości, razem z pierzem i pazurami