... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Przecież twoja córka jest jednym z twórców tego rządu! Wystarczy dodać do tego władzę wykonawczą, czyli kogoś reprezentującego Federację i mającego nadzwyczajną władzę na wypadek zagrożenia. Prawnik z mojego sztabu znalazł nawet precedens: w czasie wojny tebańskiej kapitan został tymczasowym gubernatorem systemu Danzing mającym takie właśnie uprawnienia aż do chwili jej zakończenia. Ogłosimy cię generał-gubernatorem Obrzeża na okres wojny, a jeśli Zgromadzeniu się to nie spodoba, będzie miało okazję się wypowiedzieć... kiedy odzyskamy kontakt z Centrum. A może i tak się zdarzyć, że okaże się, iż Obrzeże to wszystko, co pozostało z Federacji, Siergiej. Nie wiemy tego i szybko się nie dowiemy. Jesteśmy tu zdani tylko na siebie, więc lepiej będzie, jeśli zaczniemy się stosownie zachowywać. I dlatego jesteś taki cholernie ważny! Bo jesteś jednym z nich, bo cię przyjęli i traktują jak swego! Ortega otworzył usta, zastanowił się i zamknął je bez słowa. A potem zastanowił się jeszcze raz i potrząsnął głową. - Zwolnij trochę, bo się zgubiłem - przyznał. - Zostawmy to, dopóki nie uporamy się z bieżącym zagrożeniem. Bieżącym zagrożeniem był naturalnie rebeliancki atak, który musiał nastąpić prędzej czy później, a obaj zgadzali się, że raczej prędzej. I to nie dlatego, że w systemie istniały olbrzymie stocznie i zakłady remontowe, ani nie dlatego, że tu właśnie znajdowała się Brama, czyli warp stanowiący jedyną drogę łączącą Obrzeże z resztą Federacji w jej dawnym kształcie. Powodem była baza Zephrain, w której od dwóch pokoleń naukowcy i inżynierowie zajmowali się wyłącznie udoskonalaniem systemów uzbrojenia, oprzyrządowania i oprogramowania okrętów wojennych i opracowywaniem nowych. Nie przeszkadzało im przy tym zupełnie, że ich projekty nie są wdrażane do produkcji - w końcu nikt przy zdrowych zmysłach nie chciał kolejnego wyścigu zbrojeń z Chanatem. Natomiast w chwili wybuchu wojny domowej to, czym się zajmowali, stało się łakomym kąskiem dla obu stron. Zawartość banków pamięci i wiedza ludzi znajdujących się na terenie bazy mogła zdecydować o wyniku tej wojny. Trevayne miał pewność, że zdecyduje, gdyż zapoznał się z wynikami najnowszych badań nad grawitacją. I dlatego gotów był w razie konieczności zniszczyć całą bazę, niż oddać ją rebeliantom. Takich baz istniało w całej Federacji trzy, ale co osiągnięto w pozostałych, tego nie wiedział. Wiedział natomiast, że jeśli uruchomi się produkcję nowych broni i zdąży wytworzyć odpowiednie jej ilości, nie tylko Obrzeże przetrwa, ale i Federacja wygra. Oni to wiedzieli, ale rebelianci musieli podejrzewać, toteż ich rychły atak był nieunikniony. Winda, którą jechali, dotarła na pokład lądowiskowy i obaj wysiedli. Fizycznie stanowili kontrast - Ortega był niski i grubawy, o krępej sylwetce i twarzy noszącej ślady rysów słowiańskich oraz środkowoamerykańskich. Trevayne zaś był wysoki, proporcjonalnie zbudowany i śniady, typowy Anglik z domieszką kolorowej krwi, którą upadające imperium dodało pod koniec XX wieku do populacji Wysp Brytyjskich. Miał czarne włosy i równie czarną, starannie przystrzyżoną brodę kapitańską modną wśród części oficerów Federation Navy. Broda sprawiała mu sporo satysfakcji, czupryna zaś irytowała, gdyż zaczynał łysieć na czubku głowy. - Kiedy wrócę z manewrów, wybierzemy się razem do Xanadu - zapowiedział niespodziewanie Ortega. - I to na kilka ładnych dni. Za długo siedzisz na okręcie, Ian. A poza tym chcę cię przedstawić paru osobom z rządu... a zwłaszcza Miriam. Bardzo chce cię poznać. Ostatnie zdanie dodał z miną, jaką miał zawsze, gdy mówił o córce - wyrażającą mieszaninę dumy i niedowierzania. - Cała przyjemność po mojej stronie - bąknął bez śladu entuzjazmu Trevayne. Ortega uśmiechnął się. - Lepiej pogódź się z losem - poradził pogodnie. - Ona jest taka jak ty: zawsze postawi na swoim. Zadziwiające, jak bardzo przypomina charakterem matkę. Podeszli do kutra Ortegi. Warta trapowa złożona z Marines sprezentowała broń, a sam Ortega prychnął niespodziewanie: - Generał-gubernator, też coś! Ale przynajmniej przestałeś mnie namawiać do pozostania na Zoroffie! * * * Następnego dnia Trevayne wraz z szefem sztabu, kapitan Sonją Desai i oficerem operacyjnym, komodorem Genjim Yoshinaką, omawiali plan manewrów w sali odpraw. Uczestniczył w tym także dowódca Zoroffa, kapitan Sean F. X. Remko, tyle że elektronicznie, bo nie chciał opuszczać mostka. Trevayne równocześnie słuchał Yoshinaki i myślał o swoich trzech najbliższych podkomendnych. Sonja Desai jak zwykle miała kamienny wyraz twarzy. Choć obiektywnie była ładna - mieszanka genów europejskich i indyjskich - nikt nie uznałby jej za pociągającą. Była też błyskotliwym i niezwykle inteligentnym oficerem, ale brakowało jej charyzmy, stąd miała niewielkie szanse na to, by kiedykolwiek zostać dowódcą. Miała też niezwykłą zdolność robienia sobie wrogów i to nie tyle z racji tego, że mówiła prawdę, ile tego, w jaki sposób to robiła. Sean Remko, masywny szatyn, także nosił brodę. Był wręcz stworzony na dowódcę krążownika liniowego. Co nie oznaczało, że nie mógłby dowodzić większą jednostką - od dawna udowadniał, że mógłby. Był wojownikiem z natury: agresywny, kompetentny i odważny. Pochodził z Hellbroth - najgorszego slumsu na Nowym Detroit słynącym z najgorszych slumsów. Do wszystkiego doszedł sam i osiągnął wiele pomimo uprzedzeń, które u wielu powodowała jego specyficzna twarda wymowa typowa dla mieszkańców tej planety. Genji Yoshinaką referował, stojąc przy ekranie taktycznym, na którym widoczne były wszystkie jednostki Ortegi należące do Floty Granicznej - poza oddelegowanymi do innych systemów Obrzeża - oraz forty strzegące Bramy. Manewry bowiem miały objąć i okręty, i fortyfikacje