... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Nie zamknie się. - W takim razie ja ją uciszę - rzekł Slaughter i uderzył ją pięścią w twarz. Ob udziła się w zimnym wąskim pomieszczeniu, w którym znajdowało się jedynie żelazne łóżko z gołym brudnym materacem, niewielka komoda i krzesło z prostym oparciem. W - 482 - powietrzu unosił się zapach stęchlizny, potu i taniego seksu. Bolała ją szczęka i nie od razu zorientowała się, gdzie jest i jak się tu znalazła, jednak po chwili wszystko sobie przypomniała. Boże. Jordan. Nie dopuściła do siebie myśli zbyt potwornej, by mogła ją znieść. Nie chciała uwierzyć w to, że umarł. Gdyby udało jej się do niego dotrzeć, uratowałaby go. Podniosła się z trudem i natychmiast zatoczyła na łóżko poczuwszy zawroty głowy. Kurczowo chwyciła się żelaznej ramy i poczekała, aż ustąpi uczucie wirowania, po czym pokuśtykała do drzwi i pokręciła gałką. Drzwi były zamknięte. - Wypuśćcie mnie! - zawołała, szarpiąc gałkę i waląc pięściami w drzwi. - Niech ktoś mnie wypuści! - Wsunęła palce w szczelinę pomiędzy drzwiami a framugą, połamała sobie paznokcie i rozdarła skórę. Waliła w nagie drewno tak mocno, że jej dłonie pokryły się siniakami, i krzyczała tak głośno, że w końcu ochrypła. Wszystko na nic. Wyczerpana, oddychając z trudem, opadła na drzwi i zamknęła oczy, ogarnięta panicznym strachem. Nie, to niemożliwe, że Jordan nie żyje. Ktoś na pewno zauważył pożar... ktoś go uratował... żyje. - 483 - Uniosła głowę, usłyszawszy jakieś głosy dochodzące z sąsiedniego pokoju. Szybko je rozpoznała - skrzypienie sprężyn łóżka, głośne oddechy ludzkiego zespolenia sprowadzonego do poziomu zwierzęcej kopulacji. Z przerażeniem zdała sobie sprawę, że znajduje się w jednym z baraków Douga Slaughtera w Dostał Alley. „Będziesz skomleć naga u moich stóp". Zrobiło jej się niedobrze, wzięła głęboki oddech, by nie zwymiotować. W jej pamięci ożyły przerażające strzępki rozmów, powieści o kobietach przetrzymywanych nago, w stanie upojenia narkotycznego, maltretowanych i więzionych w tych potwornych klitkach, zmuszanych do oddawania się niezliczonym mężczyznom, podłym i brutalnym. - Nie - wyszeptała. - Boże, oszczędź mi tego. Wparła się plecami w drzwi i rozłożyła dłonie na drewnie, jakby chcąc zagrodzić drogę temu, co się miało stać. Tyle że oczywiście nie było to takie łatwe. Kiedy Slaughter będzie gotowy, po prostu do niej przyjdzie i nie zdoła go powstrzymać. Złożyła dłonie i przycisnęła je do drżących warg. - Ojcze nasz, któryś jest w niebie - zaczęła się modlić, lecz nagle urwała i zesztywniała, usłyszawszy zgrzytanie klucza w zamku. - 484 - Za wsze myślał, że śmierć jest zimna. Czuł jednak, jak ogarnia go zapraszająca gorąca fala. Życie łączyło się z bólem, poczuciem utraty i strachem, podczas gdy śmierć... była ucieczką w zapomnienie. Modlił się o nią, a nawet jej szukał, przez dziewięć długich lat. Teraz mógł ją znaleźć, tyle że coś... ktoś go powstrzymywał. Gabrielle. Jordan otworzył oczy. Chata płonęła, powietrze było gęste od dymu i sadzy, a żar tak potężny, że wydawał się wysysać z ciała resztki wilgoci. Uniósł głowę i popatrzył na nocne burzowe niebo widoczne za odległymi otwartymi drzwiami. Krew zalewała mu oczy, spływała wzdłuż boku. Prawa ręka zwisała bezwładnie. Głęboko zaczerpnął tchu, obrócił się na lewy bok i zaraz zamknął oczy, gdy gryzący dym wypełnił mu płuca, a silny ból zaczął promieniować od ramienia. Zacisnąwszy zęby, uniósł się na łokciu i biodrze. Na przemian zginając i rozprostowując nogi, przesunął się w przód o kilka kroków i omal nic zemdlał, ogarnięty potwornym bólem. Z najwyższym trudem zmusił się do dalszego wysiłku. Płomienie strzelały i huczały mu w uszach, jaskrawe światło i duszący czarny dym drażniły oczy, gardło i płuca. Czuł zimny - 485 - pot na skórze, z każdym ruchem coraz bardziej kręciło mu się w głowie, a ramię przeszywał potworny ból. Miał ochotę położyć się i pozwolić, by zabrała go śmierć. Nie mógł jednak tego zrobić. Nie mógł zostawić Gabrielle... - Gabrielle - powiedział, albo tak mu się tylko zdawało. Dookoła tańczyły czerwone jęzory ognia. Płonąca belka spadła tuż obok niego, wzniecając snop parzących iskier. - Gabrielle -powtórzył suchymi, spękanymi wargami i znowu przesunął się o krok do przodu. Był już blisko drzwi, kiedy natrafił ręką na miękkie kobiece ciało