... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Odrobię mu. Odrobię. Nic mu się nie stanie. Najwyżej przez dwa dni nie będę się mógł pokazać w domu. I cały gips. Wielkie miasto Łowicz! Gabriel patrzy w dół, na wodę. Kombinuje, jak wykonać swój plan. Anastazja poznaje to po jego oczach. — Chyba nie pójdziemy na urodziny Bogdana — mówi. — Kto będzie miał do tego głowę? — Ee tam — bagatelizuje Gabriel. — Co ma jedno do drugiego. Trzeba żyć, nie? — I tak starzy nie puszczą Jolki do niego — stwierdza Anastazja. — Co ty mówisz? — dziwi się Gabriel. — Ona ma takich starych? To zaproponuj Bogdanowi swoje mieszkanie. Co to takiego, przewieźć adapter i parę kanapek! Chyba do ciebie wolno będzie Jolce przyjść, nie? „Gabriel ma zawsze na wszystko sposób — myśli Anastazja. — Niesłychanie prosty". Most drży bez przerwy od ciężkich wozów, idąc nim, czuje się to drżenie w podeszwach. Przy „Cristalu" — zielono. Kordon żandarmów zamyka Bracką. Można się jednak cofnąć niepostrzeżenie, żołnierze nie zwracają uwagi na zaplecze. Nikogo nie biorą z ulicy. Anastazja wspina się na palce. Spoza ramienia żandarma widać obstawiony kwadrat domów. Biorą kogoś spod dwudziestki. Wyprowadzają starszego mężczyznę. Zatrzaskują się drzwiczki karetki. Chrapie motor wozu. Żandarmi schodzą ze stanowisk. Błyskawicznie, sprawnie. Rozbiegają się do bud, które stoją ukryte w zaułku Widok. Bracka wolna od mundurów otwie- 94 ra się w stronę Szpitalnej. Pusty tunel ulicy. Gapie tkwią ciągle bez ruchu, przypadkowi świadkowie. Tak stoi tłum po salwie albo przed salwą. „To chyba była jakaś ryba — myśli Anastazja. — Brali go w dwie kompanie, w biały dzień. Nikt by sobie nie wyobraził, siwawy mężczyzna w letnim garniturze! Pewnie złapali go nieoczekiwanie, musiał nie mieć broni. A może nie chciał narażać kamienicy. Nie miał żadnych szans. Takiej obstawy na jednego człowieka jeszcze nie widziałam". Gabriel nie odprowadza jej na górę, nie ma o czym mówić z matką. Obstawiali sąsiedni dom. Mogą sobie oboje wyobrazić, co myślała, gdy zamykali ulicę. „Jeżeli nie okup, to nic już nie uratuje Antka — myśli Anastazja wchodząc na schody. — Matka poznaje różnych ludzi przy barze, a może ten właśnie będzie mógł to przeprowadzić?" Przedwczoraj Gabriel przyniósł wiadomość — dowództwo nie może więeej pomóc w sprawie Antka poza tym, że dadzą pieniądze. Obawiają się gestapo. Zawsze istnieje możliwość, że człowiek pośredniczący przy okupie jest niemiecką wtyczką. Podstawionym szpiclem, który w ten sposób rozpracowuje grupę. Łapie kontakty. Po wpadce koledzy Antka zostali dobrze przetasowani. Wszyscy zmienili adresy, miejsca pobytu. Muszą się ukrywać do wyjaśnienia sprawy z Antkiem. Dopóki gestapo ma go w ręku, nikt nie jest bezpieczny. Anastazja wie, że to jest pierwsza zasada konspiracji — odciąć wszystkie nici prowadzące od Antka do grupy i odwrotnie. Niezależnie od przekonania nawet potwierdzonego, czy ktoś sypie, czy nie. Jest to twarde prawo, ale konieczne. Wszyscy się z nim godzą. W tej sytuacji prywatni przyjaciele są dla Antka ostatnią deską ratunku. Góra zgodziła się na próbę okupu, chociaż nie bez oporów. Z warunkiem wyłączenia Leny. Lena znała niektóre kontakty Antka. „Biedna Lena — myśli Anastazja. — Nawet w ten sposób nie może mu pomóc". Gabriel przekazał nazwiska osób, które będą pośredniczyły przy wymianie Antka. Wypytywali go szczegółowo. Zgodzili się na Gabriela i matkę Anastazji. 05 ROZDZIAŁ 20 Zaczął się rok szkolny. Żadnych zmian. Lena podaje paczki na Pawiak. Antek ich nie dostaje, ale nikt jej tego nie mówi. To jej zastopuje działanie. Musi ruszać głową, żeby zdobyć pieniądze na żywność. Nabiega się po różnych dziurach, wystoi w ogonku przed więzieniem po sześć, siedem godzin, zanim dobrnie do stołu, za którym siedzi jakiś drań. Przyjmujący paczki uważają ludzi z ogonka za takich samych przestępców, jak ci, dla których są przeinaczone. W dobrze opracowany sposób wyzyskują łaskę dostarczenia więźniowi czterech cebul, pół kilograma kiełbasy, bryłki smalcu i kilku jabłek. Już sam spis produktów zdradza pomysłowość w upokarzaniu rodzin. Na stoliku stoi waga i jeżeli paczka przekroczy nawet o jeden deka przepisowy ciężar, zostaje odrzucona. Następną można podać dopiero za miesiąc. Krzyki i kobiece lamenty przed obliczem urzędnika więziennego należą do metod wychowawczych. Presja takich scen wywiera Pożądany efekt na świadkach z długiego ogonka. Kilkaset kobiet kona z obawy, zanim nadejdzie ich kolejka nadania paczki dla syna, brata, ojca albo męża, chociaż zawartość przesyłki nie może nic zmienić w ich więziennym losie, zapobiegnie najwyżej szkorbutowi. Padają jesienne deszcze, droga do stolika tonie w błocie, zmoknięci, zaszargani ludzie odczuwają jeszcze mocniej upokorzenie jałmużny i z tego właśnie powodu nie przenosi się punktu przyjęć pod dach. Lena wraca stamtąd, jakby jeszcze raz uprosiła dla Antka łaskę istnienia