... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Pierwszą kategorię, są to zdania lub nawet całe akapity, eliminuję bezlitośnie, trzecią zostawiam w spokoju i cały wysiłek korekcyjny skupiam na drugiej. — To jest walka o formę, a walka o treść? — Jest tu jeden podstawowy cel: rzecz nie może być nudna. Sztuka zniesie wszystko: perwersję, kłamstwo, najcięższą prawdę, okrucieństwo i ckliwość, hipokryzję i zarozumiałość, ale nie zniesie nudy. Tak jak dla ludzi progiem niebytu jest śmierć, tak dla sztuki jest nim nuda. Nudna książka to tak jak nudna podróż, niedobrze się robi. 349 — A co się robi, żeby często podróżować? Pytanie do eksperta... — Pytanie złośliwe, więc odpowiedź nie może być gorsza. Otóż pisze się książkę, bierze honorarium i przeznacza na podróż. — Na ile podróży starcza honorarium za jedną książkę? — Na niewiele. Honoraria za książki są w Polsce jednymi z najniższych w krajach socjalistycznych, a za wznowienia otrzymuje się jeszcze mniej. Dlatego moje podróże są na ogól krótkie, ale nie tylko dlatego. Nie lubię długo włóczyć się za granicą, bo zżera mnie tęsknota... Wie Pan, to może płaskie, ale będąc daleko od Polski równie silnie, jak za najbliższą osobą, tęskni się za kotletem schabowym... A poza tym lubię szybko podróżować. — Za szybko. Opowiada się anegdoty o dwóch przypadkach, gdy doścignął Pan drzewa i mimo kompletnego rozbicia tak zwanych pojazdów mechanicznych, jakimś cudem wyszedł Pan z tego cało. Słyszałem, jak mówiono, że Łysiak bezskutecznie ściga śmierć po drzewach... — Tyle rzeczy się o mnie mówi... — I wszystko to nieprawda?... Powiem Panu coś jeszcze. Znajomy dziennikarz, który nie należy do wielbicieli Pańskiej twórczości, powiedział mi, iż Łysiak jest ciekawy nie tyle przez to, co pisze, ile przez to, że w dobie ubogiej w legendy stał się postacią autentycznie legendarną, o której opowiada się niestworzone historie, bulwersujące anegdoty, plotki... — Dobrze, że użył Pan tego ostatniego słowa. — Panie Łysiak. Czy plotką jest, że na obronie swego doktoratu pojawił się Pan w przetartych dżinsach i pepegach, obrażając tym grono profesorskie? — Tak, ale co ma strój do... — Czy plotką jest, że w Stanach Zjednoczonych z wariacką szybkością gnał Pan nocą do Memphis na pogrzeb Ehisa 350 Presleya i że zatrzymany przez policję awanturował się Pan tak, iż zamknięto Pana w więzieniu? — Nie w więzieniu, tylko w areszcie szeryfa. — Czy plotką jest, że wdarł się Pan do gabinetu znanego uczonego i przeklął go za rzekome sprzeniewierzenie się etyce naukowej? — Nie rzekome! — Czy plotką jest, że na wieczorze autorskim w Warszawie tłum cisnący się do Pana po autograf zmiażdżył meble na sali i że ci, którzy się nie docisnęli, prosili o autograf „zastępczy" Pańską żonę?! — Dlatego już nie udzielam wieczorów autorskich. — A te historie o woskowej ręce ukradzionej przez Pana na Peloponezie, o Pańskich kontaktach z mafią na Sycylii i dziesiątki innych historii!? Czy Pan to wszystko sam wymyśla? — Tak, w wolne soboty od ósmej do dziesiątej! (...) — Niech Pan tak nie krzyczy, ja słyszę... A propos, czy jest nieprawdą, że Pan lubi krzyczeć? — Jeśli nawet, to nie na słabszych od siebie, jak to robią prawie wszyscy. Niech Pan popatrzy dookoła, każdy szuka słabszego, by nim poniewierać. Przełożony krzyczy na swoich podwładnych, podwładni krzyczą na swoje żony, żony krzyczą na swoje dzieci, a dzieci biorą sobie odwet na misiach. Ciekawe, na kogo drą się misie, jak Pan myśli?... — Myślę, że musimy kończyć, bo kończy się taśma... Niech mi Pan powie na koniec jedną rzecz. We wszystkich swoich książkach każdy rozdział opatruje Pan mottem, wprost obsesyjnie, w „Wyspach zaczarowanych" każdy rozdział ma nawet po dwa motta. Jakie motto dałby Pan dotychczasowemu rozdziałowi swego życia? — Wbrew pozorom niewesołe, ale toczyliśmy rozmowę tak zabawną, że przyda się jej trochę smutku na zakończenie... Byłby to fragment z listu naszego największego architekta w tym stuleciu, nieżyjącego już Macieja Nowickiego, do matki: 351 „W bezustannej walce o sukces pracy przebłyskuje jakaś nie skrystalizowana myśl, że jeżeli się go osiągnie, to zmieni on wszystkie zasadnicze sprawy, które człowiekowi daleko bardziej leżą na sercu niż powodzenie zawodowe". Rozmawiał: Marian Butrym. „RAZEM" 6 lipca 1980 Zamiast wywiadu — ,,Ankieta personalna" Waldemara Łysiaka, czyli prawie wszystko na sprzedaż Imiona i nazwiska. Waldemar Wojciech Konrad Łysiak (Waldemar to imię duńskich królów i polskich ordynatów). „Perfidię" wydałem pod pseudonimem Valdemar Baldhead, co jest angielskim pastiszem mojego nazwiska, składającym się z dwóch wyrazów: „bald" (łysy) i „head" (głowa), można to więc tłumaczyć: Łysy Łeb. Mam jeszcze dwa pseudonimy publicystyczne, których używam rzadko (...) Imiona rodziców i nazwisko panieńskie matki. Stanisław Andrzej (Galicja) i Wiktoria z Kowalewskich (Wielkopolska). Urodzony. 8 marca 1944 roku (Dzień Kobiet!) w Warszawie, pod znakiem Ryb, w czepku (nie mylić z czapką uszatką). Narodowość. Sarmacka. Pochodzenie. Bezpunktowe — burżuazja pracująca. Wyznanie. Rzymskokatolickie. Przekonania polityczne. 352 Bonapartysta. Stan cywilny. Żooooooooonaty! Strasznie długo. Współmałżonek (imiona, nazwisko panieńskie, narodowość, pochodzenie, zawód)