... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Nawet na [niadanie. W tej samej chwili lunB straszliwy deszcz. NastpiBo to tak szybko i bez |adnego wstpu, |e Marek podskoczyB jak oparzony, uderzajc gBow o jaki[ twardy wystp. SchyliB si i ku swojemu ogromnemu zdziwieniu wymacaB nad gBow co[ w rodzaju daszku skBadajcego si z popltanych korzeni drzew i suchych gaBzi. - Pulpet, chodz tutaj! - wykrzyknB. Malec mokry i ogromnie nieszcz[liwy przykucnB obok niego. - Ttto mmo|e by jaskinia Iwa!  zamruczaB dr|c na caBym ciele. - ZupeBnie mo|liwe!  roze[miaB si Marek.  Ale mo|e ten lew jest teraz na spacerze... - Ty si zawsze [miejesz ze mnie, a mnie jest mokro  dr|aB Pulpet wicej ze strachu ni| z zimna. - Pomy[l o Klementynie! Ona ju| od tak dawna bBka si po lesie i jest sama... - A Asia? Te| jest sama i te|... BUMMM! BUUUMM ! Pulpet zadygotaB i caBym ciaBem przywarB do Marka. 55 Deszcz laB jak z przysBowiowego cebra. Strugi wody uderzaBy o gste korony drzew, rozpryskiwaBy si na li[ciach i spadaBy gradem na gste podszycie lasu. Po ka|dej bByskawicy robiBo si jeszcze ciemniej i jeszcze straszniej. Wiatr szarpaB gaBziami i wyB jak stado wilków. - Ja chc do Asi!  wykrztusiB malec przylepiafc si szczelniej do pleców Marka. - Tylko si nie rozmaz, panie bracie - powiedziaB Marek i przyjacielsko szturchnB malca w |ebro. -My[l, |e teraz bdziemy szuka dwóch dziewczynek zamiast jak dotychczas jednej! - A czy nie my[lisz, |e Asia teraz szuka nas? - Pulpet bardzo martwiB si o siostr. Oczywi[cie martwienie si o Asi miaBo i inny powód. Oprócz rzeczywistej trwogi o losy dziewczynek Pulpet chciaB w ten sposób zagBuszy wBasny strach. Wiadomo, |e gdy w czasie burzy my[li si bardzo, bardzo intensywnie o zupeBnie czym[ innym - to burza jak gdyby si zmniejsza i strach nie ma ju| takiej wBadzy. Nie wiadomo, jak dBugo wBa[ciwie siedzieli w tej dziurze, która, cho sucha, byBa bardzo, ale to bardzo niewygodna. - To jest dziura jednoosobowa - powiedziaB Marek, któremu znów cierpBy Bydki. - Chyba nie chcesz, |ebym sobie std poszedB? -zapytaB Pulpet bardzo cienkim gBosikiem. 56 - Ach, skd|e! - odrzekB Marek zaciskajc zby, b0 w Bydce biegaBo mu ju| sto tysicy oszalaBych fnrówek. Zawsze si wydaje, |e to mrówki. Deszcz jak gdyby ustawaB, ale bByskawice w dalszym cigu roz[wietlaBy krawdz ich kryjówki, a pio-runy waliBy jeden za drugim