... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Poza tym za kilka dni skończy nam się żywność. - Dobrze, pomyszkujemy trochę po tym co zostało ze sklepów. Zatrzymali się przed rozbitą szybą wystawową. Z zewnątrz sklep wyglądał jakby był obrabowany doszczętnie. - Musieli w popłochu uciekać. - zauważył Max. - Mam jednak nadzieję, że coś tam zostało. Okazało się, że magazyny sklepów kryły jeszcze trochę żywności nadającej się do spożycia. - Mamy szczęście. - powiedziała, układając zapasy w samochodzie. - Nie wiem czy zauważyłaś, ale szczęście towarzyszy nam od samego początku. Uśmiechnęła się. - Rzeczywiście. Bywało źle, ale zawsze jakoś wychodziliśmy z tego. - Mam tylko nadzieję, że będzie tak do końca. - Tylko skąd będziemy wiedzieli, że to już koniec? - Na pewno będziemy wiedzieli. - W porządku, skończyłam. Możemy ruszać. - powiedziała. - No to w drogę. Jadąc dalej nie spotkali żywego ducha. Wszystko wyglądało tak martwo, że aż przerażająco. - Musi być jakieś wytłumaczenie tego. - powiedziała. - Mam nadzieję, że nie chcesz za wszelką cenę dowiedzieć się co to za wytłumaczenie? Chciała mu coś odpowiedzieć, ale nie pozwolił jej. - Jedziemy sobie spokojnie przed siebie i naprawdę nie chcę, żebyś pakowała nas w kłopoty. - Postaram się, ale nie mogę za nic ręczyć. - W porządku, ale staraj się, dobrze? Słońce zbliżało się do horyzontu, gdy wjechali na spory pagórek. W oddali widniały jakieś zadymione kształty. - Co to jest? - zapytała. Wyjął lornetkę i chwilę patrzył przez nią. - Wydaje mi się, że odpowiedź na twoje pytanie. - ??? - Pamiętasz opuszczone miasteczka? Zabrała mu lornetkę i sama spojrzała w tamtą stronę. - Jacyś ludzie. - powiedziała. - Pewnie mieszkańcy, nie rozumiem więc ... - To tymczasowi mieszkańcy. - odparł, rozkładając mapę. - Dlaczego tymczasowi? - zapytała zdziwiona. - Jak się dokładniej przyjrzysz, to zobaczysz, że ten dym to tumany pyłu i dymu ognia, a ci ludzie to jakiś gang. - Wszędzie widzisz gangi! - Tak? No to spójrz bardziej w lewo? Widzisz? To jedna z częstych "zabaw". Pozwalają uciec mieszkańcom, zostawiając sobie kilkoro do zabawy. Wypuszczają ich poza miasto i urządzają sobie na nich polowanie. - To chyba niemożliwe. To nieludzkie! - Bo to już nie są ludzie. Kiedy to do ciebie dotrze?! - Co chcesz robić? - zapytała po chwili ciszy. - Po pierwsze chcę, żebyś słuchała mnie i nie wdepnęła w coś, czego mogłabyś żałować. - Max ... - Dobra, dobra! Będziemy musieli zaszyć się gdzieś i poczekać aż zrobi się ciemno. - Dlaczego? Nie można przemknąć się z dala od nich? - To równina, zauważą nas. Z nimi nie mamy szans. Schowamy się, a w nocy cicho ruszymy dalej. - Mam tylko nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z twoim planem. - Musimy zdać się na nasze szczęście. Znaleźli schronienie w pobliskiej sztucznie stworzonej jaskini. - Znowu szczęśliwy dla nas zbieg okoliczności. - zauważyła dziewczyna. - Powiem tak, jak będziemy już mieli wszystko za sobą. Wyczuła w jego głosie nutkę pesymizmu. Może zresztą to był strach? Znał ten świat lepiej od niej i ufała mu. Jak do tej pory, to on wyciągał ją zawsze z kłopotów, a ona go w nie wpędzała. Nie pytała czy boi się. Sama miała stracha. Zdawała sobie sprawę, że nadchodząca noc mogła być ich ostatnią, albo jeszcze jedną na tym etapie. - Prześpij się trochę. - zaproponował. - Skoro ty możesz nie spać, to ja też mogę. A poza tym wcale nie chce mi się spać. - Nerwy? - Sama nie wiem. Mówiłeś o tych ludziach w taki sposób, że trochę się przeraziłam. - Jeszcze chwila a uwierzę w to. - zaśmiał się. - Mówię poważnie. Jak rzadko kiedy. Wiesz, nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie się tak bardzo zmienili. Kiedyś też było nie mało morderców, psychopatów i innych czubków, ale nigdy nie było ich aż tylu. Jak to się dzieje, że gdziekolwiek się nie pokażesz, stajesz oko w oko z ludźmi, którzy mogą okazać się szaleńcami, takimi jak ci tam. To chyba jedyna rzecz, której nigdy nie zrozumiem. - Masz rację. - ??? - Tego nigdy nie zrozumiesz. Nawet ja tego nie rozumiem. - Żartujesz chyba. Myślałam, że znasz ten świat. - Przyjąłem go po prostu do wiadomości, ale to nie znaczy, że go rozumiem. Znam mniej więcej zasady jego działania i staram się żyć według nich. Myślałem, że zapomniałem już o starym świecie. Te 12 lat dało mi zdrowo w kość. - Ale nie zapomniałeś? - Nie, przez ciebie. - Przeze mnie? Dlaczego mówisz to z wyrzutem? - Bo czasami myślę, że byłoby lepiej zapomnieć. Może miał rację? - Wiesz, kiedy cię odhibernowałem, byłem wściekły na siebie i na ciebie. Na siebie za to, że popełniłem taką gafę, a na ciebie za to, że znalazłaś się na mojej drodze. Gdybym umiał i mógł, zahibernowałbym cię z powrotem. - Mówisz poważnie? Skinął głową. - Chociaż nie jestem pewien, czy zrobiłbym to. Przez te kilkanaście lat byłem zupełnie sam. Ludzie trzymali się ode mnie z daleka, a i ja do nich nie tęskniłem. Miałaś rację, w tym świecie każdy jest potencjalnym mordercą. A ja nigdy nie przejmowałem się zbytnio losem takich ludzi. Ale kiedy zobaczyłem cię tam w Instytucie, coś we mnie drgnęło. Nie mogłem cię tam zostawić, to było wbrew czemuś, co nagle się odezwało we mnie. - Sumienie? - Może. Nawet kiedy leżałaś nieprzytomna, nie mogłem myśleć o tym, żeby cię zabić