... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Miała pracę. Swojąpierwsząprawdziwą pracę w świecie biznesu. Wynagrodzenie było hojne, wyższe niż się spodziewała. Gdyby miała tu zostać, mogłaby wynająć własne mieszkanie, pod warunkiem, że znalazłaby drugą pracę na popołudnia. Może powinna pomyśleć o zajęciu, o którym mówiła Bess. Potrząsnęła głową- nie ma przecież zamiaru zostać w tym marnym mieście. Doprowadzi do końca swój plan wyjazdu do Kalifornii. Fanny spędziła resztę popołudnia siedząc na werandzie pensjonatu i czytając. Znów tęskniła za domem. Pociągnęła nosem i dmuchnęła w chusteczkę. Nie będzie płakać, na pewno nie będzie. Ale jednak się rozpłakała. Gdyby była teraz w domu, właśnie zaczynałaby przygotowywać kolację. Pewnie obierałaby ziemniaki i obtaczała w mące kotlety wieprzowe, łuskałaby groszek albo dojrzałą kukurydzę. Może wyciskałaby sok z cytryny. Daniel uwielbiał, kiedy stawiała na stole dzbanek z lemoniadą i prawie całą wypijał sam. Brad zawsze dodawał więcej cukru. Ojciec pił do posiłków mocną, czarną kawę. Ona sama zawsze do posiłku smarowała chleb masłem i domowym dżemem z truskawek. Nie robiła tego tutaj, w pensjonacie, bo na stole nie było dżemu. Może chleb z dżemem do obiadu był czymś, co jedli tylko ludzie w Shamrock. Nie była pewna i nie chciała ryzykować ośmieszenia pytając. Tak, z całą pewnością tęskniła za domem. Fanny czekała na ganku, kiedy Bess Otis przyjechała punktualnie o siódmej kremowym sedanem swojego ojca. Wyskoczyła z niego z pełną po brzegi siatką w ręku i popchnęła Fanny do środka. - Nie zwracaj na mnie uwagi, Fanny, zawsze taka jestem w piątek wieczorem. Nie możemy sobie pojeździć po mieście, bo mam tylko odrobinkę benzyny. Może nawet zabraknąć po drodze. Nienawidzę racjonowania. Jestem taka podniecona - może to jest właśnie ta noc?! No wiesz, noc, kiedy zdarzy się coś dzikiego i wspaniałego. Co powinnyśmy najpierw zrobić? Pokaż mi, co chcesz włożyć. Fanny, to wygląda jak sukienka do kościoła! Nie masz czegoś koronkowego albo z falbankami? Popatrz na moje ciuchy! - Bess wyciągnęła z siatki sukienkę - fioletową, bez rękawów, z falbanami zebranymi w niektórych miejscach małymi siatkowymi kulkami. - Skąd... skąd ją masz? - zapytała Fanny. - Sama uszyłam. Uczyłam się szyć w szkole. Nie sprzedają takich sukienek. Powinnaś zobaczyć zieloną. Noszę je na zmianę. Poczekaj, jeszcze na moją fry- 150 zurę. Skopiowałam ją z żurnala i dodałam własne elementy. Taki mam styl, Fan-ny. Chciałam czegoś, co mówiłoby, że to ja, Bess Otis. Jeśli jakiś facet pyta, jak mam na imię, mówię, że jestem Elizabeth Adrian. Adrian to moje drugie imię, więc nie kłamię tak naprawdę. No i co o tym myślisz? - nie czekając na odpowiedź stwierdziła: - Muszę przykleić sztuczne rzęsy i trochę przystroić włosy. Makijaż zrobię na końcu - mnóstwo, mnóstwo różu. Gruba warstwa makijażu pokrywa większość piegów. - O mój Boże - to wszystko, co była w stanie powiedzieć Fanny. Bess przez całą minutę oceniała szafirową sukienkę Fanny. - Nie da się z nianie zrobić. Trzeba będzie popracować nad twoimi włosami i makijażem. Przyniosłam ci dodatkowąparę kolczyków, na wypadek, gdybyś nie miała nic błyszczącego. Kolczyki są obowiązkowe. Myślę, że trzeba by też wypchać ci stanik. - O nie, nie zrobię nic takiego - przeraziła się Fanny. - Dobra, ale ja wypcham swój. Jak ci się podobają te czerwone pantofle? W czerwonych butach jest coś totalnie dekadenckiego. W jakim kolorze są twoje? - Białe. Jest lato. - Faktycznie musiałaś być chowana pod kloszem. Poczekaj, aż zobaczysz niektóre stroje na mieście. Oczy wyjdą ci z orbit. To twój pierwszy raz, więc może w przyszłym tygodniu lepiej się wczujesz. Mogłabym ci zrobić, o, taką sukienkę - powiedziała, pstrykając palcami. - Oczywiście musiałabyś kupić materiał. - Ja... zastanowię się nad tym - słabo odezwała się Fanny. - Wiesz, Bess, nie jestem z tych, którzy lubią błyszczeć. - Mnie też się tak kiedyś wydawało. A popatrz na mnie teraz! Fanny nie wiedziała, czy się śmiać czy płakać. Zdecydowała się śmiać, żeby nie popsuć swojego pierwszego wieczoru spędzonego w mieście. Będzie się martwić o przyszły tydzień, kiedy przyjdzie na to czas