... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Zdołał odpowiedzieć jej słabym uśmiechem, potem wyszedł. Wpełzł z powrotem do łóżka. Leżał tam może z godzinę, oszołomiony i wciąż jeszcze roztrzęsiony, kiedy drzwi do jego komnaty otwarły się i do środka weszła na paluszkach Betriz. Przyłożyła mu dłoń do zroszonego zimnym potem czoła. - Bałam się, że dostaliście gorączki - odezwała się - ale jesteście wymarznięci. - No tak... hm... wymarzłem. Musiałem w nocy zrzucić z siebie okrycie. Dotknęła jego ramienia. - Macie wilgotne ubranie. - Przymrużyła oczy. - Kiedy ostatnio jedliście? - Nie mógł sobie przypomnieć. - Wydaje mi się, że wczoraj rano. - Ach tak. - Jeszcze przez chwilę patrzyła nań surowo, potem okręciła się z furkotem i wyszła. Dziesięć minut później w komnacie zjawiła się służąca z ogrzewaczem do łóżka pełnym gorących węgli i puchową pierzyną, a kilka minut po niej - sługa z wiadrem ciepłej wody i mocnym przykazem, by dopilnował, aby Cazaril się umył i przebrał w suchą koszulę, a potem położył z powrotem do łóżka. Coś takiego w zamku, który nagle zupełnie oszalał i pogrążył się w chaosie, bo każdy dworzanin i dama musieli przygotować się pospiesznie do niespodziewanej uroczystości, która wymagała jak najstaranniejszej oprawy! Cazaril niczego nie kwestionował. Sługa właśnie kończył otulać go ciepłą, suchą pościelą, kiedy znów pojawiła się Betriz, niosąc na tacy fajansową miskę. Pozostawiła otwarte drzwi i przysiadła na brzegu jego łóżka. - Zjedzcie to. Był to chleb namoczony w mleku i okraszony miodem. Zaskoczony i zdezorientowany, przyjął pierwszą łyżkę, potem z wysiłkiem usiadł. - Aż tak chory nie jestem. Próbując odzyskać resztki godności, wziął od niej miskę, ona zaś się nie sprzeciwiała, skoro zabrał się do jedzenia. Przekonał się, że jest potwornie głodny. Kiedy skończył jeść, przestał też się trząść. Dziewczyna uśmiechnęła się z zadowoleniem. - Już nie przypominacie upiora. To dobrze. - Jak się miewa rojessa? - O wiele lepiej. Chciałam powiedzieć, że osłabła, ale nie mam na myśli załamania. To raczej coś w rodzaju błogosławionej ulgi, która przychodzi wtedy, kiedy nagle ustąpi jakaś nieznośna presja. Aż miło na nią popatrzeć. - Tak, rozumiem. Betriz pokiwała głową. - Teraz odpoczywa, dopóki nie przyjdzie czas się ubierać. - Wzięła od niego pustą miskę, odstawiła na bok, a potem zapytała ściszonym głosem: - Cazarilu, co zrobiliście wczoraj w nocy? - Jak widać - nic. Zacisnęła wargi poirytowana. Ale po co miałby teraz zrzucać na nią ciężar takiej tajemnicy? Wyznanie mogło ulżyć jego duszy, ale z kolei ją pogrążyłoby w niebezpieczeństwie, gdyby kiedykolwiek została wezwana na śledztwo i zmuszona zeznawać pod przysięgą. - Lord dy Rinal powiedział mi, że zapłaciliście paziowi, żeby wam złapał szczura. To właśnie ta wiadomość sprawiła, że kanclerz dy Jironal popędził zaraz do waszej komnaty. Paź mówił, że twierdziliście, jakoby chcecie go zjeść. - No i co? Zjeść szczura to jeszcze nie zbrodnia. Urządziłem sobie małą ucztę na pamiątkę Gotorgetu. - Ach tak? Właśnie mówiliście, że nie jedliście nic od wczorajszego ranka. - Zawahała się, mierząc go niespokojnym spojrzeniem. - A pokojówka mówiła mi, że kiedy rano opróżniała wasz nocnik, widziała w nim krew. - Na demony Bastarda! - żachnął się Cazaril, który już zaczynał się kłaść, ale teraz z powrotem usiadł. - Czy na tym zamku nie ma żadnej bariery dla plotek?! Czy tutaj człowiek nie może mieć nawet własnego nocnika tylko dla siebie? Wyciągnęła przed siebie dłoń. - Lordzie Caz, nie żartujcie. Jak bardzo jesteście chorzy? - Brzuch mnie bolał. To przejściowe, można rzec. - Skrzywił się i doszedł do wniosku, że nie ma co wspominać o halucynacjach. - Krew w nocniku to oczywiście ślady po zarzynaniu szczura. A ból brzucha mi się należał, skoro zjadłem tak obrzydliwe stworzenie. - To niezła historyjka - odrzekła z namysłem. - I wszystko do siebie pasuje. - Zatem widzicie. - Ale Caz... Ludzie pomyślą, że jesteście dziwni. - Mogę ich wrzucić do jednego worka z tymi, którzy myślą, że gwałcę dziewczęta. Przypuszczam, że potrzeba mi jeszcze jednej perwersji, żeby zachować równowagę. - No cóż, posądzenie o śmiercionośne czary może być akurat tą perwersją, która zapewni mu równowagę na szubienicy. Odsunęła się i ściągnęła brwi. - W porządku. Nie będę nalegać. Ale tak się zastanawiałam... - Objęła się ramionami i wpatrzyła w niego uważnie. - Gdyby, teoretycznie, dwie osoby tej samej nocy próbowały zabić za pomocą czarów tę samą osobę, to czy nie mogłyby wyjść z tego... na pół martwe? Teraz Cazaril wpatrzył się w nią równie uważnie - nie, nie wygląda na chorą - i potrząsnął przecząco głową. - Nie wydaje mi się